Poprosiliśmy o rozmowę Aleksandra Chromika, bodaj najbardziej rozpoznawalnego w ostatnim czasie uczestnika wszelakich imprez biegowych, nie tylko w naszym regionie. Porozmawialiśmy z nim nie tylko o bieganiu, ale również o pomaganiu, które jest istotnym elementem w biegowej pasji „Alexa”.
– Nie sposób nie zacząć pytaniem o Twój charakterystyczny, różowy strój ze skrzydełkami. Ja po trosze znam okoliczności, w jakich postanowiłeś biegać w różowym kostiumie, ale prosiłbym, żebyś opowiedział o tym naszym czytelnikom.
– Wszystko zaczęło się w związku z moim startem w 38. PZU Maratonie Warszawskim, a dokładnie z akcją „Biegam Dobrze”, która jest pierwszym biegowym projektem, opartym na modelu aktywnej charytatywności. W ramach tego startu postanowiłem zbierać środki finansowe dla Fundacji SYNAPSIS na terapię dzieci z autyzmem. Postawiłem wyzwanie – w momencie gdy zebrana kwota osiąga zakładany poziom, ja biegnę maraton w różowej spódniczce tutu. Miało to zmotywować moich znajomych do wpłat. Zakładane 3000 zł udało się zebrać dosyć szybko, więc dołożyłem kolejne poziomy kwotowe. I tak powoli kompletował się strój. Doszły skrzydełka, wianek we włosach oraz zafarbowanie włosów na różowy kolor. Zbiórka nabrała rozpędu, udało się zebrać 7 192 złote i skończyła na pierwszym miejscu wśród wszystkich zbiórek Biegam Dobrze 38. Maratonu Warszawskiego. Obiecałem również, że jeśli na koniec akcji będziemy na pierwszym miejscu, ja będę w takim stroju biegał do następnego Maratonu Warszawskiego, czyli de facto przez cały rok. A obietnice trzeba dotrzymywać.
– Skąd pomysł, by poprzez biegi wspierać potrzebujących?
– Myśl o pomaganiu innym zawsze gdzieś tam była z tyłu mojej głowy, ale jakoś tak nie składało się, nie było okazji, a może czasem i brakowało odwagi, żeby zrobić ten pierwszy krok. Gdy postanowiłem zacząć biegać, trochę o tym czytałem i gdzieś tam wpadł mi artykuł o londyńskim maratonie, który jest największym dobroczynnym wydarzeniem na świecie. Spodobała mi się idea pomagania przez bieganie. Pomyślałem, że to może być fajne. Samo pomaganie jest już fajne, a połączenie tego z bieganiem wydaje się być idealne. Zacząłem trenować na poważnie. Zapisałem się na półmaraton. Debiut zakończył się sukcesem. I wtedy to Fundacja „Maraton Warszawski” ogłosiła pionierski w Polsce projekt biegania charytatywnego „Biegam Dobrze”. Od razu wiedziałem, że to jest to. Postanowiłem zapisać się na 37. Maraton Warszawski, wybierając ścieżkę charytatywną, czyli zbieranie funduszy dla jednej z fundacji. Wybór z kilku względów padł na Fundację SYNAPSIS. Udało mi się zebrać pierwsze charytatywne środki na terapię dzieci z autyzmem. Dokładnie 840 złotych. Dwa tygodnie po starcie w Warszawie wziąłem udział w maratonie w Poznaniu. Przez splot kilku nieprawdopodobnych okoliczności wystartowałem tam jako biegacz Polskiego Towarzystwa Walki z Mukowiscydozą. 11 listopada pobiegłem z nimi Bieg Niepodległości w Warszawie. Te i jeszcze parę innych zdarzeń sprawiło, że na stałe zacząłem łączyć bieganie z pomaganiem.
– Ilu do tej pory osobom pomogłeś? Któraś z nich w szczególny sposób zapadła Ci w pamięć?
– Ciężko mówić ilu osobom pomogłem, kiedy wspierasz jakąś fundację. W przypadku Fundacji SYNAPSIS zebrane środki przekładają się na realną ilość godzin terapii autystycznych dzieci. Każde zebrane 90 złotych to jedna godzina takiej terapii. Tak więc łącznie w obu akcjach to prawie 90 godzin terapii. A jeśli chodzi o osoby, to były to dwie dziewczynki, dla których zbierałem środki. Hania, dziewczynka z zespołem Downa oraz Berenika, dla której pomagałem zebrać środki na operację nóżki w Niemczech. Obie zapadły mi w pamięci, bo obie znam osobiście. Każda z nich jest wyjątkowa, z każdą z nich związana jest jakaś historia.
