Motoryzacja to męski kawałek świata, w którym kobietom-kierowcom trudno jest zdobyć zaufanie i szacunek. Raciborskie „autobusiarki” z powodzeniem łamią stereotyp baby za kółkiem. Jednak początki nie były łatwe – widząc kobietę za kierownicą autobusu pasażerowie szeptali do siebie „baba jedzie” albo… pytali wprost – czy nie czeka na kierowcę.
Epatują kobiecością i urodą, a przy tym są miłe i co najważniejsze odważne. Bo, jak może być inaczej, skoro na barkach trójki młodych kobiet spoczywa odpowiedzialność za kilkuset pasażerów, których codziennie przewożą w mieście i poza jego granicami. Jeszcze do niedawna mało kobiecy zawód kierowcy autobusu, dziś coraz bardziej przypada do gustu paniom.
Aldona – pierwsza raciborzanka za kierownicą autobusu
Z trójki obecnie jeżdżących na raciborskich SOR-ach kobiet, pierwszą była Aldona Zaczyk, która za kółkiem pracuje już osiem lat.
– Byłam niedzielnym kierowcą i nie jeździłam, jak nie musiałam. Gdy więc w radiu ogłosili nabór na kierowców autobusu, nie mogłam powstrzymać śmiechu. Po czym, gdy w urzędzie pracy zaproponowano mi kurs, jako pierwsza zapisałam się – opowiada. Mąż zapytany, czy wyobraża sobie ją za kierownicą autobusu, żartował, że prędzej mu kaktus wyrośnie na dłoni, niż ona zaliczy egzamin. Dziś chwali się, że żona zdała za pierwszym razem.
Początkowo było nawet zabawnie, jako jedyna w męskim gronie nauczyła się nawet czytać z ust pasażerów, którzy szeptali „baba jedzie”. Bywały i bardziej bezpośrednie sytuacje, kiedy pan wszedł do autobusu, kupił bilet, po czym wrócił i wahając się czy nie wysiąść zapytał zdziwiony – baba? Nie mniej zaskoczeni byli małżonkowie, którzy weszli do pojazdu pani Aldony w trakcie krótkiej przerwy. Gdy ruszyła, mężczyzna zapytał: – Nie czeka pani na kierowcę?
Ludzie na początku lepiej i bardziej spontanicznie reagowali na kobietę „za kółkiem” autobusu niż teraz. – Wywoływałyśmy spore zamieszania, składano nam gratulacje, były przejawy radości. Obecnie wymaga się od nas więcej, jak wystąpią jakieś usterki pojazdu słyszymy: – Baba jedzie i zepsuła – przyznaje pani Aldona, że ciągle dyskryminująco postrzega się panie za kierownicą.
Podobnego zdania jest Sabina Wachowicz – zabrzanka, od niedawna mieszkająca w Raciborzu. – Pasażerowie docinają nam, szczególnie jak przytrafi się jakieś potknięcie: – No tak, baba za kierownicą, ty się lepiej garów chwyć! Gdy coś podobnego przydarzy się mężczyźnie, reakcja jest całkowicie inna. Ludziom wydaje się, że robimy coś błędnie, bo nie znamy się na mechanice pojazdów, a przecież im dłużej człowiek pracuje, tym lepiej poznaje siebie i maszynę – mówi o niezmieniającej się mentalności wobec kobiet wykonujących męskie profesje.
Sabina – od sklepu woli ciężarówki
Pani Sabina od dziecka fascynowała się dużymi pojazdami, w szczególności TIR-ami, więc gdy w urzędzie pracy zorganizowano kurs najpierw na wózki widłowe, a potem na kierowcę autobusu, spontanicznie zapisała się. Ponadto nie zważając na wysokie koszty już za własne pieniądze zrobiła kurs prawa jazdy i zdobyła potrzebne kwalifikacje do prowadzenia samochodów ciężarowych. Gdyby nie mama, która uważała jej zainteresowania za zbyt chłopięce, zamiast handlówki, wybrałaby mechanik.
– Gdy zrobiłam prawo jazdy na samochody osobowe, mama pytała czemu robię takie duże łuki i jeżdżę tak szeroko, jak autobusem. Odpowiadałam: Kiedyś będę nim jeździć – wspomina.
Autobus zastąpił wymarzone samochody ciężarowe, które wraz z założeniem rodziny straciły rację bytu w życiu pani Sabiny. Przez jakiś czas dorabiała pracą w autobusach wycieczkowych. Opowiada o zdziwieniu, gdy za kierownicą podróżni zobaczyli kobietę. Kiedyś z Rybnika w góry wiozła 60 górników. Była to jedna z najlepszych wycieczek turystycznych, gdyż pasażerowie byli niezwykle grzeczni i kulturalni. Zrezygnowała z wyjazdów turystycznych, kiedy pojawiły się obawy, że jej dom zamieni się w hotel.
