Pochowała dzieci, sprzedała rodzinny majątek. Historia niełatwego życia dawnej właścicielki Grabówki. Czy to ją archeolodzy znaleźli w grobie pośród pól?
Prace wykopaliskowe rozpoczęły się trzy tygodnie temu, a zakończyły w poniedziałek 29 czerwca. – Nie spodziewaliśmy się, że znajdziemy aż tak wiele interesujących rzeczy – przyznaje Sławomir Kulpa, dyrektor Muzeum w Wodzisławiu, który kierował pracami archeologicznymi przy współpracy z Adrianem Podgórskim. W badaniach brali także udział Marian Scheithauer oraz Kazimierz Student. Pod warstwą ziemi odkryli grobowce, a w nich ludzkie szczątki. Czy pochowano tu dawną właścicielkę Grabówki Zofię Eleonorę von Bodenhausen i jej dzieci? Na to pytanie być może odpowiedź dadzą badania antropologiczne i genetyczne, których wyniki poznamy najwcześniej za kilka miesięcy. Ze źródeł historycznych i wstępnych badań antropologicznych wynika jednak, że szansa na to, iż w grobowcu odnaleziono członków rodziny Bodenhausen jest bardzo duża.
Złodzieje przerwali badania na pół wieku
Badanie grobowca odbyło się w ramach rekonstrukcji tzw. pomnika Bordynowskiej Pani, którą zlecił Urząd Gminy w Lubomi. Wspomniany pomnik to w zasadzie pojedynczy ceglany słup, który został mocno nadgryziony zębem czasu. Jego rekonstrukcja to jeden z elementów szeroko zakrojonych prac, możliwych dzięki zaangażowaniu gminy, która przeznaczyła na ten cel 70 tys. zł. Przy okazji rekonstrukcji postanowiono sprawdzić co kryje ziemia wokół pomnika. Prace wykopaliskowe poprzedziły badania magnetyczne wykonane przez Maksyma Mackiewicza oraz Bartosza Myśleckiego, doktorantów Uniwersytetu Wrocławskiego. Pozwoliły one precyzyjnie wytyczyć wykopy badawcze i wykluczyć teorię o istnieniu kościółka lub większego cmentarzyska. Całe zaś zadanie polega na przeprowadzeniu badań interdyscyplinarnych – archeologicznych, geologicznych, historycznych, antropologicznych, genetycznych, architektonicznych oraz paleobotanicznych, które być może pozwolą ustalić kto spoczął w urokliwym miejscu na pograniczu trzech miejscowości, nieopodal Kopca, skąd rozciąga się piękny widok na całą okolicę. Nie są to pierwsze badania tego miejsca. Po raz pierwszy w 1968 r. badał je prof. Jerzy Szydłowski. Ten sam który zbadał pobliskie grodzisko w Lubomi. Wtedy jednak, choć częściowo odkrył grobowce i drobne fragmenty ludzkich szczątków to same badania zakończyły się fiaskiem. W nocy część grobowca została okradziona i zniszczona. – To była wtedy dość duża afera, bo profesorowi pomagali naukowcy z bratniego NRD. Sprawą zajęła się milicja. Były o tym nawet wzmianki prasowe – opowiada Sławomir Kulpa. Prof. Szydłowski zrezygnował z kontynuowania prac i przez następne niemal pół wieku temat był zamknięty. Aż do teraz. Zachęcani z różnych stron włodarze Lubomi doszli do wniosku, że trzeba zadbać o pamiątki historii. A obrośnięty legendą pomnik i osoba Bordynowskiej Pani, utożsamianej w powszechnym odczuciu okolicznych mieszkańców z dawną właścicielką Grabówki są jednymi z najbardziej intrygujących zagadek historycznych w całym regionie. – Wydajemy na ten cel spore środki, ale uważam, że dbanie o dziedzictwo historyczne jest naszym obowiązkiem – podkreśla Czesław Burek, wójt Lubomi.
Dwa grobowce?
