Kiedy blisko 40 lat temu oddawano do użytku budynek, w którym mieszczą się dziś SP 28 i Gimnazjum nr 3, zachwytom nie było końca. Ale na etapie budowy szkoła nowatorstwem rozwiązań budziła niechęć komunistycznych kacyków z Katowic, którzy do ataków na projektanta i władze miejskie użyły nawet reżimowego dziennika „Trybuna Robotnicza”.
Z Ryszardem Jurkowskim, wziętym katowickim architektem spotkałem się w Wodzisławiu Śl. zupełnie z innego powodu. Ale podczas rozmowy przy kawie opowiedział ciekawą historię, która wydarzyła się cztery dekady temu i dotyczyła wznoszenia budynku dzisiejszego Gimnazjum Sportowego nr 3 i SP 28. Architekt zaprojektował tę szkołę i sporo przeżył w trakcie budowy. Opowieść uchyla rąbka realiów panujących u schyłku komunizmu w Polsce.
Komisja z Katowic
Rzecz działa się na wiosnę 1986 r. – W jakiś tam piątek około godz. 15.00 na budowę szkoły przyjeżdża autokar. Wysiada z niego 30 poważnych osób. Są to przedstawiciele komisji edukacji z Wojewódzkiej Rady Narodowej z Katowic – snuje opowieść Ryszard Jurkowski. Dygnitarze postanowili zrobić objazd po budowanych szkołach i przedszkolach, żeby sprawdzić, czy prace idą sprawnie, ewentualnie czy istnieją zagrożenia dla terminu otwarcia ich we wrześniu. Kiedy dotarli na plac budowy, robotnicy zaczęli zbierać się do domów. Kierownik budowy, żorzanin, około 35 lat, który w opinii architekta świetnie prowadził budowę, nie wiedział, co się dzieje. Jeden z przyjezdnych zrobił mu awanturę, że za 3–4 miesiące dzieci mają iść do szkoły, a budynek jest w stanie surowym, ludzie schodzą z placu, a on na to pozwala? – Kierownik na odczepnego powiedział „A, bo mamy przestój na budowie”. „A czemu macie przestój? – padło pytanie”. „Bo architekt wymyślił sobie taką konstrukcję stalową nad forum w środku, że my nie możemy tego zrobić i czekamy na dostawę konstrukcji z Mostostalu.” Na tym się skończyła ich rozmowa. Kierownik potem wszystko mi opowiedział – mówi Ryszard Jurkowski.
Artykuł w „Trybunie”
Następnego dnia ukazał się artykuł w „Trybunie Robotniczej”, dzienniku propagandowym Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej wychodzącym na Śląsku. Autorka śp. Ewa Wanacka napisała, że w Wodzisławiu jest budowana szkoła, gdzie kaprys architekta nie pozwoli dzieciom rozpocząć nauki od września. Architekt przeczytał artykuł rano w biurze w Katowicach i rzucił gazetę w kąt. Tekst był kłamliwy. Szkoła miała być gotowa dopiero na wrzesień następnego roku, a budowa mieściła się w harmonogramie. Nikt tego jednak nie starał się sprawdzić przed publikacją. – Minęły ze trzy, cztery godziny, mam telefon z Wodzisławia. „Czy ty czytałeś tę gazetę?” „No czytałem.” „No i co?” słyszę w słuchawce. „No nic, bzdura jakaś, co się będę przejmować” – odpowiedziałem. I słyszę „Słuchaj, wiesz jaka tu jest afera! Musisz koniecznie przyjechać do Wodzisławia.” Poszedłem do mojego dyrektora w biurze projektów, a on mi mówi, że skoro nawarzyłem tego piwa, to sam to muszę załatwić – mówi Ryszard Jurkowski.
Narada u prezydenta
Projektant przyjechał swoim „maluchem do Urzędu Miejskiego w Wodzisławiu. Akurat trwała narada zwołana w trybie pilnym przez prezydenta Wodzisławia Stanisława Robenka. Przy dużym, eliptycznym stole siedziało około 15 osób. – Jak wpadłem, to się przeraziłem. Wstaje dyrektor PB ROW, przedsiębiorstwa budującego szkołę, który był na „ty” z prezydentem i mówi „Towarzyszu prezydencie, dziś rano do mnie przyszedł aktyw robotniczy i powiedział, że nie będzie realizował takich szkół, które są fanaberią jakiegoś architekta” – wspomina Ryszard Jurkowski.
Architekt słuchał tego wywodu jak wryty. Ten sam dyrektor PB ROW chwalił się wcześniej projektem szkoły na różnych targach polecając swoje usługi budowlane. Prezydent Robenek zgasił szefa PB ROW: „Boguś, siadaj, nie pierd…l”. Uczestnicy narady zdawali sobie sprawę, że doszło do przekłamania. Po około trzech godzinach dysput postanowiono, że architekt napisze list do red. Wanackiej, by „Trybuna” sprostowała nieprawdziwe informacje. List liczył kilkanaście stron. – W życiu tak długiego listu nie napisałem. Wyjaśniłem wszystko – mówi architekt. Po mniej więcej dwóch tygodniach zadzwoniła do niego redaktor Anna Jurkiewicz, która w „TR” zajmowała się budownictwem i architekturą (red. Wanacka była od edukacji) i mówiła: „Panie Ryszardzie, dzwonię w imieniu pani Ewy Wanackiej, która otrzymała od pana list. Myśmy się długo zastanawiali i chcę panu powiedzieć, że musi panu wystarczyć ten telefon. „Trybuna” nie zamieści żadnego sprostowania, bo „Trybuna” się nie myli”. – Ja ten telefon przyjąłem, zadzwoniłem do prezydenta, powiedziałem co i jak – mówi architekt. Wydawało się, że sprawa była zamknięta.
