Bardzo lubię pisać o leśnictwie i pracy z przyrodą. Tym bardziej z entuzjazmem podszedłem do spotkania z leśniczym z Książenic. Tomasz Majer nie jest zwyczajnym leśnikiem, o ile w ogóle leśniczy może być zwyczajny.
Dojazd do leśniczówki w Książenicach to nie lada wyzwanie. Ciężko trafić w to miejsce. Na głównym skrzyżowaniu w Książenicach należy skręcić w ulicę Klimka i jechać przed siebie. Mijamy granicę lasu i w zasadzie również granicę Książenic, bo leśniczówka faktycznie znajduje się na terenie rybnickiej dzielnicy Kamień. Dalej zaskakująco dziurawą drogą dojeżdżamy w końcu do leśnej osady Lasoki, najpierw mijając ścieżkę edukacyjną i miejsce na rodzinny biwak. W lesie po drodze widać sporo śladów po ostatnich wichurach. Nawet drzewa o sporym obwodzie nie oparły się niszczącej sile wiatru. Dojeżdżam wreszcie do leśniczówki. Niepozorny domek wraz z zabudowaniami gospodarczymi. Już na progu wita mnie mój rozmówca. Niewysoki, zasadniczy. Jeszcze się nie znamy, ale jak się później okaże również niezwykle skromny i pogodny człowiek. Leśniczy od razu zaprasza mnie do kancelarii, której wystrój oczywiście odpowiada leśnym normom – mapy i trofea myśliwskie to spora część dekoracji wnętrza. Wśród wielu detali można również dostrzec małe, choć bardzo charakterystyczne przedmioty – karnale, czyli specyficzne kapturki zasłaniające oczy ptaków drapieżnych podczas polowania. Właśnie o tym mamy rozmawiać, bo pan Tomasz jest sokolnikiem.
Sokoły wyginęły
Na terenie Nadleśnictwa Rybnik znaleźć można kilku sokolników, z czego dwóch jest pracownikami Lasów Państwowych – Artur Ciba oraz właśnie Tomasz Majer z leśnictwa Książenice. Jego sympatia do ptaków rozwijała się już od dzieciństwa, jednak pełnoprawnym sokolnikiem mógł zostać dopiero po ukończeniu 18 lat. Jak podkreśla, sokolnictwo jest dziś w Polsce wysoko rozwinięte, ale niewiele osób zajmuje się takim hobby. – Kiedy zaczynałem ok. 30 lat temu, mieliśmy kłopot, bo nie było odpowiednich uregulowań prawnych oraz takiego dostępu do ptaków jak dzisiaj. Wiele rzeczy od tego czasu się zmieniło. My w klubie sokolniczym jesteśmy sekcją Polskiego Związku Łowieckiego, która zajmuje się rehabilitacją i reintrodukcją ptaków drapieżnych na wolność, a także opieką nad nimi na terenie całego kraju. Znikomym procentem naszej działalności są polowania i pokazy. Sokół wędrowny na terenie Europy wyginął kilkadziesiąt lat temu, przez stosowanie w rolnictwie środka o nazwie DDT. Substancja ta kumulowała się w organizmach drapieżników, przez co skorupki znoszonych jaj były zbyt słabe i rozpadały się. Dzięki działaniom sokolników, myśliwych, przyrodników, leśniczych i wielu innych osób udało się przywrócić przyrodzie ten gatunek. Widzimy już pierwsze sukcesy w tej materii. Sokoły udało się rozmnożyć w hodowlach i ich nadmiar był wypuszczany na wolność. W Polsce działo się to szczególnie na początku lat 90., a obecnie co roku kilkadziesiąt ptaków jest wypuszczanych na wolność w skali kraju. Sukces polega na tym, że z ptaków wypuszczonych na wolność kilkanaście lat temu, powstały pary, które dały już potomstwo – podkreśla Tomasz Majer, który hoduje jastrzębie gołębiarze oraz sokoły wędrowne. Najsłynniejsze gniazda sokołów w Polsce znaleźć można na dachu Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie oraz m.in. na kominie elektrociepłowni we Włocławku.
Dokładne przepisy
Sokolnicy nie zajmują się jednak tylko sokołem wędrownym. W sokolnictwie spotyka się różne gatunki, takie jak np. jastrząb gołębiarz, raróg stepowy, orzeł przedni. Hodowla ptaków drapieżnych nie jest jednak łatwa od strony administracyjnej. Każdy z ptaków musi posiadać rodowód, podobnie jak w przypadku psa. Jako, że wszystkie ptaki drapieżne w Polsce są pod ochroną, na ich hodowlę należy mieć zgodę ministra. Każdy ptak jest również zewidencjonowany na specjalnej liście we właściwym dla sokolnika starostwie powiatowym. Rejestrowane nie muszą być ptaki obcego pochodzenia, jak np. jastrząb harrisa i raróg górski, dlatego ich hodowlą może zajmować się praktycznie każdy. Co innego, gdy ktoś chce polować z jakimkolwiek ptakiem drapieżnym. W takim wypadku musi należeć do Polskiego Związku Łowieckiego, czyli mówiąc potocznie musi być myśliwym. Koło łowieckie musi wydać zezwolenie na polowanie z ptakiem na zwierzynę drobną.
