Pierwsza kaseta na kredyt, przyjazdy z Tworkowa na rockoteki do Pszowa – wizyta Ani Wyszkoni w rodzinnych stronach obudziła wiele wspomnień. Wokalistka była gwiazdą XXV Dni Rydułtów. 26 sierpnia dała koncert, po którym wiele osób powiedziało o niej „nasza Ania”. Tuż po występie udzieliła nam wywiadu.
– Miałam przygotowaną zupełnie inną listę pytań, ale po tym co powiedziałaś na koncercie – o swoim wzruszeniu, odwiedzinach w Pszowie, obecności rodziny – z Tworkowa i bliskich na koncercie – tamte pytania idą w odstawkę. Porozmawiajmy o przeżyciach, które wiążą się z wizytą w rodzinnych stronach i koncertem w Rydułtowach.
– Ania Wyszkoni: Koncert był dla mnie bardzo ważny, poniekąd było to dla mnie wyzwanie – zagrać dla swoich, tak blisko miejsca, w którym wszystko się zaczęło. Czekałam z ogromną niecierpliwością na ten wieczór. Doczekałam się i cieszę się, że mogłam przejechać przez moje okolice i poczuć to, co 20 lat temu.
– Między próbą a koncertem odwiedziłaś Pszów. Jakie emocje temu towarzyszyły?
– Obudziły się wszystkie wspomnienia. Wiadomo, że kiedy mieszka się w innej części Polski, wspomnienia ulatują. Minęło wiele lat, ale kiedy przejechałam dzisiaj przez Pszów i zobaczyłam plac, na którym kiedyś znajdowała się Mega Astra, do której chodziłam na rockoteki, to aż chciałam wrócić do tamtych czasów.
– A Rydułtowy? Z czym to miasto kojarzy się Ani Wyszkoni?
– Nie tylko Rydułtowy, ale cała okolica związana jest dla mnie z początkami zespołu Łzy i z naszymi koncertami. Działaliśmy regionalnie i mieliśmy bardzo duże wsparcie ludzi stąd. Kiedy jeszcze nikt w Polsce o nas nie słyszał, tutaj już zapraszano nas na koncerty. Byliśmy zaczynającym swoją przygodę z muzyką zespołem. Młodymi ludźmi, którzy nie mieli pieniędzy, żeby stworzyć duże widowisko czy nagrać swoją muzykę. Wsparcie lokalne było dla nas bardzo ważne.
– Usłyszałam dziś mnóstwo anegdot dotyczących waszych początków. Między innymi to, że byliście u ówczesnych władz Pszowa prosić o wsparcie na wydanie kasety.
– Pukaliśmy do naprawdę różnych drzwi. Pierwszą kasetę wydaliśmy na kredyt. Potem musieliśmy ją wypromować. Pamiętam, że Adam Konkol rozwoził swoim maluchem kasety po lokalnych hurtowniach.
– Podobno pukaliście też do drzwi radia Vanessa, żeby grali wasze utwory.
– Oczywiście! Zapomniałam o tym wspomnieć podczas koncertu, ale to właśnie w Vanessie nagrałam swoją pierwszą reklamę i zarobiłam swoje pierwsze pieniądze. Dostałam 50 zł za zaśpiewanie reklamy studia komputerowego w Raciborzu. Pamiętam to do dziś. Byłam tak zestresowana, że dzień przed nagraniem rozchorowałam się. Pojechałam tam poważnie przeziębiona i przez to zaśpiewałam tylko chórek. A potem z rodzicami czekaliśmy, kiedy w radiu będzie „moja” reklama. Z kolei kiedy radio Vanessa zaczęło grać nasze pierwsze piosenki, jeszcze z płyty „Słońce”, czuliśmy niewyobrażalne szczęście. Byliśmy za to wsparcie naprawdę wdzięczni.
– Podczas koncertu na telebimach pojawiło się zdjęcie Ani Wyszkoni pod hałdą Szarlota. Kiedy zostało wykonane?
