Jest stuprocentowym samoukiem, któremu nie brakuje muzycznego słuchu i poczucia rytmu. Pierwsze studio stworzył w swoim pokoju. Za drzwiami wejściowymi umieścił prowizoryczną kabinę z mikrofonem, rozmiarami sięgającą zaledwie kilku metrów kwadratowych, a obok ustawił materac, tak, aby zaraz po przebudzeniu pracować nad nowymi numerami. Dziś tworzy w profesjonalnych warunkach. Spełnił marzenia o własnym kącie. Na liście ma jednak kolejne cele: produkcję pierwszej płyty, a także organizację wydarzenia, które skupi raciborskie środowisko hip-hopowe. Poznajcie Antona, producenta młodego pokolenia, którego czas dopiero nadchodzi.
W rapie zakochał się dzięki starszemu bratu – Malcowi. Gdy po raz pierwszy spróbował swoich sił w tworzeniu muzyki miał niespełna szesnaście lat. – Dokuczałem mu, że jego numery są kiepskie. Pewnego dnia powiedział: zrób lepiej. Podjąłem się wyzwania i tak zaczęła się najpiękniejsza przygoda mojego życia. Od tej pory rywalizowaliśmy – wspomina producent, który śmieje się nieco ze swoich początków. Przede wszystkim z tego, jak urządził swoje studio i na jakim sprzęcie pracował. – Wówczas jeszcze modne było obklejanie ścian wytłoczkami do jajek. Napatrzyliśmy się na miejsca, w których tworzyli inni producenci. Też takie chcieliśmy mieć i stosowaliśmy podobne, choć bardzo amatorskie rozwiązania. Teraz wiem, że funkcjonalność wytłoczek czy nawet gąbek jest znikoma – wyjaśnia, dodając, że zasad adaptacji pomieszczeń pod względem akustyki uczył się metodą prób i błędów. – Jedną z najważniejszych rzeczy w robieniu muzyki jest doświadczenie. Po dziesięciu latach wiem już, jak należy pracować i w jaki sprzęt się zaopatrzyć, aby robić to w miarę profesjonalnie – nie kryje nasz bohater.
Ponad rok temu poszukiwał azylu, klitki, w której mógłby realizować swoje muzyczne plany. – Znalazłem opuszczone budynki. Dogadałem się z właścicielami i szybko przystąpiłem do stworzenia swojej „bazy”. Od razu wiedziałem, jaki efekt chcę osiągnąć, jakich kolorów użyć, gdzie postawić sprzęt. Wyobraziłem sobie, że tutaj będzie duża kanapa, po drugiej stronie biurko z najpotrzebniejszym sprzętem, pod ścianą naprzeciw drzwi jakieś półki. Wszystko w odcieniach szarości i czerwieni – opowiada Anton i zaprasza mnie do środka. Od razu dostrzegam, że zrobił tak, jak chciał. Każdy element jego opisu znajduje potwierdzenie w rzeczywistości. Pytam go tylko, czy ścianę z cegieł ułożył sam, czy była już częścią tego miejsca. – To pomysł mojego kumpla. Robiliśmy ją 13 lutego, więc do dziś śmiejemy się, że waliliśmy tynki dzień przed Walentynkami.
Studio – jakie by ono było – od dekady jest dla Antona drugim domem. Zawsze myślał o stworzeniu miejsca, do którego mógłby zapraszać nie tylko współpracujących z nim raperów, ale także znajomych. – Tutaj zawsze jest pełno ludzi, ktoś wbije tylko na chwile posłuchać, co ostatnio nagrałem, niektórzy siedzą dłużej, gadamy, wymieniamy się spostrzeżeniami – przyznaje dwudziestopięcioletni raciborzanin. – Nie potrafię rozstać się z muzyką, gdyby to ode mnie zależało mógłbym słuchać i nagrywać bez końca. Miałem taki okres, gdy nawet latem całymi dniami nie wychodziłem z pokoju. Byłem głodny nowych dźwięków, bawiłem się tym. Tym bardziej, że widziałem postęp. Że z każdym kolejnym dniem radzę sobie lepiej. To mnie nakręcało, łapałem jeszcze większą zajawkę – przekonuje.
W kilka lat poznał najważniejsze osoby w branży. Charakterystycznym elementem jego warsztatu jest rzadkie korzystanie z najnowszych technologii np. syntezatorów. – Staram się unikać narzędzi, które zrobią muzykę za mnie. Zależy mi na tym, aby mieć pewną kontrolę nad tym co wychodzi spod mojej ręki, kreować własne brzmienie poprzez eksperymentowanie, łączenia sampli i odpowiednio wykręconych syntetycznych barw– twierdzi Anton.
Na półkach dostrzegam kolekcję płyt winylowych i nie mogę nie zapytać o ten egzotyczny, jak na studio producenta rapowych kawałków, element. – Pożyczyłem od kumpla. Wykorzystuję je głównie to tzw. samplowania, co oznacza – mówiąc w skrócie – użycie fragmentu istniejącego już nagrania muzycznego, zwanego samplem, jako części nowo powstającego utworu przy pomocy kompa lub tradycyjnego gramofonu – wyjaśnia raciborzanin, dodając, że dopiero poznaje tajniki tej formy tworzenia.
Nigdy nie uczył się w szkole muzycznej, nad doskonaleniem umiejętności, które dziś posiada pracował sam. Nie bez znaczenia są oczywiście predyspozycje. – Wielu członków mojej rodziny zajmowało się muzyką amatorsko. Mama występowała w chórze, tato grał na akordeonie i gitarze – podobnie zresztą jak jego brat, kuzynka śpiewa. Pewnie odziedziczyłem cząstkę talentu. Zawsze też mówię, że to co i jak robię, jest efektem ciężkiej, wieloletniej pracy – przekonuje producent, który chciałby w przyszłości zdobyć wykształcenie w dziedzinie techniki dźwięku. – Zawsze interesowało mnie, jak to, co robię w praktyce, wygląda w teorii. Zależy mi na tym, aby poznać zawód producenta z różnych stron – mówi.
Od dawna myśli o tym, aby zorganizować w Raciborzu wydarzenie hip-hopowe, które po pierwsze zjednoczyłoby lokalną społeczność muzyków, po drugie z kolei pokazało mieszkańcom miasta, że tacy pasjonaci w ogóle funkcjonują. Jednym z jego najbliższych planów jest wypuszczenie płyty Malca, nad którą pracują wspólnie od lat. – Myślę, że gdy się ukażę, będę mógł o sobie powiedzieć z pełnym przekonaniem, że jestem producentem. Na razie się tak nie czuję – ocenia i kontynuuje: – Czy chciałbym związać z tym zajęciem swoją przyszłość? Najbliższą na pewno tak. Nie wiem co później. Ale wydaje mi się, że mam w sobie tak dużo samozaparcia i pasji, że nie będę mógł zerwać z muzyką.
Tekst Wojciech Kowalczyk I Zdjęcia Paweł Okulowski
You must be logged in to post a comment.