Zakład Poprawczy w Raciborzu to nie przelewki. Trzymetrowy mur, drut kolczasty i monitoring odgradzają wychowanków od świata zewnętrznego. Nie trafili tu za dobre zachowanie – na wolności często byli postrachem okolicy. Poprawczak jest dla nich karą. Ale też szansą – na resocjalizację, wyuczenie zawodu, zdobycie pracy. Przekraczając bramę zakładu nie spodziewaliśmy się po osadzonych niczego dobrego. Wyszliśmy z przeświadczeniem, że zmienili się na lepsze. Zapraszamy do przeczytania o tym co dzieje się za murami raciborskiego poprawczaka – tęsknocie i strachem przed wolnością.
Wykonują zlecenia dla dużych zakładów, pracują bezinteresownie dla szkół, udzielają się jako wolontariusze, biorą udział w akcjach charytatywnych. Wychowankowie Zakładu Poprawczego i Schroniska dla Nieletnich w Raciborzu zadają kłam stereotypom.
Niegdyś każde osiedlowe podwórko miało swojego niepisanego króla – przeważnie górującego wzrostem i siłą chłopaka, który potrafił porządnie trzepnąć w ucho każdego, kto był na tyle odważny lub głupi, aby mu się sprzeciwić. Trochę inaczej było na moim podwórku przy ulicy Kossaka – u nas przez kilka lat panowało bezkrólewie. Pewnego dnia gruchnęła jednak wieść: Leszek wychodzi! Leszek wychodzi z poprawczaka! Wspomnienie tej gorączkowo przekazywanej z ust do ust wiadomości (tonem pełnym ekscytacji i strachu) pojawiło się w mojej głowie, gdy na początku czerwca zaparkowałem samochód przed Zakładem Poprawczym i Schroniskiem dla Nieletnich w Raciborzu.
Masywna metalowa brama. Wysoki, zwieńczony drutem kolczastym mur. Monitoring. „Prawdziwe więzienie, tylko mniejsze” – pomyślałem, przechodząc przez bramę. Jeszcze przed wejściem do budynku spojrzałem na zakratowane okna. „No więzienie…” – pomyślałem raz jeszcze, zastanawiając się, czy tu w ogóle będzie dało się z kimś porozmawiać. Z drugiej strony nasz „podwórkowy król” Leszek okazał się całkiem normalnym, w gruncie rzeczy dobrym chłopakiem – może więc nie będzie tak źle.
Pracownik ochrony prowadzi nas do pomieszczeń, w których wychowankowie uczą się zawodu – stolarza lub ślusarza. Przed wejściem do warsztatu stolarskiego witamy się z prowadzącym zajęcia Wiktorem Lwem. Wchodzimy do środka. Chłopaki noszą deski, wbijają gwoździe, piłują, szlifują. Niektórzy zerkają w naszym kierunku, śmieją się, inni odwracają wzrok – ot, typowe reakcje na widok dziennikarzy. Chwilę później poznajemy naszych bohaterów.
Na wolności chciałbym być stolarzem
Dawid ma 20 lat. Pochodzi z Wodzisławia. Rozmowa z nami trochę go peszy – u progu wakacji ma karę, bo nie wrócił na czas z przepustki. Liczy na to, że chociaż w sierpniu wychowawcy go puszczą – spotka się ze starszym rodzeństwem, dziewczyną, popływa na Balatonie. Dawid lubi pracę z drewnem. – Stolarka to jest taki zawód, który mi się podoba. Chciałbym to robić na wolności – mówi. Wkrótce przystąpi do egzaminu zawodowego. Praktyki się nie boi, gorzej z teorią, ale zapewnia, że da radę.
