Krzysiek Humeniuk o wiecejluzu.com, muzyce, informatyce i wolności, którą daje blogowanie

Zaczął od krótkiego wpisu „O szufladkowaniu ludzi”. Jego blog odwiedzali początkowo jedynie znajomi i przyjaciele, dziś wchodzi na niego miesięcznie 10 tysięcy unikalnych użytkowników. To blog prowadzony z luzem, polotem i fantazją. Siła tkwi w jego strukturze merytorycznej, Krzysiek bowiem raczy czytelników tekstami tak skrajnymi tematycznie, że bez przesady można stwierdzić: każdy znajdzie tam coś dla siebie. Przez trzy lata napisał między innymi o „Krówkach z Ukrainy”, „Rodzajach żuli”, „Chudym Skawińskim”, „Znikających noworodkach”. I o żelkach, i o sztuce przygotowywania tostów, i o nocnych wędrówkach ulicami opustoszałego miasta. O miłości też. Chłopak ma wyobraźnie. Zresztą, zobaczcie sami: wiecejluzu.com


– Czym jest blogowanie? To wolność. Możesz pisać o wszystkim, publikować co chcesz i nikomu nic do tego. Czytelnicy to później zweryfikują i jeśli jest w tobie, jako blogerze, coś wartościowe, wrócą i będą czytać kolejne teksty – mówi Wojciechowi Kowalczykowi raciborzanin Krzysiek Humeniuk, autor bloga wiecejluzu.com.
_OQL6769

– Bloger może być opiniotwórczy?
– Musi! Ma obowiązek posiadać własne zdanie i go bronić. Dobry bloger, opisując na przykład wybory prezydenckie, powinien zrobić to wyraziście, zająć pewne stanowisko i napisać na przykład, że któryś z kandydatów to idiota. Nacechować swoją wypowiedź pewnymi emocjami, aby czytelnikowi dało to do myślenia, obudziło w nim zainteresowanie. Bloger tym różni się od dziennikarza, że przekazuje odbiorcom to, co w danej chwili rzeczywiście myśli. Obiektywizm jest w tej sytuacji nie na miejscu.

– Dlaczego?
– Wytłumaczę ci to na jednym przykładzie. Przypuśćmy, że w danym miejscu dzieje się dziś wieczorem coś ciekawego. Ciekawego oczywiście dla mnie. Bloger nie ma tworzyć tekstu czysto informacyjnego, lecz starać się namówić ludzi, aby zwrócili uwagę na wspomniane wydarzenie i podzielali jego zdanie. Napisze coś w stylu: Ludzie, tam i tam, o tej i o tej, odbędzie się coś ciekawego, idźcie to zobaczyć! Na tym to wszystko polega.

– Jakimi emocjami nacechowane są twoje wpisy?
– To nadal mieszanka przeróżnych emocji. Prym wiodą jednak te pozytywne. W moich tekstach przemykają głównie: ironia, czasem pastisz, zdarzy się, że w którymś miejscu puszczę do czytelnika oczko. Wpisy mają nastrajać pozytywnie i wywoływać na twarzy uśmiech, aniżeli wzbudzać zdenerwowanie czy smutek. Robię wszystko, aby osoba, która wchodzi na mojego bloga, poczuła się tam komfortowo. Za dużo jest w sieci poważnych, publicystycznych materiałów. Ludzie uciekają na blogi, bo szukają odpoczynku od wielkich redakcji, znanych dziennikarzy, wałkowanych po sto razy tematów politycznych. U mnie mogą znaleźć chwilę wytchnienia. Mają szansę przeczytania tekstu o, wydawać by się mogło, zagadnieniu z życia wziętym, lecz opracowanego w miarę luźny i zabawny sposób.

– Z komentarzy pod niektórymi wpisami kipi jednak złość.
– To rzadkie sytuacje. Serio. Czasami zirytuje mnie dane zdarzenie, i daję emocjom upust na blogu. Kiedyś zepsuł mi się telefon, producent ani serwis nie podjęli się jego naprawy, a powinni. Postanowiłem o tym napisać. Bardzo gorzko, poważnie, w złośliwy i negatywny sposób. Takie teksty również muszą się pojawiać. Choćby dla kontrastu z pozostałymi. A kontrowersyjne komentarze, o których wspomniałeś, nigdy nie dotyczyły całego tekstu, ale fragmentów różnych notek. Czasami ludzie z wpisu, który ma kilka tysięcy znaków, wyciągną jedno zdanie i rozkładają je na części pierwsze.

