Łukasz Kądziołka – życie bez taryfy ulgowej

Jego konikiem są dzieje XX wieku. Wyznaje, że gdyby mógł kontynuować edukację, specjalizowałby się w historii uzbrojenia. Prócz marzeń naukowych, ma wiele innych osobistych pragnień, na liście których przewodzi jedno – aby każdy kolejny dzień był jeszcze lepszy od poprzedniego.


kadziolka_09

Mimo choroby zachowuje pogodę ducha. Wita mnie z uśmiechem i od pierwszych chwil zachwala pozytywne skutki, jakie od lat przynosi mu rehabilitacja. Spotykamy się w niewielkim pokoju w domu jego rodziców. W tych czterech ścianach zamyka się większa cześć jego życia. To tutaj zdawał maturę, a lata wcześniej brał udział w indywidualnych lekcjach z nauczycielami ZSOMS w Raciborzu. Wracając pamięcią do tamtych chwil, Łukasz przyznaje, że to jeden z najtrudniejszych okresów w jego życiu. – Zajęcia trwały czasem od godz. 8:00 do 19:00. Przez pokój przewijało się dziesięciu pedagogów. Nigdy nie chciałem mieć taryfy ulgowej, dlatego dawałem z siebie wszystko. Kosztowało mnie to wiele energii, ale satysfakcja jaką otrzymywałem w zamian była motywująca – nie kryje Kądziołka.

Łukasz cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. Podczas długotrwałego porodu, w szpitalu w Jaworze, doszło do niedotlenienia mózgu. Efektem było uszkodzenie komórek nerwowo-ruchowych. – Od dnia moich narodzin wyraźnie widać było, że coś jest ze mną nie tak. Lekarze w tamtym okresie nie potrafili jeszcze zdiagnozować i rozpoznać tego schorzenia. Półtora roku później wspólnie z rodzicami, starszym bratem oraz babcią przeprowadziliśmy się do Raciborza. Z tego co mówi mama, wynika, że latem 1979 roku, pomimo coraz większych problemów z koordynacją ruchową, zacząłem samodzielnie opierać się plecami o ścianę. W taki sposób, pomimo spastyczności ruchowej, chodziłem dookoła pokoju. W tym okresie funkcjonowało już nowo wybudowane Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu koło Warszawy. Rodzice upatrywali szansę wyleczenia mnie. Jednak by się tam znaleźć, potrzebne było skierowanie z kliniki neurologii w Katowicach – wspomina, dodając, że to właśnie tam stan jego zdrowia drastycznie się pogorszył. – Mama wyrwała mnie stamtąd siłą. W Katowicach poddano mnie zabiegom tzw. odmy mózgowej, wykonywano także punkcje kręgosłupa. Przez kilka dni nie dostawałem jedzenia ani wody. Rodzice do dziś wypominają sobie, że oddali uśmiechnięte, radosne dziecko, a odebrali wycieńczonego malca. Nigdy nie wróciłem do tak dobrej sprawności fizycznej jak przed wizytą w klinice – ocenia nasz bohater.

Miał wówczas trzy lata, ale do dziś żywe są w nim wspomnienia dotyczące innych młodych pacjentów, którzy walczyli o życie. Nie dla wszystkich bój okazał się zwycięski. – Po latach nadal słyszę ich rozdzierający ciszę płacz oraz własny strach, gdy widziałem, jak przechodzą na drugi świat, a później pielęgniarki wywożą ich ciała z sali.

kadziolka_02

Naukę pisania rozpoczął w wieku 9 lat. – Początkowo na maszynie. Naciskałem klawisze stopą, dokładnie – najmniejszym palcem. Tak mi zostało. Dziś używam już komputera, w ten sam sposób piszę SMSy czy maile – informuje czterdziestolatek. Umiejętność ta pomogła mu w latach 2004-2007, gdy studiował historię w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Raciborzu. – Pracę licencjacką o historii Parafii św. Mikołaja na Starej Wsi napisałem literka po literce w pół roku. Obrona mojej pracy stała się sensacją. Historia niepełnosprawnego chłopaka, który mimo porażonych kończył zdołał ukończyć studia poruszyła ludzkie serca. Zainteresowały się mną media, a nieznajomi przechodnie gratulowali mi siły woli i hartu ducha – mówi z dumą raciborzanin, a ja pytam go, dlaczego postawił na historię. – Ta dziedzina interesowała mnie od lat. Zagłębiałem się w temat, czytałem liczne publikacje naukowe, wyszukiwałem nowinki. Moje studiowanie opierało się głównie na pisaniu prac zaliczeniowych. Czułem się jak ryba w wodzie – wyznaje Łukasz. Przekonuje, że kwestia studiów magisterskich w jego przypadku nie jest zamknięta. – Nauka na wyższej uczelni poszerzyła moje horyzonty i pozwoliła spojrzeć na życie w zupełnie inny sposób niż dotychczas. Stałem się człowiekiem, który do czegoś dąży. Mam nadzieję, że na pierwszym stopniu się nie skończy.

kadziolka_04

Istotnym elementem rzeczywistości Łukasza jest rehabilitacja. – Pochłania makabryczne środki finansowe, ale za to widać postęp. Moje ruchy stają się precyzyjniejsze. Udało mi się osiągnąć sprawność pozwalającą na prowadzenie specjalnie przystosowanego do moich potrzeb pojazdu, którym mogę normalnie poruszać się po drogach – cieszy się Kądziołka, dodając jednak, że aby samochód znów zadziałał niezbędna jest wymiana baterii, a to koszt około 3 tysięcy złotych. – Pojazd zakupiłem m.in. dzięki wsparciu dobrych ludzi i fundacji „Zdążyć z pomocą”. Gdy patrzę na to wszystko z perspektywy dwudziestu lat, obecnie świat osób niepełnosprawnych wygląda nieco lepiej, mają więcej możliwości uzyskania pomocy niż dawniej. Pochodzi ona jednak głównie od innych osób, a niekoniecznie od państwa – mówi z żalem i kontynuuje: – Kiedyś powiedziałem, że w przyszłości chciałbym pracować z osobami takimi jak ja i to jest aktualne. Zdaję sobie sprawę z tego, że kiedyś mój czas się skończy. Ale mam jeszcze wiele planów i celów do zrealizowania. Mam nadzieję, że wszystko przede mną i że będzie tylko lepiej.

Łukasza można wesprzeć finansowo na stronie fundacji: http://dzieciom.pl/podopieczni/4969