Magda Gessler przyjechała do Pszowa, żeby nakręcić kolejny odcinek „Kuchennych rewolucji”. Finałowa kolacja zaczęła się trzy godziny później, niż planowano.
Metamorfozie została poddana restauracja „Esencja&Smak”, która znajduje się w tym samym budynku co „Gościniec Pszowski”. Rewolucja trwała cztery dni. Każde pojawienie się Magdy Gessler wywoływało duże poruszenie. Pod restauracją na gwiazdę stacji TVN czekała zawsze spora grupa, nie tylko okolicznych mieszkańców. – Pani Magda wysiadła z samochodu i stanęła przed kamerą. Mówiła coś o restauracji, ale krótko. Później weszła do środka – relacjonują świadkowie. – Szkoda, że nie chciała z nami porozmawiać – mówili z żalem.
Niektórzy przez okno restauracji obserwowali dalszy ciąg wydarzeń. – Pani Magda pojadła i poszła z talerzem do kuchni. Pewnie po to, żeby zrobić porządek – przypuszczała Jolanta Skórecka, mieszkanka Pszowa. Kobieta powiedziała nam, że sama nie raz była gościem pszowskiego lokalu i uważa, że dania były smaczne. – Jedzenie było dobre i niedrogie. Ludzie po kościele szli na obiad. Urządzali jubileusze, odprawiali urodziny. Zastanawiałam się, dlaczego wezwali panią Magdę – nie kryła zdziwienia.
Inni nasi rozmówcy uważają, że problem lokalu polegał na tym, że często zmieniała się załoga. Dania nie były więc „równe”. – Mieli wpadki organizacyjne. Na przykład kiedyś znajoma przyszła, żeby zjeść, ale okazało się, że jest problem, bo brakło im gazu w butli. Chociaż muszę przyznać, że w ostatnim czasie, jak przechodziło się obok, to ładnie pachniało. Ale podobno mieli właśnie nową kucharkę – mówi nam jedna z mieszkanek Pszowa.
Długie oczekiwanie
Wiele osób zastanawiało się, jak Magda Gessler zareaguje na malunki, które zdobiły ściany restauracji. – Jakaś rzymianka, jakaś pani wiosna… Nie wiem, co to dokładnie było, ale strasznie pstrokate. Przecież jak pani Magda to zobaczy, to zawału dostanie – żartowała jedna z osób, która przechodziła obok restauracji. – Widziałem, jak w środę wnosili do środka puszki z farbą, więc pewnie kazała przemalować – dodał ktoś inny.
Magda Gessler tradycyjnie postawiła na lokalne produkty. Na przykład pod restauracją zauważyliśmy samochód z firmy Ernestyna Janety z Lubomi. Pracownik zakładu przywiózł słuszną porcję ogonów wołowych i wędzonej słoniny.
W trakcie rewolucji Magda Gessler mówiła wprost, co jest nie w porządku, układała nowe menu, uczyła załogę kulinarnych sztuczek i zmieniała nazwę lokalu na „Szynk w Pszowie”. Nazwa ta od razu wzbudziła kontrowersje. Jednym przypadła do gustu, innym kojarzy się po prostu z piciem piwa.
Finałowa kolacja odbyła się w czwartek, 21 września. Tego dnia padał deszcz, więc wiele osób czekało w samochodach pod lokalem. Inni czekali pod oknami, które jednak były szczelnie zasłonięte. Damian Stabla, który przyjechał do Pszowa z raciborskich Markowic podobnie jak wielu innych, którzy przyszli pod restaurację liczył, że celebrytka wyjdzie do zebranych ludzi i rozda chociaż kilka autografów. – Nic z tego. Wszystko wskazuje na to, że rewolucja miała burzliwy przebieg – mówi pan Damian. Gości, którzy mieli wziąć udział w inauguracyjnej kolacji, zaproszono na godz. 18.00. Uczestnicy kolacji mogli raczyć się daniami jednak dopiero około godz. 21.00.
Emisja w grudniu
W gronie zaproszonych gości była burmistrz Katarzyna Sawicka-Mucha wraz z małżonkiem. – Pani Magda jest niezwykle sympatyczną osobą. Zdradziła mi kilka tajników dobrego gotowania. Cieszę się niezmiernie, że zechciała przyjechać do Pszowa na „Kulinarne rewolucje”, bo to niesamowita promocja miasta, za którą również pani Magdzie serdecznie podziękowałam. Będzie o nas głośno już w grudniu – zapowiada pani burmistrz. Wszystko wskazuje więc na to, że jeszcze w tym sezonie będzie można obejrzeć odcinek z Pszowa. Jak się dowiedzieliśmy, ekipa TVN kręciła m.in. pszowski rynek.