– Jakich tematów starasz się nie poruszać?
– Dotyczących mojej rodziny, prywatności, intymności. Chcę oddawać ludziom swoje najciekawsze myśli, a nie pikantne anegdoty zza kulis mojego życia. Nie lubię rozpisywać się na tematy, które od lat dzielą społeczeństwo. Z tego nigdy nic dobrego nie wychodzi. Mówię tutaj o zagadnieniach, które są ostatnio obracane przez wszystkie media, typu związki partnerskie, in vitro, aborcja, eutanazja. Ogólnie zagadnienia światopoglądowe.

– Jak to się ma do opiniotwórczej funkcji bloga, o której mówiliśmy na początku?
– Wychodzę z założenia, że i tak nikogo nie przekonam do swojego zdania. A kopanie się z koniem nie ma sensu. Tak jak powiedziałem, chcę, aby mój blog dawał ludziom radość, a tematy, o których wspomniałem, budzą jednak złe emocje. Poza tym tworzę zgodnie z własnym sumieniem. Nie mógłbym inaczej. Jeśli coś piszę, robię to świadomie i muszę mieć pewność, że po przeczytaniu tego piąty raz, nie będę mieć moralniaka.

– Żałowałeś któregoś tekstu?
– Jednego. Ale nie tego, że go napisałem, ale że odpuściłem sprawę. Dostałem wezwanie do usunięcia wpisu, grożono mi pozwem sądowym. I ja ten tekst usunąłem. To był błąd.

– Bo?
– To była sprawa konsumencka. W którymś produkcie znalazłem fragment plastiku, który nie powinien się tam znaleźć. Napisałem o tym na blogu oraz do producenta. W odpowiedzi zamiast przeprosin dostałem pozew. Byłem początkującym autorem, więc spanikowałem. To wszystko wyglądało słabo w oczach czytelników. Bo to tak jakbym przyznał się do pomyłki. Dzisiaj poszedłbym walczyć o swoje do sądu.

_OQL6809

– Od początku stawiałeś na luz?
– Właśnie nie. Zaczęło się od tego, że pragnąłem wylać wszelkie żale, które zbierały się we mnie przez długi czas. Chciałem wyprać brudy, napisać o swoim życiu, choć jeszcze nie pod imieniem i nazwiskiem. Nie używałem również nazwisk innych osób, ale pisałem to wszystko w taki sposób, aby wiedziały, że to o nich. To był swoisty rachunek sumienia.

– Jakie to były żale? Aż tak wiele ich miałeś?
– Nie. Chodziło chyba o sprawy sercowe. Pomyślałem, że pisząc, zrzucę z siebie pewien ciężar. Że Internet będzie najlepszym miejscem, aby się wygadać.

– Blog okazał się być dobrą terapią?
– Zdecydowanie tak. Na mnie podziałał budująco. Czułem, jakbym urodził się nowo, tylko, że w innym, wirtualnym świecie.

– To ucieczka od codzienności?
– Trochę tak. Taki mój wirtualny dom, w którym mogę się ukryć. Do którego przychodzą ludzie, których zapraszam, a których nie znam. Czy warto taki dom stworzyć? Oczywiście, ale pod warunkiem, że czujesz się za niego odpowiedzialny. Bo można kupić mieszkanie, odremontować je, a później w nim nie sprzątać. W końcu obrośnie kurzem, będzie brudne, brzydkie i zacznie odstraszać wyglądem. Tak samo jest na blogu. Trzeba cały czas dokładać coś od siebie. Aby ludzie chcieli wracać, co kilka dni musi pojawić się nowy tekst.

