Zbigniew Woźniak: Pałac w Wojnowicach odmienił moje życie

W ostatnich dniach pałac w Wojnowicach został wpisany do rejestru zabytków. Była zatem doskonała okazja by porozmawiać z jego właścicielem, prezesem stowarzyszenia „Pałac w Wojnowicach – wczoraj, dziś, jutro”, Zbigniewem Woźniakiem na temat początków w pałacu, miejscowości w której jest zlokalizowany, oraz działalności stowarzyszenia. Rozmawia Marcin Wojnarowski.


palac_11

– Jak pan trafił do Wojnowic?
– Pierwszy raz trafiłem tu w 2000 r. odwiedzić chorą pracowniczkę. Obiekt był bardzo zaniedbany, ale podobał mi się. Kiedy w 2003 roku okazało się że jest na sprzedaż, zdecydowałem się go kupić. W ten sposób zacząłem realizować swoje marzenia i wizje, aby przywrócić temu miejscu dawny blask, aby był miejscem radosnym i promieniowała z niego kultura.

– Jak to się stało, że został pan społecznikiem?
– Jest to kwestia pewnych wrodzonych predyspozycji i temperamentu. Do tego jeszcze trzeba znaleźć się w odpowiedniej chwili w odpowiednim miejscu i mieć trochę szczęścia. Zupełnie przez przypadek 26 lat temu osiedliłem się w Raciborzu, bo była okazja wybudować dom i uruchomić dobry biznes. Zajmowałem się różnymi rzeczami, ale ważnym momentem było kupno pałacu. To bardzo odmieniło moje życie. Wraz z prowadzonymi pracami w pałacu, zacząłem zgłębiać jego historię, organizować coraz to nowe imprezy kulturalne i charytatywne, interesować się przyrodą.

wywiad-do-nr-pop

– Co skłoniło pana do założenia stowarzyszenia?
– Osoba fizyczna oraz przedsiębiorca, chcąc coś zrobić dla społeczności lokalnej, napotyka różne problemy i ograniczenia. Sponsorzy niechętnie dokładają się do czegoś, co nie ma ram instytucjonalnych. Tak samo trudno o pomoc gminy. Kończyło się więc na tym, że najczęściej sponsorem byłem ja sam i moja firma. W międzyczasie założyłem Muzeum Dawnej Wsi oraz Muzeum Horroru, napisałem książkę sensacyjną „Oko zła”, która również promuje pałac oraz organizowałem wiele wydarzeń na terenie obiektu. Pod koniec 2014 r. zebrałem więc grupę zaprzyjaźnionych ludzi, który potrafią, lubią i chcą coś robić, i założyliśmy stowarzyszenie. Dzięki temu nie ma już problemu by np. Dom Kultury przysłał grupę teatralną albo udostępnił nagłośnienie. Najważniejszą korzyścią z założenia stowarzyszenia jest jednak możliwość pozyskiwania środków na realizację różnych pomysłów.

– Jak pan, człowiek wychowany w dużym mieście, odnalazł się jako mieszkaniec wsi?
– Dawniej sobie tego nie wyobrażałem. Dziś duże miasto ma dla mnie więcej wad niż zalet. Inna rzecz, że do centrum Raciborza mam zaledwie dziesięć minut samochodem, a wielu mieszkańców dużych miast jeździ co dzień do pracy do centrum miasta ponad pół godziny. Korzyścią jest również to, że mam sporo ruchu fizycznego, bo park jest duży i (mimo zatrudniania ogrodnika) zawsze jest coś do zrobienia. Budynek natomiast, od piwnicy po strych, to w sumie aż pięć kondygnacji. Też jest gdzie pochodzić. Wielką zaletą jest kontakt z przyrodą, którą cały czas poznaję i ciągle dostrzegam coś nowego.
Na wsi łatwiej też uchwycić czego ludziom potrzeba, a mając do dyspozycji taki obiekt jak mój, ma się mniejszy problem z realizacją wytyczonych sobie zadań. W małej społeczności wchodzi się w bardziej bezpośrednie relacje z ludźmi, ale też łatwiej dostrzec kto naprawdę chce coś zrobić, kto jest życzliwy, a komu się nie chce. W Wojnowicach akurat łatwo znaleźć ludzi chętnych do współpracy.