Do raciborskiego poprawczaka trafił dwa i pół roku temu, wcześniej spędził osiem miesięcy w schronisku interwencyjnym nieopodal Lublina. W Raciborzu jest dobrze, ale w Lublinie też nie było najgorzej. W wolnym czasie gra w koszykówkę, czasem obejrzy mecz w telewizji. Interesuje go też informatyka – z uwagą słucha, gdy mówimy o stolarskim centrum obróbczym CNC, które znajduje się na wyposażeniu Stolarni LAZAR w Pawłowie. – Szybko się uczę – mówi. Może kiedyś nauczy się obsługiwać tego typu urządzenia.
Na wolność wyjdzie za rok. Przez dwa – trzy lata chce zostać w kraju, zdobyć doświadczenie. – A później do Londynu, bo mam tam kolegę, albo do Holandii – mówi o planach na przyszłość. Oczywiście zabierze ze sobą dziewczynę, bo inaczej „by to sensu nie miało”.
Nawet z nudów idzie się do pracy
Kolejnego z naszych bohaterów poznajemy w warsztacie ślusarskim. Podczas rozmowy z nami Kamil wykonuje pomiary, nacina, wierci – ma podzielną uwagę i zna się na rzeczy. – Jestem tu tyle lat, że chcąc nie chcąc i tak musiałem się tego nauczyć – wyjaśnia z uśmiechem. Kamil również ćwiczy do egzaminu zawodowego. Jest pewny, że poradzi sobie bez problemu. – Praktyka robi swoje – wzrusza ramionami.
W poprawczaku siedzi długo – trafił tu, gdy miał nieco ponad 13 lat. W ostatnim czasie, oprócz wyuczenia się zawodu ślusarza, przeszedł dodatkowe kursy – spawacza i operatora wózka widłowego. Po wyjściu na wolność wyjedzie do Holandii, gdzie wyemigrowała jego najbliższa rodzina. – Wszyscy mi mówią, że z takimi papierami i zdolnościami będę tam dobrze zarabiał – zauważa.
W czasie wolnym wykonuje różne dodatkowe prace. Z kolegami z zakładu wziął udział w akcji „Piękne Anioły”, pomagając w remoncie domu osobom potrzebującym. Pracuje też trochę dla zabicia czasu, „bo ile można siedzieć?”. Kiedyś wykonał kwietnik w kształcie bicykla (miejsce na doniczkę znajdowało się nad mniejszym kołem). – W sumie byłem pierwszą osobą, która to tutaj zrobiła i dobrze wyszło. Wcześniej mistrz chciał takie coś zrobić, ale mu chęci zabrakło i ja się wziąłem za pracę – mówi. Wielu chłopaków w warsztacie robi upominki dla swoich najbliższych – stalowe i drewniane róże, ramki, szkatułki.
Praca w Eko-Oknach naprawdę fajna
Piotrek (imię zmienione) różni się od pozostałych wychowanków tym, że od czterech miesięcy pracuje w Eko-Oknach. Niedawno przedłużono mu umowę na półtora roku. Praca w Eko-Oknach podoba mu się. Woli nocki, bo wtedy czas szybciej płynie. Zapewnia, że nigdy nie wróci do „starego towarzystwa”, że przeszedł już na „dobrą stronę”. Do Raciborza trafił cztery lata i dwa miesiące temu. Zarobione w fabryce pieniądze odkłada – po wyjściu na wolność planuje osiedlić się w Raciborzu, w którym podoba mu się cisza i spokój. Czy będzie tęsknił za życiem w dużym mieście, takim jak to z którego pochodzi? – Nie. Ja już w dużym mieście się wyżyłem i wybawiłem – odpowiada.
Piotrek jest wzorowym wychowankiem. Na przepustki zaczął wychodzić już po rocznym pobycie – od tamtej pory nie zawiódł pokładanego w nim zaufania. To procentuje. Jeszcze przed przyjęciem do Eko-Okien pracował w gospodarstwie rolnym na Płoni. Teraz przed pracą jest wypuszczany z zakładu, idzie na autobus, jedzie do fabryki, później wraca. W weekendy, jeśli tylko jest taka możliwość, odwiedza dziewczynę. Ma nadzieję, że uda mu się ją przekonać do przeprowadzki do Raciborza. Choć w poprawczaku spędzi jeszcze rok, myśli już o ślubie z ukochaną.
