Przy szczątkach mężczyzny znajdował się krzyż, który w czasie wojny uratował mu życie. Kula nie wbiła się w ciało. Krzyż ją zatrzymał. Do dziś widać na nim ślad po pocisku – to tylko jedna z niezwykłych historii związanych z przenosinami zmarłych ze starego cmentarza w Nieboczowach. Ekshumacje zakończyły się. O całym procesie rozmawiamy z antropologiem, Agatą Hałuszko.
Pracowała pani przy ekshumacjach na cmentarzu w Nieboczowach. Ile szczątków zostało przeniesionych?
Około 500. To więcej, niż pierwotnie zakładano. Pojawiły się i dodatkowe groby, i dodatkowe szczątki, które nie były wcześniej zinwentaryzowane.
To znaczy?
Na przykład w miejscu, gdzie miały być pochowane cztery osoby, było pochowanych sześć, o czym nie wiedzieli nawet bliscy zmarłych. Były też dodatkowe groby w alejkach. Odkryliśmy również cały sektor zlikwidowanych grobów dziecięcych. Na podstawie prac archeologicznych groby te zostały zidentyfikowane, a szczątki wyciągnięte i przeniesione do mogiły zbiorowej. Pojawił się też pochówek topielca.
Różnił się od tradycyjnego pochówku?
Był to pochówek bez trumny, a więc bez pełnego obrządku pogrzebowego. Dzięki przekazom ustnym wiedzieliśmy, że możemy natrafić na taki pochówek, ale nikt nie znał dokładnej lokalizacji. Analiza antropologiczna wykazała, że był to mężczyzna w wieku ok. 30-35 lat.
Jakie przedmioty były przy zmarłych?
Najciekawszym depozytem był słoiczek w grobie jednego z mężczyzn. W środku znajdowały się sklejone już obrazki, fragment różańca i bardzo duży krzyż. Bliski zmarłego wytłumaczył, że ten krzyż uratował temu panu życie. W czasie wojny strzelono do niego. Kula powaliła go, ale nie zabiła, bo odbiła się od krzyża. Od zewnętrznej strony krzyża widoczne było wklęśnięcie.
Niezwykła historia. A inne depozyty?
Była para butów do gry w piłkę nożną i strój piłkarski. Prawdopodobnie ktoś pasjonował się tym sportem. Na pewno interesujące były dewocjonalia, czyli wszelkie medaliki, łańcuszki. Na szczególną uwagę zasługiwały pochówki dzieci. Były przygotowane ze szczególnym szacunkiem. W grobie jednej z dziewczynek znajdowały się pluszowe zabawki. Kolorowe, praktycznie w ogóle nie uległy zniszczeniu. Natrafiliśmy też na smoczki, laleczki czy aniołki, które prawdopodobnie złożono w rogach trumny, by strzegły zmarłego dziecka.
A czy w czasie analizy antropologicznej dostrzega pani, że ktoś za życia miał np. złamaną rękę?
Było bardzo dużo złamań, wiele z przemieszczeniem. To jest widoczne. Tak samo jak to, że ktoś za życia wykonywał ciężką pracę. Szczególnie widać to u kobiet. Zauważyłam, że u niektórych kobiet cała zewnętrzna rzeźba potylicy była bardzo masywna, jak u mężczyzn. To świadczy o tym, że te kobiety wykonywały trudną pracę, na przykład na polu czy w gospodarstwie.
Ekshumacje mogły trwać tylko do 15 kwietnia. Pogoda ma duże znaczenie?
Lekki mróz to tak naprawdę idealna pogoda do ekshumacji. Najlepsza, jaka może być. W momencie, gdy robi się ciepło, cała fauna glebowa zaczyna odżywać, namnażają się bakterie. To niebezpieczne dla pracowników.
Jakie zabezpieczenia was obowiązują?
Począwszy od różnego rodzaju środków do odkażania sprzętu, dłoni. Są to typowo chirurgiczne, ekstremalnie wysuszające skórę środki. Do tego takie elementy ochrony jak kombinezony, pianki czy specjalistyczne maski z filtrami organicznymi i przeciwpyłowymi, żeby zlikwidować zarodniki grzybów.
Czy na przykładzie jednego grobu może pani opisać ekshumacje?