– Odniósł się pan niedawno do sprawy powołania trzeciego stowarzyszenia w Wojnowicach…
– Kiedy w grudniu czytałem na łamach NR, że w tych Wojnowicach nie wiadomo co się wyprawia, bo powstało już trzecie stowarzyszenie, pomyślałem że mamy tu po prostu szczęście do nadzwyczajnie aktywnych mieszkańców. Sięgnąłem do statystyk i okazało się, że w Polsce jest 107 tys. stowarzyszeń, średnio jedno na każdych 359 mieszkańców kraju. W Wojnowicach, na każde stowarzyszenie przypada 329 mieszkańców, co oznacza iż faktycznie aktywność mamy tu nieco większą niż przeciętna. Ale nie na tyle by bić na alarm, że dzieje się coś złego. To tylko świadczy, iż rozwija nam się społeczeństwo obywatelskie.

DSC_0002

– Skąd więc problem?
– Wbrew różnym pogłoskom, nie ma i nie było żadnego konfliktu między wojnowickimi stowarzyszeniami. Każde zajmuje się czym innym, ma swoje cele, swoich członków i sympatyków. Prócz stowarzyszeń są też organizacje nie posiadające osobowości prawnej, jak: Koło Gospodyń Wiejskich, czy Rada Sołecka, OSP, LKS, z którymi też współpracujemy i jest OK. Mieszkańcy natomiast, jak wszędzie, mają różne poglądy, np. w temacie wiatraków, czy byłego proboszcza. Każdy ma prawo mieć swoje zdanie, ale to nie przekłada się relacje między naszymi organizacjami.

– Czym się właściwie zajmuje pańskie stowarzyszenie?
– Ubiegły rok mieliśmy bardzo owocny. Dwa razy gościliśmy w pałacu rewelacyjną grupę teatralną Irrealis z Raciborza. Zorganizowaliśmy w pałacu dwudniowy plener malarski, wernisaż i wystawę dla uzdolnionej plastycznie młodzieży z PWSZ i Liceum Plastycznego w Raciborzu. Drugi zrealizowany projekt, dotyczył odnowienia wiejskiego skwerku, zebrania lokalnych podań i legend, i wydania książki zawierającej zebrany materiał. Na ten rok też już mamy kilka dobrych pomysłów.

palac_10

– Nawiązując do podań i legend, czy to prawda, że w pałacu straszy i czy znalazł pan tu skarb?
– W pałacu jest spokojnie, nic nie straszy, choć czasami nie wszystko da się wytłumaczyć „szkiełkiem i okiem” mędrca. Dość strasznie natomiast jest w Muzeum Horroru, ale ono z zasady nie jest salonem strachu, a placówką gdzie można się dowiedzieć wiele ciekawych rzeczy. A co do skarbu, to znalazłem go, w osobie mojej żony. To Muzeum Horroru, to był naprawdę dobry pomysł. Gościliśmy nawet Chińczyków i Afrykańczyków. Szczególną radością jest dla nas jak przyjeżdżają specjalnie do nas osoby z daleka, np. z Gdańska.

– Został pan wyróżniony nominacją do nagrody starosty raciborskiego: „Mieszko A.D.2015”. Jak pan to przyjął?
– Pracę społeczną wykonuje się z założenia bezinteresownie, a przeważnie to się do niej jeszcze dokłada. Miło, że burmistrz gminy Krzanowice, po zasięgnięciu informacji w sołectwie, wystawił moją kandydaturę. Potem kapituła, składająca się z kilkunastu znanych i szanowanych osób, zapoznając się z przedłożonymi materiałami oceniła dokonania poszczególnych kandydatów. Otrzymałem bardzo wysoką ocenę, więc mogę być zadowolony.

– Od dziesięciu lat mieszka pan, pracuje i działa w wojnowickim pałacu. Nie jest pan tym zmęczony? Czego panu życzyć?
– Kiedy angażujemy swój wysiłek w to co lubimy, wtedy żadna praca nie męczy. Oczywiście, różne sytuacje się zdarzają, ale ostatecznie liczą się proporcje plusów i minusów. Chcę nadal promować to miejsce, organizować różne akcje. Czekam na okazję do wydania książki o historii pałacu a może i całej miejscowości. A co do przyszłości, to nigdy nie wiadomo co jeszcze mnie w życiu porwie…

Marcin Wojnarowski, foto MajkaD