Zadania rekonstrukcji pomnika i przeprowadzenia badań podjęła się firma A.T. Pracownia Konserwacji Zabytków. W prace zaangażowani są naukowcy z różnych dziedzin. W połowie czerwca rozpoczęto odkopywanie ziemi wokół pomnika. Za pomnikiem i pod nim odsłonięte zostały pozostałości dwóch budowli. Bliższa, wchodzi częściowo pod ceglany słup, przez co w obawie przed jego zniszczeniem nie zdecydowano się na pełne jej odsłonięcie. Mimo to z odkrytych fragmentów można wywnioskować, że podziemna budowla ma regularny kształt o wymiarach około 3 m x 3, m, jej podłoże wyłożone jest cegłami, ale brak sklepienia. To w tej części pół wieku temu prof. Szydłowski odnalazł ludzkie szczątki, których ponowne oględziny przeprowadzono przed rozpoczęciem obecnych prac archeologicznych. Jak mówił Sławomir Kulpa można przypuszczać, że należą one do około 15-letniego dziecka, być może obciążonego chorobą genetyczną. – Ze szczątków wynika, że dziecko miało zdeformowaną sylwetkę, było garbate – wyjaśnia. Podczas obecnych prac w miejscu tym znaleziono kolejne pozostałości ludzkich szczątków. Naukowcy zastanawiali się czy należą do tej samej nastoletniej osoby, czy do innej. Kulpa w trakcie wcześniejszych badań źródłowych ustalił, że w grobowcu mogło być pochowanych dwoje dzieci Zofii Eleonory von Bodenhausen – Henryk Erpo i Anna Magdalena. Oboje zmarli w 1717 r. Henryk, który w chwili śmierci miał 18 lat zmarł 16 marca, jego siostra, która miała niespełna 16 lat, zmarła zaledwie miesiąc później. Już wstępne analizy odnalezionych szczątków, dokonane przez antropologa dr Arkadiusza Wrębka zdają się potwierdzać tę tezę. Wskazują bowiem, że należą one do dwóch osób. Przy czym jedna była prawdopodobnie starsza (16-20 lat), druga młodsza (14-16 lat). Tajemnicą pozostaje co spowodowało śmierć młodych ludzi. Być może oboje chorowali. W każdy razie wszystko wskazuje na to, że to oni mogli jako pierwsi zostać pochowani w grobie.
Związki z przyszłym królem Polski
Dzięki zakrojonym na szeroką skalę badaniom źródeł historycznych, poprzedzających badania archeologiczne Sławomir Kulpa jest w stanie przybliżyć wiele nieznanych faktów z życia dawnej władczyni Grabówki. Prace te prowadzone są przy współpracy z historykiem Romanem Copem z Berlina. Przejrzano już setki dokumentów. Zofia Eleonora von Bodenhausen z domu Reisewizt, odziedziczyła Grabówkę wraz z okolicznymi wsiami w 1695 r. po swoim ojcu Jerzym, który był szambelanem saskiego elektora. – Dlatego w młodości Zofia Eleonora przebywała w Dreźnie, na dworze przyszłego króla Polski Augusta II z saskiej dynastii Wettynów – wyjaśnia Kulpa, dodając, że zapewne odebrała bardzo dobre wykształcenie, o czym świadczą pozostawione przez nią listy. – Miała piękne, kształtne pismo. Musiała więc dużo pisać – mówi badacz. W Dreźnie poznała swojego męża Melchiora Otta von Bodenhausena, znacznie od niej starszego. Wychodząc za niego Zofia Eleonora miała zaledwie 17 lat, podczas gdy jej wybranek był po czterdziestce. Małżeństwo mieszkało początkowo w Dreźnie a po 1695 r. przeprowadziło się do rodzinnego majątku Melchiora w Mühltroff w Saksonia. Później małżeństwo przeprowadziło się na Śląsk, związując się z dobrami żony w Tworkowie i Grabówce. Kulpa dowodzi, że para dochowała się siedmiorga dzieci, choć do tej pory uważano, że Bodenhausenowie mieli ich pięcioro. Prawdopodobnie pomijano, przedwcześnie zmarłą dwójkę, pochowaną właśnie na Grabówce. Mąż Zofii Eleonory zmarł w 1732 r. w wieku 81 lat i został pochowany w Mühltroff. Już została nawiązana współpraca z tamtejszym pastorem, który potwierdził, że w dzwonnicy zamkowej spoczywają przedstawiciele rodu Bodenhausen.