Na podstawie planu geodezyjnego lokalizuje się grób. Bo trzeba pamiętać, że same nagrobki zostały wcześniej zdjęte. Co więcej, nie zawsze nagrobek znajduje się nad samym grobem. Kolejny etap to ściągnięcie warstwy ziemi. Kiedy wieko trumny zaczyna być widoczne, robi się to ręcznie. Później wszystko zależy od tego, w jakim stanie jest sama trumna. Jeśli zachowała się w całości, to fotografuje się szczątki lub zwłoki „in situ”, czyli w miejscu ich pierwotnego złożenia. Później wyciąga się trumnę i przekłada do specjalnej, ogromnej i metalowej trumny do przewozu.
A jeśli wieko trumny jest zapadnięte?
W Nieboczowach wszystkie wieka trumien były pozapadane i połamane, ponieważ ziemia na tym cmentarzu jest ciężka i namoczona. W takiej sytuacji najpierw ściągaliśmy wieko i ocenialiśmy, czy mamy do czynienia ze zwłokami czy szczątkami. Jeśli były to zwłoki, to wykonywałam zdjęcia bezpośrednio nad grobem. Natomiast jeśli były to szczątki, to trafiały do prześcieradła, nowej trumny, tzw. worka ekshumacyjnego i samochodu do przewozu. Jeśli chodzi o moją pracę, to wiele zależało od tego, co zastaliśmy.
Na przykład?
Szczątki zmineralizowane w postaci szkieletu w układzie anatomicznym fotografowałam tak, jak je zastaliśmy, po czym brałam czaszkę i kości miedniczne do analizy. Głównie po to, by udokumentować płeć i ocenić wiek. Ale nie zawsze szczątki znajdowały się w układzie anatomicznym. Na przykład kości udowe były przy czaszce. Takie przemieszanie jest charakterystyczne w przypadkach, gdy pod jednym grobem był kolejny, zniszczony po przekopaniu przez grabarza. Wtedy wszystkie kości trafiały do przygotowanego dla mnie stanowiska, gdzie przeprowadzałam inwentarz kostny.
A ile trwa proces rozkładu?
Powinien trwać do 11 lat, ale na cmentarzu w Nieboczowach trwał do 20 lat, ponieważ jest tu bardzo dużo wody. Często szczątki nie przechodziły od razu w stan zmineralizowania, tylko najpierw przechodziły przemianę woskowo-tłuszczową.
Na czym taka przemiana polega?
Tkanki miękkie rozkładają się dużo wolniej. Białko przechodzi proces zbielenia. Niektóre szczątki w Nieboczowach miały grubo ponad 20 lat, a tors nadal był w trakcie rozkładu, z widocznymi tkankami miękkimi. Powodem tego jest nie tylko wilgotne środowisko glebowe. Zauważyłam, że wiele trumien w Nieboczowach zostało wyściełanych grubą folią. Nie wiem dlaczego, ale widocznie jakiś lokalny producent sprzedawał takie trumny. W efekcie do środka dostawała się woda i to także opóźniało zeszkieletowienie.
Cały cmentarz jest tak silnie nawodniony?
Nie. Cmentarz jest otoczony tujami. Korzenie tych drzew dochodziły do niektórych trumien i rzędach przy tujach widoczny był szybszy rozkład tkanek miękkich. Dochodziło wręcz do przesuszenia szczątków. W dwóch przypadkach mieliśmy do czynienia z naturalnymi mumiami.
Co panią najbardziej zaskoczyło?
Najbardziej zaskakujące były dla mnie reakcje ludzi. Wcześniej nie miałam do czynienia z ekshumacjami, przy których uczestniczyły rodziny. Ta sytuacja jest wyjątkowa. Niektórzy, mimo że minęło wiele lat od pogrzebu, bardzo emocjonalnie reagowali, łącznie ze łzami. To było dla mnie nie tyle zaskakujące, co bardzo pozytywne.
To, co u wielu wywołuje ciarki, dla pani stanowi chleb powszedni. Mówię o widoku szczątków zmarłych.
Jestem antropologiem. W antropologii nie mówi się osoby, tylko osobniki. W swojej pracy staram się wyłączyć emocje i skupić na stronie naukowej. Inaczej nie mogłabym wykonywać swego zawodu.
Dowiedziałam się, że powstanie praca naukowa związana z cmentarzem w Nieboczowach.
Tak, ma dotyczyć medycyny sądowej. Podczas ekshumacji pobierałam próbki. Wyniki zostaną anonimowo wykorzystane w publikacji, którą przygotuje zespół badaczy z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Rozmawiała: Magdalena Kulok
You must be logged in to post a comment.