Niektórzy mierzą pomoc kilometrami, my ją „wytańczamy”. 17 września po raz dziewiąty odbędzie się koncert Jak Oni Tańczą – wspaniałe show dla widzów, a dla wszystkich, którzy je tworzą bezcenne wspomnienia. Wspomnieniami z tanecznego parkietu dzieli się Agata Skaba, mieszkanka Radlina
Chcieć to móc
12 grudnia 2008 roku odbyła się pierwsza edycja koncertu, którego celem było zebranie pieniążków dla Wodzisławskiego Ośrodka Rehabilitacji i Terapii Dzieci i Młodzieży. Na scenie pojawiło się dziewięć par, złożonych z tancerzy grupy Deja Vu i zaproszonych gości – osób aktywnie działających w naszym regionie. Nikt nie spodziewał się wtedy, że będziemy planować kiedyś piąty, a teraz już i dziesiąty koncert. Grzegorz Święty, zespół Deja Vu, każda osoba, która włożyła serce w przygotowania – odnieśliśmy sukces. Pokazaliśmy niedowiarkom, że jeśli się chce, to naprawdę wiele można zdziałać.
Księża robili show
Na naszej scenie pojawiło się ponad pięćdziesięcioro zaproszonych gości, reprezentujących różne profesje – dziennikarze, strażacy, prawnicy, nauczyciele. W czwartej edycji wystąpił Remigiusz Rączka, znany kucharz, który zaskoczył nas ogromną powagą. Gdy zapytałam kolegów z zespołu o zabawne historie z koncertów, Grzegorz natychmiast przypomniał: „A pamiętasz jak Robert Schindler (karateka) rozerwał koszulę na scenie?”. Bardzo wczuł się w swoją rolę z filmu „Dirty Dancing”… Niezapomniany występ to również taniec Zbyszka Podleśnego, zastępcy burmistrza Radlina, w hippisowskich dzwonach i peruce, wprost nie do poznania. Byli i księża – ksiądz Bogdan Rek i ksiądz Rafał Woźnica wygrali kolejno drugą i trzecią edycję. Podbili serca publiczności świetnym wykonaniem choreografii – Ania Poloczek i Agnieszka Długosz przygotowały dla nich świetne układy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że ksiądz Bogdan nauczył się jive’a… z płyt.
Tylko nie loki
Od początku tancerzy czesze pani Ania z Czyżowic. Z nią i jej fryzjerkami znamy się już jak łyse konie – kiedy tylko staję w drzwiach słyszę błagalne: „Tylko nie loki!”. Moje włosy do pasa kręcą się tylko około czterech godzin, więc nie wiem, w czym problem. Loki, koki, tapiry – dziewczyny zawsze robią nam piękne fryzury, ale, niestety, nie dają się zaprosić do tańca.
Przełomy
Pierwszy koncert sam w sobie był dla nas wydarzeniem epokowym. Wiedzieliśmy już, że potrafimy. Zobaczyliśmy również, nad czym popracować, co ulepszyć i doszlifować. Kamieniem milowym była również edycja piąta. Ten mały jubileusz, z którego na początku żartowaliśmy („Piąta edycja już co najmniej w Spodku!”) postawił przed nami kolejne wyzwania, ale i uświadomił, że nie tak łatwo będzie się teraz poddać. Wciąż jednak zastanawialiśmy się, kiedy to minęło? Przecież dopiero co stawialiśmy tę pierwszą choinkę! Moim prywatnym przełomem był trzeci koncert. Z Pawłem złapaliśmy falę od razu, chcieliśmy zrobić coś innego, więc połączyliśmy walca wiedeńskiego z salsą, celtycką w charakterze – były podnoszenia, tiulowa biała suknia, mażoretki… No po prostu bajka! Przegraliśmy z zaledwie o dwa punkty, ale to nie było wtedy ważne – za sobą mieliśmy ponad dwa miesiące wspólnych godzin na treningach, kłótni, rozmów, upadków i wzlotów. Wtedy postanowiłam, że dopóki będzie „Jak Oni Tańczą”, tak długo będę i ja. Póki co, konsekwentnie tę myśl wcielam w życie.
Koncert i co dalej?