Polowanie
– To polowanie jest bardzo ciekawe i piękne, bo jest prawie naturalne. W przeciwieństwie do polowania z bronią, polowanie z ptakiem nie zawsze kończy się dla łowcy sukcesem. Zdarza się, że jastrzębiowi nie uda się dogonić zwierzyny, albo ofierze uda się umknąć przed jastrzębiem. Nie za każdym razem ptakowi udaje się złapać zdobycz. Ciekawe są także loty i popisy ptaków drapieżnych. Każdy ptak musi być odpowiednio ułożony. W sokolnictwie nie używamy słowa wytresowany, a ułożony, bo ptaka drapieżnego nie da się wytresować. Ptaki słuchają człowieka tylko, kiedy są głodne. Kiedy ptak jest najedzony, może w ogóle nie wrócić do sokolnika. Dlatego należy przez cały czas pilnować wagi ptaka oraz jego kondycji. Do polowania najlepiej nadają się ptaki o słabszej kondycji, bo czują potrzebę łowów. Woliery ptaków drapieżnych muszą stać na dworze, bo wtedy ptaki oswajają się z ruchem ludzi, zwierząt, samochodów. Drapieżniki doskonale znoszą niskie temperatury, za to źle działają na nie upały – zapewnia leśniczy z Książenic. Ciekawostką jest fakt, że ptaki drapieżne polują w różny sposób. Jastrzębie np. latają nisko, goniąc ofiarę. Sokoły z kolei latają bardzo wysoko, wypatrując zdobyczy swoim doskonałym wzrokiem. Po wypatrzeniu zdobyczy sokół nurkuje w dół z szybkością ponad 300 km na godzinę, ostatecznie przebijając kark ofiary dużymi szponami. Przeciążenie dla sokoła przy takiej szybkości wynosi nawet 34G. Dla porównania przeciążenie pilota myśliwca to najwyżej 9G.
Tradycja od tysięcy lat
Na wolności zasięg terytorium ptaka drapieżnego może być różny w zależności od gatunku. Orły polują na terenie nawet kilkunastu kilometrów, dla sokoła jest to kilka kilometrów, niespełna kilometr dla myszołowa, krogulca i jeszcze mniej dla pustułki. Ptaki nie zdradzają jednak położenia swojego gniazda – nie polują w jego najbliższym otoczeniu. Dlatego często obserwuje się zakładanie gniazd małych ptaków w bliskiej odległości od gniazda drapieżnika. Małe ptaki wiedzą, że w takim miejscu nic im nie grozi. Hodowlane drapieżniki mają bardzo wybredne podniebienie. Jedzą tylko mięso świeże lub odmrożone. Gustują w jednodniowych kurczakach, mięsie gołębi, przepiórek, nie pogardzą chudą dziczyzną – np. bażantem, czy kaczką. – Utrzymanie ptaka na pętach i berle jest bardzo pomocne przy gojeniu ran i pomaga weterynarzom. Dla laika spętanie ptaka w wolierze może wydawać się brutalne, jednak pozwala ochronić zwierzę przed skaleczeniami i zapewnia mu spokój. Takie trzymanie ptaków drapieżnych opracowano prawdopodobnie w starożytnej Azji, ponad 5 tys. lat temu. Do dzisiaj najlepiej się sprawdza – mówi Tomasz Majer.
Koledzy z rogami
Przy książenickiej leśniczówce znajdziemy także zagrodę z rogaczami. To daniele. Pan Tomasz hoduje małą rodzinę tych okazałych zwierząt. Daniel nie jest rodzimym gatunkiem naszych lasów, choć zamieszkuje nasze lasy. Kilkaset lat temu europejscy włodarze przywieźli daniele z Azji. Tych hodowlanych jednak nie wypuszcza się do lasu, bo są przyzwyczajone do człowieka. Jak przyznaje leśniczy z Książenic, myśliwi polują na daniele, jednak on sam nie miałby serca strzelić do swojego zwierzęcia. Za chów zwierzęta odwdzięczają się porożami, które zrzucają co roku. Te książenickie są wyjątkowo okazałe, potrafią także pozować do zdjęć, co miałem okazję zobaczyć przy tej wizycie. Zagroda danieli graniczy ze ścieżką dydaktyczną, dzięki czemu można się wybrać tutaj na rodzinny spacer i przy okazji zobaczyć ciekawą zwierzynę. Po zobaczeniu wszystkich tych ciekawostek żegnam się z leśniczym i odjeżdżam z Książenic, bogatszy o nową wiedzę i fotografie, a także podbudowany bliskim kontaktem z przyrodą.
Szymon Kamczyk
You must be logged in to post a comment.