– Każdy bieg kończysz na mecie pompkami. A na jednym z maratonów pompki robiłeś nawet chyba po każdym okrążeniu. Wyjaśnij proszę o co w tej „tradycji” chodzi.
– Ta „tradycja” wynika z tego, że należę do nieformalnej i nie koniecznie poważnej drużyny sportowej „Smashing Pąpkins”, ale jak to mawiają nasi Rodzice Założyciele, pot wylewany na treningach jest najprawdziwszym z prawdziwych. Na marginesie dodam, że klubowe barwy to… róż. Ale do sedna – robienie pompek, a w zasadzie pĄpek, bo tak je nazywamy i stąd też nazwa drużyny, to taki klubowy rytuał. Pąpki są nieodłącznym elementem życia każdego szanującego się pĄpkinsa (pĄpkins to członek drużyny). Ideą „Smashing Pąpkins” jest to by być dobrym, pomagać innym, mieć dystans do siebie i do tego, co się robi, uśmiechać się, uprawiać sport no i robić pĄpki. Zresztą nawet wymyśliłem taki hasztag #pĄpujdobro, który moim zdaniem oddaje całą esencję bycia pĄpkinsem. A robienie pĄpek na każdym kilometrze maratonu, miało właśnie miejsce w Warszawie podczas wspomnianego już 38. PZU Maratonu Warszawskie. Robiłem na każdym kilometrze po dwie plus dodatkowo dwie na mecie jeszcze – łącznie 86 pĄpek. To był mój sposób na uczczenie moich urodzin, które miałem właśnie w tym dniu.
– Podobno Alex Chromik nie lubił kiedyś biegać? Skąd ta zmiana? W weekend zdarza Ci się brać udział nawet w dwóch–trzech imprezach biegowych.
– I to jak nie lubiłem. W zasadzie nie lubiłem żadnej aktywności fizycznej, gdzie się leje pot. Jedyne co wchodziło w rachubę to basen. I jak to w życiu bywa, po serii dziwnych splotów nieprawdopodobnych okoliczności, pewnego dnia zakupiłem w jednym z dyskontów techniczną odzież biegową, która to wg zapewnień producenta miała pięknie odprowadzać wilgoć z powierzchni ciała, dając uczucie suchej skóry bez potu. I tak było. Do tego stopnia, że teraz to sobie nie wyobrażam nie biegać. Uzależniłem się. Biegam średnio 4–5 razy w tygodniu pokonując około 60 km tygodniowo. Czasem mniej czasem więcej. To zależy czy mam zawody czy nie. Faktycznie zdarzyło mi się wystartować w ciągu jednego weekendu w kilku biegach, ale to był długi weekend. Święto Niepodległości. Dwa starty miałem zaplanowane, a trzeci wskoczył, ponieważ zostałem zaproszony przez organizatora biegu. Nie mogłem odmówić, gdyż impreza miała mieć również akcent charytatywny, a konkretnie była prowadzona zbiórka pieniędzy dla Bereniki. No nie mogłem odmówić. Takich spraw się nie odmawia.
– Jakie miałbyś rady dla tych, którzy chcą, ale nie mogą przełamać się i wstać z kanapy, by pobiegać i zadbać o swoje zdrowie?
– Od dawania rad jestem daleki, bo nie jestem fachowcem. Informacji dotyczących tego, jak biegać, jak zacząć przygodę z bieganiem, by nie zrobić sobie krzywdy jest w sieci sporo. Wystarczy wygooglować. Sam tak zaczynałem. Zamiast dawania rad zacytuję motta motywacyjne, które mi towarzyszą: „Kto chce szuka sposobu, kto nie chce szuka powodu” , „Człowieku, w życiu masz albo wyniki, albo wymówki!” i zakończę pytaniem „Czy Twoje wymówki są ważniejsze niż Twoje marzenia?”
Rozmawiał Artur Marcisz
Aleksander Chromik, lat 39. Na co dzień prowadzi sklep oraz serwis laptopów i komputerów w Rydułtowach. Pochodzi z Bluszczowa i tam mieszka. Ma dwójkę dzieci. Córka Aleksandra (8 lat) i syn Adrian (4 lata). Swoje debiuty biegowe oboje mają już za sobą.
You must be logged in to post a comment.