Magda Gessler dostała od mieszkańców Pszowa małą pamiątkę w postaci kawiarki i filiżanki z logo miasta.
Letni żurek, pyszne bitki
Nasza recenzja restauracji, w której „Kuchenne Rewolucje” przeprowadziła Magda Gessler
Dwa dni po zakończeniu „Kuchennych rewolucji” wybraliśmy się do restauracji „Szynk w Pszowie”. Zarezerwowaliśmy stolik na godz. 17.00. Z zainteresowaniem przyglądaliśmy się wnętrzu. Ku naszemu zdziwieniu – ani śladu Magdy Gessler! Nie było zdjęć restauratorki czy podpisów. Nawet na stojącej przy wejściu tablicy, na której wypisano przykłady dań, zabrakło informacji typu „Magda Gessler poleca”. Naszym zdaniem to duży błąd. Przecież w najbliższym czasie wiele osób odwiedzi restaurację tylko dlatego, że jak magnes przyciągnie ich nazwisko słynnej restauratorki. Jedynym wytłumaczeniem może być to, że do czasu ponownej wizyty Gessler w Pszowie restauracja nie może korzystać z jej wizerunku. Ale tego nie wiemy.
Zmiany wystroju przeprowadzono dość małymi środkami, ale całość prezentuje się przyjemnie. Ekipa programu zastosowała pomysły, które znamy już z poprzednich odcinków „Kuchennych rewolucji”. Na przykład na ścianach zawisły złote ramy, a w nich zdjęcia miasta sprzed lat. Uwagę przyciąga duża fotografia zlikwidowanej kopalni. Ze ścian (to było do przewidzenia) zniknęły pstrokate malunki. Zastąpił je kolor żółto-kremowy z dodatkiem z czerwonych motywów. Wysokie cokoły przemalowano na kolor granatowy.
Przyszła pora na trzy propozycje Magdy Gessler. W charakterze czekadełka dostaliśmy po pajdzie chleba z pasztetem. Jak wyjaśniła kelnerka – „z mięsa z byka”. Dokładnie z ogonów wołowych. Na pasztecie kleks z chrzanu i połówka buraczka. Miły gest na start. Naszym zdaniem sam pasztet był nieco za mało wyrazisty, jednak chrzan zdecydowanie dodawał mu „mocy”, więc całość oceniamy jednak na plus.
Rozczarowaniem okazał się śląski żurek z ziemniakami i wędzoną słoniną (12 zł). Przede wszystkim dlatego, że został podany letni. Pod koniec jedzenia był już właściwie zimny. Oj, Magda Gessler zrobiłaby zadymę! Trzeba jednak pochwalić, że żurek przygotowywany jest na naturalnym zakwasie. Dzięki temu nasze podniebienie nie jest drażnione przez chemiczne składniki.
Na główne danie wybraliśmy popisowe danie „Kuchennych rewolucji”, czyli bitki wołowe z szynki w sosie grzybowym. Do tego kluski, buraki i boczek (podobno duszony przez cztery godziny w temp. 60 st. C.). Całość kosztowała 30 zł. To naprawdę interesujące danie. Zrobiło na nas wrażenie. Sos grzybowy był wyjątkowo aromatyczny i świetnie współgrał z miękką wołowiną. Smak grzybów nie przytłaczał, był jedynie ciekawym dopełnieniem całości. Ta propozycja może znaleźć swoich amatorów. Szczególnie, że restauracje rzadko serwują wołowinę pod taką postacią.
Obsługa działała sprawnie. Kelnerki dokładnie opisywały dania, często podchodziły do stolików, reagowały na prośby klientów.
Jak podsumować rewolucję? Użyjemy sformułowania, które usłyszeliśmy od gości w stoliku obok: „może być”. Były mocniejsze i słabsze punkty. Te drugie są do poprawienia. Właściciele mają jeszcze czas – do kolejnej wizyty Magdy Gessler, która wyda ostateczny werdykt.
Magdalena Kulok
You must be logged in to post a comment.