Zbyt nowoczesna
Minął kolejny miesiąc. Do Ryszarda Jurkowskiego zadzwonił Henryk Groborz, zajmujący się inwestycjami w UM Wodzisławia i z satysfakcją w głośnie obwieścił: „A teraz żeśmy im dopierd…..i”. Wyjaśnił, że chodziło mu o artykuł „Bo postraszą widłami”, który ukazał się 21 września 1986 r. w „Przeglądzie Tygodniowym”, zdobywającym coraz większą popularność tygodniku społeczno–kulturalnym, jednak o nakładzie mikroskopijnym w porównaniu do „TR”. Ryszard Jurkowski pobiegł do kiosku po czasopismo. Kopię tekstu zachował do dziś. Autor Tadeusz Biedzki wysnuł wniosek, że szkoła tak wybijała się swoim nowatorskim wyglądem i standardem ponad ówczesną szarą siermiężność, że nie byli w stanie tego zdzierżyć komunistyczni kacykowie z Katowic. „Nie wypadało im powiedzieć, że szkoła jest za nowoczesna, więc w użytek poszedł argument, że budowa jest opóźniona. A skąd opóźnienie? Wiadomo: obiekt skomplikowany i trudno go wykonać.
[…] Projektanci, budowlani, przedstawiciele władz miasta próbowali tłumaczyć, że opóźnienia spowodowane są nie trudnościami w wykonaniu, lecz brakiem cementu, stali […] Ta argumentacja nie przekonała. Bo też przekonać nie mogła tych, dla których wszystko, co ponadprzeciętne jest złe, lub co najmniej podejrzane. Szydło wyszło w końcu z worka gdy okazało się, że tak najbardziej razi właśnie owa nowoczesność szkoły, że wiecie, rozumiecie towarzysze, w dobie kryzysu należałoby skromniej, że w socjalistycznym społeczeństwie obowiązuje równość i niby czemu wodzisławskie dzieci mają mieć lepszą szkołę niż katowickie. Żeby jeszcze bardziej skrytykować, posłużono się „Trybuną Robotniczą”. Dziennikarka partyjnej gazety przyłożyła z grubej rury w tych, co to projektują i budują luksusy ponad stan, a potem szkoły oddaje się z poślizgiem.” brzmi fragment tekstu.
Nacisnął władzy na odcisk
– Jak przeczytałem ten artykuł, to dopiero zacząłem się bać – wspomina architekt. Najwyraźniej nacisnął na odcisk komitetowi partii w Katowicach. Poszedł do architekta wojewódzkiego Andrzeja Czyżewskiego poradzić się, co ma robić. „Kurw…. mać, tę gazetę czyta Wojciech Jaruzelski” zareagował Andrzej Czyżewski po lekturze tekstu. Ale zaraz dodał, że generał był na wyjeździe w Korei, więc jak wróci i dostanie na biurko całą prasówkę, to może akurat tego nie przeczyta. – Wystraszyłem się jeszcze bardziej. Wyszedłem, a na holu spotkałem wojewodę Tadeusza Wnuka. A że pełniłem funkcję prezesa Stowarzyszenia Architektów Polskich w Katowicach i się czasem z tego powodu z wojewodą spotykałem, to on mnie wtedy zagadał, co u mnie słychać, jakie projekty robię. I ja mu na to, że mam problem ze szkołą w Wodzisławiu. Zaprosił mnie do gabinetu – mówi Ryszard Jurkowski. Podał wojewodzie artykuł. Ten po lekturze milczał. Architekt mu powiedział, że w temacie szkoły ma pełne wsparcie w prezydencie Wodzisławia.
Telefony wojewody
Wojewoda przy Jurkowskim zadzwonił do prezydenta Robenka, powiedział mu, że zainteresuje się tematem, i żeby sam już przestał się nim zajmować. Zaraz potem wojewoda zadzwonił do pierwszego sekretarza komitetu wojewódzkiego partii Bogusława Ferensztajna i zapytał: „Boguś, czy wiesz coś o aferze ze szkołą w Wodzisławiu?” „Nie.” „To przyjmij do wiadomości, gdyby dotarły do ciebie jakieś sygnały, że ja już sprawę pilotuję.” – Po tym wyszedłem z gabinetu wojewody bardziej spokojny – opowiada architekt. Afera wygasła.
Premier na otwarciu
We wrześniu następnego roku, po terminowym zakończeniu budowy, szkołę otwierał premier Zbigniew Messner. – Ściągnięto mnie specjalnie z Getyngi na otwarcie szkoły, żebym oprowadził premiera i opowiedział o realizacji. Najlepsze nastąpiło podczas wręczania odznaczeń. Proszę sobie wyobrazić, że pan premier wręczył jakieś oznaczenie państwowe facetowi z tej wojewódzkiej komisji, który rozpętał całą niesprawiedliwą wobec mnie i wszystkich budujących szkołę aferę – wspomina architekt.
Szkoła stała się architektoniczną wizytówką Śląska. Zebrała garść nagród, np. od Stowarzyszenia Architektów Polskich za najlepszą realizację, doczekała się publikacji w żurnalach architektoniczych w Europie. I tylko jej projektant wie, iloma nerwami i nieprzespanymi nocami zapłacił za ten sukces.
Tomasz Raudner
You must be logged in to post a comment.