Uczucie, jakie towarzyszy przygotowaniom do całego przedsięwzięcia jest niemożliwe do opisania. Wszyscy goście, sceptycy czy niepoprawni optymiści, przeżywają jednak to samo – bolesne upadki, chwile zwątpień, zrezygnowanie i poważną chęć poddania się, na które przypadają bezbłędnie wykonana sekwencja, udane podnoszenie czy nawet rozejm w niepotrzebnej sprzeczce. Takie przeżycia, podparte wspólnymi próbami do finałowego tańca pomagają zbudować wspaniałe więzi, ale i pozostawiają po sobie pustkę, którą trudno zapełnić. Byli tacy, których zmotywowało to do znalezienia sobie hobby. Z innymi chętnie się spotykaliśmy i nadal to robimy – rekordy w tej materii bije siódma edycja. Po próbach wybieraliśmy coś przekąsić, a nad talerzami trwały nawet dyskusje o obozach narciarsko–tanecznych! Ewenementem jest Szymon Orzoł. W ubiegłym roku młody siatkarz zatańczył z Kingą Grabowską jako gwiazda. Energiczny jive tak mu się spodobał, że… dołączył do zespołu. W tym roku sam wziął pod swoje skrzydła uczennicę – Władysławę Rduch, i już na pierwszy trening przyszedł z gotowym układem.
Partner partnerowi (nie)równy
Gdy zaczynałam pracę nad tym tekstem, padło pytanie: „Który partner był najlepszy?”. Sama do siebie pomyślałam już: „Najlepszy? Każdy był najlepszy!”. Nie ma dwóch takich samych, każdy swoje ze mną przeszedł. Jedni nie bali się wyzwań, inni do treningów przystępowali z wielkim uprzedzeniem, graniczącym z niechęcią – tancerz to czasem trochę psycholog! W trzeciej edycji z kontuzją zmagał się mój partner, w siódmej to ja przeciążyłam kostkę i zamiast obcasów były baletki. Przygotowania do szóstej edycji niemalże w całości odbywały się w Katowicach – i to w salkach kościelnych! Same koncerty również bywały trudne – podczas pewnej „czaczy” realizator wyłączył muzykę za wcześnie, a jeden z partnerów zapomniał zabrać garnitur do wspólnego walca. Każdego roku miałam – mieliśmy! – przed sobą nowe, zupełnie inne wyzwanie. Tych nie należy wartościować. Każdą z edycji do końca życia będę wspominać tak samo ciepło, licząc na to, że wspomnienia moich partnerów będą równie pozytywne.
Ludzie dobrej woli
Są ludzie, bez których ten koncert nie miałby sensu. Grzegorz Święty nie tylko przed samym koncertem, ale przez cały rok wkłada w sprawę całe serce i mnóstwo wolnego czasu. Ludzie odchodzą i przychodzą, a on trwa. Razem z nim przy koncercie dzielnie myśli, projektuje i szyje Wiesława Skaba. Od drugiej edycji, kiedy to sama zatańczyła jako gość, organizację koncertu wspiera również Hania Blokesz–Bacza razem z mężem, Jankiem. Prowadzenie czy oprawa video – ich pomoc jest nieoceniona! Czym byłyby wspomnienia bez zdjęć? Od początku współpracuje z nami fotograf Karina Kubica, której prace zdobią plakaty, uwieczniają występy, a czasem i zdobią kubki czy kalendarze, jakie dla nas przygotowuje. Przede wszystkim jednak „Radlińska Przystań” – dzięki nim chce nam się tańczyć, bo mamy dla kogo. Po tylu latach nadal płyną łzy wzruszenia z każdym wypowiedzianym „Dziękuję”. To słowo należy się każdemu, kto choć cegiełkę od siebie dołożył, żebyśmy nadal mogli tańczyć.
Agata Skaba
Jak Oni Tańczą to inicjatywa radlińskiej grupy tańca towarzyskiego „Deja Vu”, której celem jest pomoc niepełnosprawnym dzieciakom. Pieniądze ze sprzedaży biletów od ośmiu lat, czyli od drugiej edycji koncertu, trafiają do „Radlinskiej Przystani”. Dzięki zebranym funduszom organizowane są warsztaty i wycieczki dla podopiecznych stowarzyszenia.
You must be logged in to post a comment.