Spokój Lwa
– Pracowite chłopaki w tym poprawczaku siedzą – zagajam nauczyciela przedmiotów zawodowych Wiktora Lwa. Ten wyjaśnia, że nie zawsze tacy byli. Gdy chłopcy trafiają do placówki są nastawieni na destrukcję. – Nam chodzi o to, żeby ich przestawić z toru destrukcji na pozytywne myślenie. W większości przypadków to się udaje – mówi. Nie jest to zadanie proste, ale wytrwałość i przykład robią swoje. – Oni często pewne rzeczy wyolbrzymiają. Pokłóci się z dziewczyną na przepustce i cały świat mu się wali, jak to młodzi ludzie – w ich wieku też tak reagowałem. Wtedy trzeba podejść do niego na spokojnie, zadzwonić do dziewczyny, wyjaśnić sprawę. To się udaje – dodaje W. Lew.
Rozmawiając z Wiktorem uderza mnie jego spokój, mówi ciszej niż większość ludzi. Zupełnie nie pasuje do mojego wyobrażenia „twardego” wychowawcy z poprawczaka, zaprowadzającego wśród wychowanków wojskową dyscyplinę. Mówię mu o tym.
– Ja nie jestem taki spokojny, ja po prostu panuję nad emocjami. Zawsze mi ojciec powtarzał, że jak będę panował nad emocjami, to będę panował nad swoim życiem. Gdy chłopcy tu przychodzą, to jest chaos – rozbuchane emocje, większość ma zaburzenia emocjonalne. Mi się wydaje, że skoro jestem dla nich przykładem, to muszę tak działać, jak chciałbym, żeby oni działali w przyszłości. I tyle – wyjaśnia.
Etos pracy i powszechne niedowierzanie
Wiktor Lew i pozostali nauczyciele udowadniają wychowankom, że pracując można normalnie żyć i utrzymać rodzinę. Nie są nauczycielami, którzy stoją z boku i ex catedra oceniają pracę swoich uczniów – pracuję razem z nimi, uczą ich współdziałania. Z czasem między uczniami a nauczycieli zadzierzgują się silne więzi, na których można polegać, gdy dochodzi do sytuacji kryzysowych. Takie metody przynoszą lepsze rezultaty niż karcenie i karanie (choć karać czasem też trzeba, np. wtedy gdy nie wrócą na czas z przepustki lub coś zniszczą).
Zaszczepienie systematyczności i szacunku dla pracy odgrywa kluczową rolę w resocjalizacji. – Zawsze im powtarzam, że w zmiennych kolejach ludzkiego losu praca jest najważniejsza, bo w życiu różnie może się układać, ale żeby żyć zgodnie z normami społecznymi trzeba po prostu pracować. Bo jak nie ma pracy, to zaczyna się destrukcja i zejście na drogę przestępstwa – mówi W. Lew.
Gdy chłopaków uda się już przekonać do etosu pracy, wówczas ich wychowanie staje się prostsze. Z entuzjazmem podchodzą do prac społecznie użytecznych – pomagają w utrzymaniu porządku na cmentarzu na Płoni czy też wykonują prace dla szkół (pomagają w przeprowadzkach, malowaniu placów zabaw itp.). Robią to bezinteresownie. Zdarzają się również zlecenia w sądach – wówczas szukają swojej sędziny, aby móc się pochwalić, co potrafią teraz zrobić. Sędziowie otwierają usta ze zdziwienia, że „taki bandzior” wychodzi na ludzi.
Z tym wiąże się również inna anegdota. Podczas wyjazdu do Sądu Okręgowego w Gliwicach jeden z wychowanków powiedział: gdyby mój ojciec wiedział, co ja robię, to by mnie z rodziny wyklął. – Zdarzają się chłopcy z takich rodzin… Ten ojciec innym razem spytał syna, co się z nim dzieje, bo on w wieku 19 lat miał już cztery wyroki karne – przypomina tę historię Wiktor Lew.
