Mało znanym epizodem II wojny światowej jest los jeńców wojennych robotników przymusowych zmuszanych do pracy na rzecz III Rzeszy w komandach pracy na terenie powiatu raciborskiego. W pamięci społecznej mieszkańców Kuźni Raciborskiej przetrwały jedynie trzy obozy pracy, a do naszych czasów nie dotrwało zbyt wiele szczegółów na ich temat.
Dziś wciąż niewiele o nich wiemy, a świadkowie tamtych wydarzeń już niemal wszyscy odeszli. Pytana o obozy mieszkanka Kuźni Irena Kaczarowska, która w latach 1943–1945 pracowała jako pomoc biurowa w urzędzie gminy, stwierdziła, że wiedziała, iż na podległym im terenie znajdowały się trzy obozy, w których przetrzymywano jeńców angielskich i sowieckich, nie podała jednak żadnych szczegółów, oświadczając, że takimi sprawami się nie interesowała.
Wiemy jednak, że na terenie Kuźni Raciborskiej mogły istnieć aż cztery obozy pracy i pięć oddziałów roboczych – komand. Niemal nie sposób odtworzyć ich historii, przytoczmy zatem przynajmniej to, co udało się jednak ustalić.
Obozy i komanda pracy
Podstawowym problemem jest rozróżnienie obozów pracy od komand, we wspomnieniach i świadectwach najczęściej nie ma takich rozróżnień i mowa jest najczęściej o obozach. Komando (arbeitskommando) to podstawowa komórka w organizacji pracy składająca się z kilku, kilkudziesięciu, a nawet kilkuset więźniów. Z kolei obóz mógł być niezbyt liczny, ale stanowił odrębną jednostkę. W Kuźni Raciborskiej, jak można przypuszczać, komanda były tworzone z jeńców z obozu macierzystego z Łambinowic (Lamsdorf).
Jakie więc trzy obozy–komanda zapamiętali kuźnianie? Pierwsze mieściło się w restauracji jednego z mieszkańców miejscowości, Oswalda Broi (tam właśnie osadzono jeńców), drugi znajdował się w leśniczówce, a trzeci w fabryce Hegenscheidta. W powyższych miejscach przetrzymywano i zmuszano do pracy jeńców brytyjskich i sowieckich, funkcjonować miały one w latach 1940 – 1945, aż do nadejścia frontu, kiedy to nastąpiła ich ewakuacja.
Jeńcy w gospodzie
Najwięcej wiadomości, choć i tak bardzo skąpych, mamy o komandzie mieszczącym się w budynku restauracji. Może to dlatego, że znajdowało się ono w samym centrum Kuźni Raciborskiej, gdzie w zajętych na polecenie władz kwaterunkowych zabudowaniach przetrzymywano około 40 Anglików. Miejsce to znajduje się dzisiaj przy placu imienia Adama Mickiewicza. Jeńcy spali w jednej z sal na łóżkach piętrowych; w dzień zmuszano ich do pracy, łamiąc międzynarodowe konwencje. Pilnowało ich trzech starszych żołnierzy niemieckich, którzy nie nadawali się już na pierwszą linię frontu. Mieli oni dosyć często się wymieniać, około raz w miesiącu. Ich dowódcą był prawdopodobnie mężczyzna o nazwisku Walizska, jeden z jego podwładnych strażników nazywał się Magdalarz. Wedle niektórych relacji Walizska i Magdalarz zostali zastrzeleni przez więźniów w trakcie ewakuacji obozu. Właściciel restauracji i budynku Oswald Broia zajmował się sprawami jeńców, prowadził ich ewidencję i kartoteki żywnościowe. Jako stołówkę wykorzystano znajdujący się z tyłu posesji budynek. Jeńcy prawdopodobnie sami przygotowywali posiłki z dostarczanych im racji żywnościowych. Wszyscy chodzili w mundurach z oznaczeniami jednostki i formacji, z których pochodzili, ale niestety dotąd nie udało się ich ustalić. Według Józefa Broi tuż przed zakończeniem wojny Brytyjczycy zapędzeni zostali w kolumny marszowe i ewakuowani przez Czechosłowację w kierunku Bawarii.
Praca w lesie
Drugie komando umiejscowiono w leśniczówce, być może u Sołtyska? Więźniów miało być tam 40, ich sprawami również zajmował się Broia, a zatrudnieni mieli być przy pracach w lesie. Jeńcy zajmowali pięć pomieszczeń z kuchnią i umywalnią, posiłki gotowali sami, a produkty dostarczał im wspomniany Oswald Broia. Wachmani mieszkali w tym samym budynku, tylko w innym pomieszczeniu. Byli to także starsi żołnierze Wehrmachtu. Po pewnym czasie obok leśniczówki wybudowano dwa baraki dla jeńców, co może świadczyć o zwiększeniu liczby przetrzymywanych tam i zmuszanych do pracy żołnierzy.
