Pierwsze święta w Nieboczowach

Dla rodziny Dulianów zbliżające się święta Bożego Narodzenia będą wyjątkowe i niezapomniane. Nie dość, że będą to pierwsze święta w nowym domu, to jeszcze pierwsze święta w nowej wsi.


Dulianowie to jedna z trzech rodzin, które zamieszkały już w nowych Nieboczowach. – W nowym domu ma być tak samo, jak w poprzedniej wsi. Jak tam się stroiło i gotowało na święta, tak samo będzie i tu – mówi na wstępie małżeństwo Dulianów, czyli pani Gizela i pan Władysław. Wtóruje im mama pani Gizeli, Maria Błaszczok, o której wszyscy mówią ciepło „babcia”.

_OQL8089

Dziewczyna przy studni

Nic dziwnego, że ma być tak samo. To w tamtych Nieboczowach wszystko się zaczęło. Przyjechał młody Władysław Dulian spod Tarnowa na Śląsk, do Nieboczów. Za pracą, jako przedstawiciel firmy, która wykonywała odkrywki dla żwirowni. Był operatorem spycharki. Zamieszkał w tym samym domu, co jeszcze młodsza wówczas Gizela, nieboczowianka od urodzenia, która chodziła wtedy do ósmej klasy. – To był dom-bliźniak. W jednej części mieszkała moja najbliższa rodzina, a w drugiej ciocia, która wynajmowała pokoje pracownikom. Ale wejście było jedno. No i tak mijaliśmy się z Władysławem na schodach, ja w lewo, on w prawo. Aż zagadał. Zakochaliśmy się – wspomina z uśmiechem pani Gizela. – Widziałem jak wodę przy studni nabierała. Stwierdziłem, że fajna dziewczyna. I tak zostałem na Śląsku – dodaje pan Władysław.

_OQL8074

„Dlaczego wujek tak brzydko mówi?”

Początki pana Władysława na Śląsku łatwe nie były. Wszystko przed godkę. – Jak Władek przyjechał, to wiadomo, wzięli go do baru. I za głowę się złapał: „Gdzie ja przyjechał? W Niemczech jestem czy gdzie? Po jakiemu oni gadają? ” Nic z naszej godki nie rozumiał, do Tarnowa chciał wracać. Ale szybko załapał. Teraz, jak odwiedza swoje strony, to wnuki jego brata pytają: „Dlaczego wujek tak brzydko mówi? ” – śmieje się pani Gizela.

Dulianowie, już jako małżeństwo, całe życie mieszkali w Nieboczowach. Najpierw zajmowali się gospodarstwem, później wydzierżawili ziemię i oboje pracowali „na etacie”. – Chwilę gospodarzyliśmy, ale z jednej pensji ciężko było utrzymać czwórkę dzieci – mówią Gizela i Władysław, rodzice trzech córek i syna.

_OQL8080

Pierwsza dziura

Dom w nowej wsi Nieboczowy Dulianowie budowali 2 lata. – Projekt wybieraliśmy wspólnie. Nasz inwestor zaproponował, że pokaże nam swój dom. Pojechaliśmy do niego, weszliśmy do środka i mówimy: „to jest to!” – wspominają. Największą radość mieli z pierwszej wykopanej dziury na nowej działce. – Wtedy doszło do nas, że zaczyna się nowy rozdział, że coś się już dzieje – dodają.

_OQL8017

Figurka Matki Bożej

W nowym domu dobrze czuje się „babcia”, czyli Maria Błaszczok. Ma 84 lata. Urodziła się w Nieboczowach, całe życie gospodarzyła. Do kwestii przenosin podchodzi ze zrozumieniem. – Co zrobić? Tak zdecydowali. Pogodziłam się, bo idzie cała wieś – podkreśla. Ale dodaje, że nie wszyscy przyjęli to tak spokojnie. – Starsza siostra nie umiała do końca przyjąć, że musi odejść z Nieboczów. Tak to przeżywała, że serce nie wytrzymało i zmarła na zawał. Nie doczekała przenosin – mówi pani Maria.

Pani Maria do nowego domu zabrała tylko to, co najpotrzebniejsze. – Tylko trochę lepszych ubrań. Bo gdzie by się dało tu te stare rupiecie? Więcej mi nie potrzeba – podkreśla. Pokazuje swój nowy pokój. Nowe meble, fotel, łóżko. Ale nie wszystko jest prosto ze sklepu. O starej wsi przypomina słusznych rozmiarów figura Matki Bożej Fatimskiej. – To figura, którą w swoim domu miała ciotka. Mama zażyczyła sobie, by przewieźć Matkę Bożą tutaj, do nowego domu – wyjaśnia pani Gizela. – Jest z nami, przecież szkoda by jej było – dodaje pani Maria.

_OQL8050

Ciasteczka z Niemiec

Pierwsze święta pod nowym dachem Dulianowie spędzą z najmłodszą córką, jej mężem i wnuczką Leą. Rodzina przyjedzie do nich z Niemiec. Cieszą się, bo będzie wesoło. – Córka już dzwoniła, żebym nie robiła ciasteczek, bo ona napiekła 12-13 rodzajów. Naprawdę nie wiem kiedy ona to wszystko zrobiła przy małym dziecku. Ja przygotuję więc tylko ule i orzechowe. I może jeszcze sernik – planuje pani Gizela.

_OQL8033

Grochowa i karp

Na wigilijnym stole u Dulianów musi być zupa grochowa. – Chyba że są zięciowie, to jeden je zupę z ryb, a drugi barszcz z uszkami. Ale wtedy nie ja, ale żony im gotują, wedle życzenia – dopowiada pani Gizela. Oprócz zupy grochowej obowiązkowo karp pod różnymi postaciami. – Karp musi być. Koniecznie. Pamiętam sytuację, że zaraz po ślubie pojechałam do męża na wigilię w okolice Tarnowa. I tam był problem z dostaniem ryby. Więc teściowa podała… kurczaka. Bo ksiądz tam ogłosił, że kurczak i ryba to tak samo białe mięso… – wspomina pani Gizela, która na wigilijną wieczerzę przygotuje jeszcze kapustę z grzybami, ziemniaki z masłem i moczkę. – Nie przesadzamy z potrawami, żeby nic się nie zmarnowało – podkreśla pani Gizela.

Po wigilii – pasterka. Jeszcze w kościele w starych Nieboczowach, bo w nowej wsi świątynia dopiero powstaje. Za to kolęda, zaraz po świętach, już w nowym domu.

Magdalena Kulok, Paweł Okulowski