Życie na wolności
Przepustki, wycieczki, prace poza zakładem poprawczym – teoretycznie okazji do ucieczek jest sporo, ale te zdarzają się sporadycznie. Podobnie jest z „niepowrotami”, czyli powrotami z przepustek po terminie – w 95% chłopcy wracają do zakładu o czasie. Zaufanie, którym z czasem są obdarzani wychowankowie ma służyć ich przygotowaniu do życia na wolności.
Często zdarza się, że po ukończeniu gimnazjum chłopcy mają możliwość wyjścia na wolność, jednak proszą sąd o pozostanie w poprawczaku – chcą wykorzystać ten dodatkowy czas na ukończenie szkoły zawodowej, przejście dodatkowych kursów, które przydadzą im się w samodzielnym życiu. – Niektórzy przechodzą po kilka kursów „na wszelki wypadek”. Kafelkarza i płytkarza mogą robić od 16 roku życia, spawacza i operatora wózka widłowego dopiero po osiągnięciu pełnoletności – mówi Marek Wypasek, również nauczyciel.
Niektórzy nie chcą wrócić, bo pochodzą z biednych rodzin – cenią sobie warunki jakie panują w zakładzie. Nawet po największych chojrakach widać niepokój, gdy nadchodzi dzień wyjścia na wolność.
Bywa też tak, że po opuszczeniu zakładu poprawczego wychowankowie popełniają przestępstwo, gdyż myślą, że w więzieniu będzie podobnie jak w poprawczaku. Ale tak nie jest – po odbyciu kary starają się już normalnie ułożyć życie.
Jest też druga strona medalu. Po wyjściu na wolność wielu wychowanków powraca w rodzinne strony, do patologicznych środowisk, które przed laty opuścili, ponownie schodząc na złą drogę. Niestety, tak dzieje się w połowie przypadków. Choć 50% skuteczności resocjalizacji to świetny wynik, zarówno w warunkach krajowych jak i europejskich. Dlatego nauczyciele i wychowawcy nie rezygnują – dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, z roku na rok – nieustannie walczą o przyszłość swoich kolejnych podopiecznych, by wyszli na ludzi takich jak Dawid, Kamil i Piotrek. I chwała im za to.
Dla nich praca musi mieć sens
Nauka zawodu i pracy jako metody resocjalizacyjne przynoszą najlepsze efekty wówczas, gdy wychowankowie mogą wykonać konkretną, przydatną klientowi rzecz. Stąd owocna współpraca Zakładu Poprawczego i Schroniska dla Nieletnich w Raciborzu z większością dużych zakładów pracy w naszym mieście. Kiedyś zleceń było więcej, ale też czasy były inne. – My kiedyś funkcjonowaliśmy jako gospodarstwo pomocnicze. Wtedy byliśmy w ogóle na własnym rozrachunku – cały obiekt na Ostrogu utrzymywaliśmy z naszych wypracowanych pieniędzy. W tej chwili jest mniej tych robót, ale coraz więcej osób prywatnych u nas zamawia. Rzeczy są wykonane dobrze, cena jest konkurencyjna i fama się niesie – mówi Marek Wypasek.
Warto o tym pamiętać. Warsztaty stolarski i ślusarski z raciborskiego poprawczaka na zamówienie klienta oferują:
- wyroby stolarskie – drzwi, okna, altany, ogrodzenia, podłogi, boazerie, meble z płyt meblowych, skrzynie, ramki,
- wyroby ślusarskie – bramy garażowe, bramy wjazdowe (uchylne, przesuwne), pogrzebacze, konstrukcje schodów itd.
Zakład Poprawczy i Schronisko dla Nieletnich w Raciborzu działa przy ul. Adamczyka 14 (tel. 32 415 30 03).
Tekst Wojtek Żołneczko | Zdjęcia Paweł Okulowski
You must be logged in to post a comment.