Niezbędny dla III Rzeszy
Trzecie komando znajdowało się na terenie należącym do koncernu Hegenscheidta (KG Achsen und Schraubenfabrik und Eisengiesserei), który po nabyciu huty „Nadzieja” w 1907 r. uruchomił w Ratiborhammer swój zakład. Po przejęciu w 1930 roku fabryki przez Adolfa Schondorffa zaczęła funkcjonować pod nazwą Schondorff Hegenscheidt-Werke. Był to jeden z najważniejszych obiektów przemysłowych dla funkcjonowania gospodarki wojennej hitlerowskich Niemiec i to nie tylko na ziemi raciborskiej, ale na całym Śląsku. Jeden z głównych zakładów Hegenscheidta funkcjonował także w Raciborzu i produkował np. części do silników typu Diesel F 46a 6 Pu wykorzystywanych następnie w ramach priorytetowego U-Boots-Programm dla Kriegsmarine. O znaczeniu placówki w Kuźni dla III Rzeszy świadczy choćby fakt, że była ona wizytowana przez gen. Waltera von Unruha – specjalnego pełnomocnika Adolfa Hitlera ds. kontroli i racjonalizacji zatrudnienia w instytucjach partyjnych i państwowych. Odwiedził on kilkanaście zakładów na Śląsku, w tym 16 grudnia 1940 r. fabrykę Schondorff Hegenscheidt.
Zmuszani do pracy
Do obozów zaliczyć możemy trzy, które umiejscowiono na terenie fabryki i jeden, którego więźniowie pracowali dla firmy „Raudener Holzverwertung”. W tej firmie z pobliskich Rud, która zajmowała się pozyskiwaniem i obróbką drewna wykorzystywano 59 żołnierzy Armii Czerwonej. Z kolei działających komand miało być pięć i były one najprawdopodobniej tworzone spośród żołnierzy wziętych do niewoli przez Niemców i przetrzymywanych w obozie jenieckim Stalag VIII B w Lamsdorf.
Adam Kuśka, formierz pracujący po wojnie w Rafamecie, wspominał, że na początku lat czterdziestych grupa ok. 200 brytyjskich jeńców była podzielona na trzy grupy i jedna z nich, ok. 80–osobowa, pracowała w fabryce. Anglicy skoszarowani zostali w budynku, w którym po wojnie w połowie lat sześćdziesiątych znajdowała się przyzakładowa szkoła. Pilnowani byli przez żołnierzy Wehrmachtu, a w trakcie pracy znajdowali się pod nadzorem brygadzistów, którzy wyznaczali im zakres obowiązków. Jednym z nich mógł być żołnierz brytyjski P. J. Brice, który trafił do niemieckiej niewoli i jesienią 1941 roku musiał pracować w fabryce, zastępował chorego kolegę. W trakcie obsługi jednej z maszyn uległ wypadkowi i stracił jeden z palców prawej dłoni. Po kilku dniach wdało się zakażenie krwi i nastąpiła amputacja, którą przeprowadzono bez znieczulenia. Tę grupę jeńców z końcem roku 1943 lub na początku 1944 miano wywieźć z Kuźni, a na ich miejsce osadzić żołnierzy sowieckich.
Pracujący w firmie Schondorff Hegenscheidt–Werke w latach 1935 – 1945 Wilibald Borecki czas opuszczenia zakładu przez Brytyjczyków określił na początek roku 1945, zaś przybycie jeńców radzieckich na rok 1941 lub następny; było ich ok. 100. Podobnie jak poddanych królowej miano ich traktować w miarę dobrze. Z kolei Paweł Michalski, który służył w czasie wojny w armii niemieckiej, w czasie przepustki, którą spędzał w Kuźni słyszał o istnieniu obozów, zresztą będąc w restauracji Broi sam widział wielu jeńców. Od swojej rodziny dowiedział się, że jeden z obozów znajdował się także w kręgielni, której właścicielką była Grzekankowa. Od znajomego kolegi nazwiskiem Czeczora otrzymał zaś informacje, że czerwonoarmiści w fabryce musieli ciężko pracować, byli słabo odżywiani i wegetowali w kiepskich warunkach.
Ciekawe, że w pamięci mieszkańców, do których udało się dotrzeć pojawiają się tylko jeńcy brytyjscy i radzieccy. Skądinąd wiemy, że w zakładach Hegenscheidta wykorzystywano do pracy Polaków, Francuzów i, zdaje się, Ukrainki. Według danych z 31 lipca 1944 r. w jednym z obozów było 61 Polaków, 6 Francuzów oraz 11 Sowietów, zaś w innym skoszarowano 25 Francuzów. Brak dokumentów, a co za tym idzie ścisłych informacji wyklucza przedstawienie dokładniejszych danych.
Ocalić od zapomnienia
W Kuźni Raciborskiej, jak wspomnieliśmy, najważniejsza była słynna fabryka, w niej to, co zrozumiałe skoncentrowano najwięcej jeńców, ale eksploatacja okolicznych lasów też wymagała rąk do pracy. Oprócz tego wiemy także, że jeden z oddziałów roboczych wykorzystano przy pracach przeciwpowodziowych. W dniu 23 października 1940 roku liczył on 50 osób i składał się z jeńców brytyjskich z macierzystego obozu z Lamsdorf. Nie wiemy, czy niektórzy jeńcy zmarli lub zostali zamordowani, brak księgi zgonów z lat 1936 – 1945 uniemożliwia potwierdzenie lub wykluczenie takich przypadków. Jak widzimy, historia żołnierzy i robotników przymusowych osadzonych w obozach i komandach w Ratiborhammer znana jest nam jedynie fragmentarycznie. Związane jest to z ubogą bazą źródłową i upływającym czasem. Ich dzieje nadal czekają na odkrycie i szczegółowe przedstawienie.
Beno Benczew
You must be logged in to post a comment.