Niemal całe życie związał ze sztukami walki. Przez lata eksperymentował z różnymi stylami: od japońskich aż po chińskie. W końcu kilkanaście lat temu trafił do rybnickiej szkoły tai chi. Znalazł tam harmonię między ciałem a duszą i pasję. Teraz przekazuje je dalej.
Wnętrze raciborskiej Akademii TAO prowadzonej przez Bogdana Barabasza ukaja nerwy. Przestrzeń wypełniona światłem i ciszą powoduje, że trud codzienności pozostawiam na zewnątrz. Gospodarz wita mnie w sposób charakterystyczny dla mistrzów sztuk walki – z otwartymi dłońmi, które oznaczają nic innego jak przyjazne nastawienie i brak złych zamiarów.
Wcześniej widywałem ich tylko przy okazji światowego dnia tai chi lub okolicznościowych pokazów na terenie Raciborza i nie tylko. Sifu Barabasz tłumaczy, że to jedynie malutki wycinek ich działalności. Szkołę Tai Chi założył w 2010 roku. Wcześniej trenował w Rybniku, zrobił kurs instruktora i zapragnął działać na własny rachunek. – Wiedziałem, że jest zapotrzebowanie na tego typu aktywność. Dla wielu osób tai chi było, i chyba jest nadal, pewnego rodzaju zagadką – ocenia mistrz, który za młodu spróbował już m.in. aikido czy karate. – Najpierw jeździłem do katowickiego Spodka, a później ćwiczyłem w raciborskim klubie pod okiem senseia Włodzimierza Maruniaka. Karate przeżywało wtedy czas chwały. Na ekranach kin pojawiały się filmy z Brucem Lee – wspomina, przypominając, że w dobie przed internetowej jedynym sposobem nauczenia się sztuki walki pozostawały ciężkie treningi w sali.
Gdy sięgnął po chińskie sztuki, japońskie odeszły bardziej na bok. – W tai chi pokochałem to, że wymaga cierpliwości i systematyczności. Nic nie przychodzi łatwo, nie ma drogi na skróty, technik uczymy się miesiącami. To długi i piękny proces. Niektórzy przychodzą do mnie na trening i dziwią się, że to nie jest takie proste, bo przecież na zbyt skomplikowane nie wygląda – mówi i kontynuuje: – Poznajemy je niejako z dwóch stron: jako rodzaj aktywności poprawiającej zdrowie i samopoczucie, na swój sposób medytację w ruchu oraz jego bojowe oblicze, czyli rodzaj sztuki walki, gdzie każdy ruch to atak lub obrona.
W tai chi bardziej od doskonalenia sfery fizycznej spodobała mu się praca nad umysłem. – Sam po sobie widzę, że odkąd trenuję, zmieniłem podejście do życia, jestem spokojniejszy oraz zdrowszy. Nie byłem u lekarza od kilkunastu lat – zapewnia raciborzanin. – Na zajęcia przychodzą także osoby starsze. Odnajdują tutaj spokój, równowagę, przyznają, że dzięki ćwiczeniom czują się młodziej. To wewnętrzna sztuka walki, co oznacza, że korzystamy z energii Qi, która tkwi w nas samych – tłumaczy, dodając. – Wielu mistrzów sztuk zewnętrznych, jak np. karate, zaczyna trenować tai chi, ponieważ poszukują czegoś nowego lub chcą coś ulepszyć.
Na potwierdzenie swoich słów wskazuje na znak Yin-Yang wiszący na ścianie – to symbol równowagi i harmonii. Do niej dążymy. Organizm jest podzielony na dwie części – jeśli te energie są wyrównane, jesteśmy zdrowi w ciele i w duchu – podkreśla i informuje, że w Akademii ćwiczą także Chi Kung (Qigong) – część chińskiej medycyny naturalnej, obok masażu czy akupunktury. – Większość elementów wykonujemy powoli, w pozycji stojącej lub siedzącej, skupiając się przede wszystkim na oddechu, energii wewnętrznej i swoim wnętrzu.
W swojej szkole uczy różnych form tai chi, m.in. krótkiej tzn. 24 ruchowej oraz tradycyjnej chińskiej 108 ruchów. Jak wyjaśnia, pierwszą można przyswoić w około rok, a jej wykonanie zajmuje 7-8 minut, druga to mniej więcej trzy lata treningu, a całość zajmuje około pół godziny. – Dla Europejczyka to ogromne wyzwanie, nie jesteśmy tak cierpliwi jak ludzie z Dalekiego Wschodu. Poza tym oni bardzo dużo ćwiczą w domu, są sumienni i ciągle dbają o swój rozwój – mówi. Grupa zaawansowana urozmaica trening wprowadzając do niego formy z bronią: szablą, mieczem i wachlarzem.
Za pasją do tai chi w przypadku Bogdana Barabasza poszła kolejna – podróży do Azjatyckich krajów. Raciborzanin już raz odwiedził Chiny. – Miałem przyjemność trenować z tamtejszymi mistrzami. Piękne jest to, że aktywność fizyczna na świeżym powietrzu jest wpisana w mentalność Chińczyków. Przez cały dzień tysiące ludzi trenuje w parkach, na skwerach czy ulicach. Zawsze można przyłączyć się do którejś z grup. Na moment sam stałem się mistrzem dla dzieciaków z lokalnej szkoły, gdzie poprowadziłem zajęcia i pokaz – opowiada, dopowiadając, że kraj ten urzekł go w stu procentach. – Wszystko mi tam pasowało: kuchnia, architektura, ludzie. Nie poczułem nawet różnicy czasu, co moja znajoma Chinka skwitowała, że pewnie w poprzednim wcieleniu byłem Chińczykiem – śmieje się i już dziś myśli o kolejnym wyjeździe oraz rozszerzeniu oferty Akademii o elementy bojowe Tai Chi Wudang, których nauczył się podczas jednego z wielu szkoleń, w których uczestniczył.
Nadal doskonali się, uczy i rozwija ponieważ tai chi jest dla niego drogą na całe życie. Swoje umiejętności doskonali pod okiem wielu mistrzów do których należą m.in.: Howard Choy – mistrz Tai Chi, Qigong i Feng Shui, mistrz Qigong Marcus Bongart – pierwszy europejczyk, który został mnichem klasztoru Shaolin oraz Sifu Xuan Jun Zhou mistrz Kung fu, Tai Chi i Qigong, a zarazem taoistyczny mnich z klasztoru Wudang w Chinach.
Zaprasza także do Akademii TAO – Szkoła Tai Chi i Qigong na zajęcia w Raciborzu lub Kędzierzynie-Koźlu.
Tekst i zdjęcia: Wojciech Kowalczyk
You must be logged in to post a comment.