Spełnione przedśmiertne życzenie
Co ciekawe właścicielka Grabówki najpierw w 1714 r. sprzedała Tworków, a w 1731 również Grabówkę, całkowicie pozbywając się ojcowizny. Zdaniem Kulpy powody mogły być dwa. Pierwszy to kłopoty finansowe. – Wiadomo, że jej mąż szukał kamienia filozoficznego, zatrudniał naukowców, prowadził badania chemiczne. To kosztowało, popadł w tarapaty finansowe, zastawił rodzinne majątki – opowiada dyrektor wodzisławskiego muzeum. Być może więc sprzedaż majątku była konieczna by pokryć długi męża. Ale jest i inna hipoteza. – Zofia Eleonora von Bodenhausen była pietystką – wyjaśnia badacz. To był dość radykalny nurt luteranizmu. Jego wyznawcy kładli duży nacisk na intensywną modlitwę, czytanie Biblii, udział w zgromadzeniach religijnych, działalność charytatywną. – Życie pietysty w Grabówce, gdzie dookoła wszyscy byli katolikami musiało być niełatwe. Dodajmy do tego, że nauczyciela dla dzieci sprowadziła aż z Magdeburga, co świadczy o tym, że na miejscu nie było odpowiednich elit ewangelickich – wyjaśnia. I być może z tych powodów zdecydowała się przenieść do Brzegu. To miasto było uważane za jedną z enklaw luteranizmu na Śląsku. Spędziła w nim ostatnie 20 lat życia. I choć cieszyła się tam wielką estymą, to przed śmiercią wyraźnie zaznaczyła, że chce zostać pochowana w rodzinnej Grabówce. Świadczy o tym wpis do księgi zgonów parafii ewangelickiej w Brzegu datowanej na 1751 r. Z wpisu wynika, że zwłoki zmarłej 12 kwietnia 1751 r. w wieku 74 lat, 11 miesięcy i 12 dni Zofii Eleonory zostały przewiezione i pochowane na Grabówce 17 kwietnia.
Szkielet w krypcie
Stąd tak wielkie poruszenie naukowców sprawiło odkrycie 24 czerwca szczątków w krypcie, która przylega do schowanego częściowo pod słupem obiektu i wstępnie uważana jest przez badaczy za młodszą z dwóch podziemnych budowli. W środku ceglanego grobu o wymiarach około 2 m x 1 m i wysokości niespełna 1 m, oprócz mieszanki ziemi i porozbijanych cegieł (to prawdopodobnie efekt wspomnianej grabieży) archeolodzy znaleźli w dużej części zachowany szkielet dorosłej osoby. Krypta została na pewno wcześniej splądrowana, a kości sprofanowane. Mimo to zachowała się czaszka, kręgosłup, kości łonowe, niektóre kości długie. Z wnętrza wydobyto również resztki jedwabnych tkanin, trzy uchwyty trumny (co ciekawe czwarty uchwyt znajduje się w szkolnym muzeum w Syryni) i miedziane pineski. Wiadomo, że osoba tu spoczywająca miała ozdobę na czole, po której został zielony ślad. Ozdoba mogła być wykonana z brązu lub miedzi. – Można stwierdzić, że był to bardzo bogaty pochówek – przyznaje Kulpa, który był zaskoczony dokonanym odkryciem. – Po kradzieży sprzed pół wieku nie spodziewaliśmy się znaleźć tu aż tak wielu rzeczy – dodaje z entuzjazmem. Teraz wydobyte z grobowca szczątki ludzkie i materialne trafią do badań i konserwacji, które być może pozwolą ustalić tożsamość pochowanej tu osoby i dowiedzieć się nowych faktów o jej życiu. – Dzięki dobrze zachowanej czaszce być może uda nam się odtworzyć wygląd jej twarzy – mówi Kulpa. Wstępne oględziny czaszki dokonanej przez antropologa Agatę Hałuszko wykazały, że osoba spoczywająca w krypcie miała kostniaka, niezłośliwy nowotwór, który objawia się w postaci kostnej narośli. Z tego powodu mogła cierpieć na bóle głowy. I choć na szczegółowe wyniki trzeba będzie poczekać to naukowcy liczą, że odnaleźli właśnie Zofię Eleonorę von Bodenhausen. Już wstępna analiza szkieletu, wykonana przez dr Wrębka wskazuje, że należał on do kobiety w wieku powyżej 65 lat. – Ma znaczne zmiany artretyczne i cechuje się zmianami zwyrodnieniowymi w obrębie kręgosłupa oraz głównych stawów kończyn górnych i dolnych – podkreśla Kulpa. Jak dodaje badania genetyczne odpowiedzą na pytanie o ewentualne powiązania genetyczne kobiety ze szczątkami dwóch młodszych osób, pochowanych obok.
Planują powtórny pogrzeb
Po zakończeniu badań, odnalezione szczątki ludzkie na powrót trafią do krypty. Włodarze gminy zapowiedzieli już organizację pochówku. – Postaramy się o obecność ewangelickiego pastora, być może o jakąś oprawę muzyczną. Chciała być tu pochowana, niech więc tutaj spoczywa – mówi wójt Czesław Burek. Podobnie uważają okoliczni mieszkańcy, którzy bardzo interesowali się pracami archeologicznymi i ich przebiegiem. Niemal każdego dnia stanowisko odwiedzały dziesiątki osób, zainteresowanych badaniami. – Legendy o Bordynowskiej Pani opowiadano nam jeszcze w szkole. Opowiadały o niej również starsze osoby. Mówiono, że była wyjątkową osobą. Jest częścią tego miejsca, naszej historii. Skoro wybrała tę okolicę na miejsce wiecznego spoczynku to chyba dobrze by tu pozostała – uważa mieszkanka Syryni, która w niedzielne popołudnie wraz z rodziną przyjechała obejrzeć miejsce wykopalisk.