Obecnie jeździ autobusami miejskimi już prawie siedem lat, a rozpoczynała w Rybniku, gdzie zdobywała pierwsze szlify. – Racibórz jest spokojniejszy od Rybnika, tam żyje się dużo szybciej. Jak się przyjęłam do pracy w raciborskim przedsiębiorstwie, to początkowo nie potrafiłam spowolnić autobusu. W Rybniku nieustannie trwa pogoń z czasem, ponieważ stoi się w korkach. W Raciborzu też zdarzają się opóźnienia, wystarczą dwie – trzy minuty, aby zrobiła się wielka afera, w Rybniku jeździliśmy czasem mając godzinę do tyłu – przyznaje.
W Rybniku pani Sabina przeżyła też jedno z bardziej emocjonujących zdarzeń, kiedy musiała ratować życie innemu kierowcy. Mężczyzna zasłabł za kierownicą. Samochód zatrzymał się w rowie. Spontanicznie zjechała na pobocze, unikając kolizji z wypadającym z drogi autem. Wezwała pomoc i udzieliła pierwszej pomocy. Kierowca przeżył. A ona sama sobie się dziwi, że potrafiła bez przygotowania znaleźć się w tak trudnej sytuacji.
Pani Sabina przyznaje, że autobusem jeździ bardzo ostrożnie. Znalazło to również przełożenie na prowadzenie samochodu osobowego, którym – jak twierdzi – nie potrafi już poruszać się szybko, jak kiedyś. – Mam szczęście, kolejny rok jeżdżę bez żadnej kolizji, bez żadnego mandatu i punktu – dodaje.
Agnieszka – lepiej parkuje autobusem niż osobówką
W zawodzie kierowcy odnalazła się również Agnieszka Kostka, które zaczynała jeździć niemal jednocześnie z panią Aldoną. Była młodą, pełną obaw mamą, ale gotową podjąć ryzyko. Jeśli nie zdałaby egzaminu lub przerwałaby kurs, musiałaby sama pokryć wszystkie koszty.
O swej decyzji poinformowała męża dopiero, gdy wyszła z urzędu pracy. Nie mógł uwierzyć, że zdecydowała się siąść za kierownicą autobusu.
Już wcześniej imponowały jej kobiety prowadzące autobusy, które widywała w dużych miastach, więc pomyślała: „Czemu nie ja, przecież też mogę spróbować”. Dziś u innych mężczyzn wywołuje zazdrość. – Jak „rzucę” prawo jazdy na stół, to żaden chłop mi nie podskoczy – śmieje się. Choć jest zawodowym kierowcą, gdy jadą prywatnym samochodem, mąż cały czas napomina ją: zwolnij, przyhamuj.
Pani Agnieszka jest przekonana, że kobiety nie prowadzą pojazdów gorzej od mężczyzn, wystarczy mieć żyłkę do jeżdżenia, chcieć i lubić to robić. – Autobusem lepiej parkuję niż osobówką. Mam w nim duże rozbieżne lusterka i automatyczną skrzynię biegów – przyznaje.
Panie nie narzekają też na pasażerów. – W Raciborzu jeździ się inaczej, ludzie tutaj są mniej nerwowi, bardziej życzliwi, a gdy jeszcze rzucą coś miłego, to wtedy nawet nasze wstawanie o trzeciej nabiera sensu – mówi pani Sabina. Szczególną atmosferę czuje się okresach świątecznych. Pani Sabinie zdarzyło się przeżyć Dzień Kobiet z wielkim bukietem kwiatów, które dostała od pasażera. Było to ogromnie miłe zaskoczenie, a przecież nie tylko od święta, obdarowywane są czekoladkami i cukierkami. – Czasem panowie proszą nas, abyśmy zapisały numer telefonu na bilecie – śmieją się. Jedną z bardziej miłych chwil, które zapamiętała pani Agnieszka był marcepanowy tort w kształcie autobusu, który otrzymała od pracowników przedsiębiorstwa z okazji urodzin.
Nie tolerują natomiast pijanych, świadome czym może się to skończyć. – Zdarzają się sytuacje, kiedy trzeba kogoś usunąć z pojazdu, czasami pomagają nawet pasażerowie – przyznają panie.
Opowiadają też o gapiostwie pasażerów, którzy w autobusach zostawiają różne rzeczy, od parasolek, poprzez torby, rękawiczki, czapki, komórki, po zakupy, a nawet sadzonki. – Kiedyś kobieta, nic nie mówiąc zostawiła wózek z dzieckiem. Ludzie wsiadający obawiali się, że matka uciekła, ale na szczęście wróciła, zanim ruszyłam – wspomina pani Agnieszka.
Każdy dzień przynosi nowe wyzwania. Pomimo że kursują ciągle na tych samych trasach, nigdy nie jest tak samo. Zdają sobie doskonale sprawę z odpowiedzialności, jaką niesie wożenie pasażerów. Przecież jeżdżą po ruchliwych drogach, dlatego zawsze może się coś zdarzyć. A jednak nie zamieniłyby swej pracy na żadną inną.
Ewa Osiecka
You must be logged in to post a comment.