– Dzisiaj przed koncertem. Mam poczucie obowiązku wobec publiczności. Bardzo szanuję moją publiczność. Tego rodzaju lokalnym akcentem chcę pokazać, że jestem blisko niej. To nie jest tak, że przyjeżdżam na koncert, zaśpiewam to co planowałam i odjeżdżam. Chcę poczuć klimat danego miejsca, zbliżyć się do publiczności i być częścią jej świata.
– Kto z bliskich był na koncercie w Rydułtowach?
– Przede wszystkim rodzice. Bardzo dumni i szczęśliwi. Ale przypominam sobie, jak moja mama nakrzyczała na mnie, gdy powiedziałam, że nie pójdę na studia, tylko zajmę się muzyką. Bardzo to przeżywała. A ja po prostu miałam swój konkretny plan na życie i nie chciałam z niego rezygnować. Dziś śpiewam ze spokojem, a mama ze spokojem na to patrzy, bo wie, że jestem szczęśliwa. Rodzice są zadowoleni z tego, co robię. Na koncercie była też moja córka. Mama opiekowała się nią, gdy występowałam. Byli też moi dawni sąsiedzi, przyjaciele i znajomi. Nie wszystkich wyłapałam w tłumie, ale wiem, że przyjechali, bo pisali sms-y, że czekają na koncert. Dzięki temu czułam się, jak w domu.
– Śledzisz to, co działo się w ostatnim czasie w Młodzieżowym Domu Kultury w Raciborzu, z którym byłaś przecież związana? To, że pani Elżbieta Biskup nie kieruje już placówką?
– Śledzę i mam stały kontakt z panią Biskup. To wszystko jest smutne. Bardzo żałuję, że w ludziach jest tyle zawiści. Zawsze bardzo kibicowałam pani Eli. To kobieta, która ma mnóstwo marzeń, a wszystko co robi, robi z pasją. Zawsze w nią wierzyłam. Dzwonimy do siebie i wspieramy się w trudnych momentach. Zawsze też powtarzałam jej, że ma jeszcze coś ważnego do zrobienia. Być może potrzebowała tego momentu przełomowego. Może właśnie to wszystko, co wydarzyło się na jej drodze zawodowej, spowoduje, że osiągnie jeszcze więcej. Ja wierzę, że tak się stanie, bo jest po prostu dobrym człowiekiem.
– Jak zmieniała się Ania Wyszkoni od momentu, gdy śpiewała „Agnieszkę” do teraz, gdy śpiewa utwory z albumu „Jestem tu nowa”?
– Jestem w zupełnie innym momencie życia. Jestem bardziej otwarta i pogodna. Obecnie jestem związana z Wrocławiem i bardzo dobrze się tam czuję. Ale na Śląsk wracam z dużym sentymentem, z wielką radością i zawsze podkreślam, że czuję się Ślązaczką. Moja samodzielność i upór w dążeniu do celu to cechy, które wyniosłam ze Śląska, z rodzinnego domu. To coś, czego nauczyli mnie moi rodzice i co czuję tutaj w ludziach. Bo ludzie na Śląsku mają wyjątkową siłę i energię.
Ania Wyszkoni pochodzi z Tworkowa w powiecie raciborskim. Wokalistka, kompozytorka, autorka tekstów. Jej kariera muzyczna rozpoczęła się we wczesnym dzieciństwie, kiedy w zaciszu domowym „śpiewała” do dezodorantu albo rury do odkurzacza. Jednak bardziej spektakularne sukcesy nadeszły wraz z pojawieniem się Ani w szeregach grupy Łzy w 1996 r. W 2009 r. Ania Wyszkoni wydała pierwszy album pod własnym nazwiskiem, który nosi tytuł „Pan i Pani”. W 2017 r. ukazał się czwarty solowy album wokalistki „Jestem tu nowa”, z którego pochodzą takie przeboje jak: „Nie chcę Cię obchodzić” czy „Zanim to powiem”. Niedawno Ania Wyszkoni obchodziła 20-lecie kariery scenicznej.
Rozmawiała: Magdalena Kulok, fot. Magdalena Kulok, Zija/Pióra
You must be logged in to post a comment.