Bordynowska Pani – skąd właściwie ta nazwa?
Stojący samotnie w polu ceglany słup nosi nazwę pomnika Bordynowskiej Pani. Pytani o tę nazwę okoliczni mieszkańcy wyjaśniają, że utrwaliła się ona w przekazach. Nie brak wśród nich przypuszczeń, że to efekt spolszczenia i przekształcenia nazwiska Bodenhausen. Innego zdania jest Sławomir Kulpa. – Zofia Eleonora podpisywała się jako baronessa. I bardziej skłaniałbym się ku tezie, że to te słowo zostało przekształcone. Być może jest to kwestia, którą będą musieli zająć się językoznawcy – wyjaśnia Kulpa.
Szukają tajemniczego herbu
Grobowce i to kto w nich spoczął to nie jedyna tajemnica. Zagadkę kryje też sam pomnik. Wiele wskazuje na to, że powstał później niż grobowce. – Cegła, z której wybudowano pomnik jest niższej jakości i ma inne wymiary niż cegły użyte do budowy grobowców – wyjaśnia Kulpa. Wiadomo, że na pomniku znajdywały się dwa herby. – Jeden to herb Lubicz i nie bardzo wiadomo do kogo należał, bo tego herbu używało około 1200 rodzin. Niestety nie wiemy jaki był drugi herb. A szkoda, bo on nadałby kontekst i być może pomógłby nam ustalić, kto postawił ten pomnik – wyjaśnia badacz. Być może rozwiązanie zagadki ułatwiłoby pozyskanie starych zdjęć pomnika, najlepiej sprzed 1950 roku. Z przekazów wiadomo, że do tego czasu na pomniku znajdowały się jeszcze oba herby. Stąd naukowcy apelują do osób, które mogłyby być w posiadaniu takiego zdjęcia o jego udostępnienie.
Grób ze świątyni
Komora, w której odnaleziono 24 czerwca szkielet została wybudowana z cegieł, kamieni piaskowcowych oraz detali architektonicznych. Wygląd cegieł świadczy, że niektóre z nich są szkliwione, a pozostałości po zdobieniach wskazują, że do budowy użyto budulca z jakiejś rozbiórki. Wykorzystanie detali architektonicznych świadczy, że pochodzą one z rozebranej kaplicy, która mogła istnieć na zamku na Grabówce. – Nowi właściciele dworu Lichnowscy, którzy byli katolikami mogli rozebrać protestancką kaplicę i wyrazić zgodę na użycie materiałów do budowy grobowca, w którym miała spocząć Zofia Eleonora – mówi Sławomir Kulpa. Być może przypuszczenia te potwierdzą badania materiałów i zapraw, użytych do prac murarskich.
Legendy przejdą do lamusa?
Ludowa legenda, która do tej pory funkcjonuje w okolicy mówi, że grób został usytuowany w szczerym polu, bo przed śmiercią pochowana w nim osoba miała sobie zażyczyć, żeby jej ciało zostało włożone do prostej trumny, ciągniętej przez woły i pochowane tam gdzie woły zatrzymają się po raz trzeci. Obecnie wszystko wskazuje na to, że w miejscu odległym o kilkaset metrów od dawnego dworu Grabówka został po prostu usytuowany rodzinny grobowiec. Sam pomnik został tak wybudowany, że jego front zorientowany jest na dawne dworskie zabudowania. Grzebanie zmarłych na terenie majątku było dość charakterystyczne dla protestanckiej szlachty, która z oczywistych względów nie mogła być pochowana na katolickich cmentarzach. Naukowcy odkryli zresztą nieistniejącą dziś drogę, która wiodła prawdopodobnie bezpośrednio z dworu do grobowca. Być może Zofia Eleonora przechadzała się nią by odwiedzać miejsce wiecznego spoczynku swoich dzieci. I sama planowała przy nich spocząć. – Po tylu latach wciąż pamiętała o swoim synu i córce pochowanych w tym miejscu. Być może matczyne serce nie pozwalało na to by zostawić swoje młodo zmarłe dzieci same – zastanawia się Kulpa.
Artur Marcisz
You must be logged in to post a comment.