– Co jeszcze jest ważne?
– Aby umieć ciekawie wypowiedzieć się na dany temat. Znalazłem ostatnio świetny test, sprawdzający czy możesz zostać blogerem. Odpowiedz sobie na jedno pytanie: Czy jesteś w stanie napisać dziesięć stron tekstu o dowolnym przedmiocie znajdującym się w pokoju? Jeśli tak, to super, bo potrafisz opisywać rzeczywistość w kreatywny sposób. Kluczowe jest też podejście. Oraz patrzenie na świat w inspirujący sposób, a później przekazanie pewnych spostrzeżeń czytelnikom. Nie powinieneś napisać na blogu, że jesz mielonego, lecz zbudować opartą na tym fabułę. Na przykład opisać, że w mielonym jest mucha. Podejść do tematu kreatywnie.

– Charyzma. Jest ważna?
– Tak. Trzeba przyciągnąć innych swoim sposobem bycia. Otworzyć się na ludzi i sprawić, aby ci zaufali. Bo czytelnicy poniekąd zaczynają żyć twoim życiem. Oczywiście na tyle, na ile im na to pozwolisz.

_OQL6777

– A dobre pióro?
– Też. Ale pisania można się nauczyć. Ważniejsza od formy jest dla mnie treść. Jak popatrzę dziś na swoje stare teksty, łapię się za głowę. Nie mogę uwierzyć, że robiłem takie błędy. Z czasem te potknięcia językowe się niweluje.

– Nie czułeś na początku wstydu, że otwierasz się przed ludźmi i piszesz o swoich problemach?
– Nie podpisywałem tekstów swoim nazwiskiem. Ale faktycznie, kto miał wiedzieć, ten wiedział, że to ja. Nie miałem z tym problemu. Żyjemy w erze Facebooka, więc dzielenie się swoim życiem w Internecie weszło nam w krew. Blog był kolejnym miejscem, w którym mogłem powiedzieć coś o sobie.

– Jak znajomi reagują na to, że piszesz?
– Różnie. Najbliżsi, którzy znają mnie doskonale i wiedzą jaki jestem na co dzień, a jaki w Internecie, komentują moją działalność bardzo pozytywnie. Zauważają, że wielokrotnie w swoich tekstach coś zatajam czy przerysowuję. Przed nimi niczego nie ukryję. Od nieznajomych często otrzymuję wiadomości, że mój blog jest dla nich wsparciem. Bywają też osoby, które mówią wprost, że mnie nie czytają, bo ich to nie interesuje. I dla mnie to też jakaś wartość, ponieważ nie chcę, aby na mój blog wchodzili wszyscy. Teksty kieruję do określonej grupy adresatów.

– Czyli?
– Głównie do rówieśników. Ze statystyk wynika, że najchętniej odwiedzają mnie osoby mieszczące się w przedziale wiekowym 18-24, drugie miejsce należy do 13-18, później nieco starsi z 24-30. Urzekające jest to, że zdarzają się odwiedziny internautów 50+. Takich również zapraszam. Choć nie ukrywam, że swoich treści nie kieruję bezpośrednio do nich.

– Mam wrażenie, że wiele osób poszukuje na twoim blogu porad lub pewnych drogowskazów, jak zachować się w danej sytuacja. Czujesz się dla swoich czytelników kimś w rodzaju przewodnika?
– Czasami tak. Czerpię ogromną przyjemność z tego, że mogę komuś pomóc. Ostatnio napisała do mnie dziewczyna, która szukała porady czysto życiowej. Zaznaczyła, że nie może sobie w żaden sposób pomóc, ale czyta mojego bloga i widzi we mnie bratnią duszę. To wspaniale, że jest się dla kogoś wsparciem. Że czytelnicy liczą się z twoim zdaniem i cię szanują.

– Powiedz mi, skąd ty masz w sobie tyle optymizmu?
– Sam nie wiem. Zawsze myślałem, że jestem osobą lekko zdołowaną. Nawet znajomi wielokrotnie mi to powtarzali. Jest w tym trochę prawdy, bo często mam tak, że najchętniej zamknąłbym się w domu i oglądał jakieś głupie filmiki na youtube. Ale faktycznie, teraz gdy rozmawiamy, czuję w sobie energię i optymizm. Być może powodem jest to, że poruszamy temat, który kocham.

– Kochasz również informatykę, którą studiujesz w Opolu. To dobre połączenie z blogowaniem?
– Jak najbardziej. Dzięki zamiłowaniu do informatyki, wiele rzeczy na blogu umiem zrobić sam. Zawsze mówię, że fajnie jest być jednym z nielicznych ekstrawertycznych informatyków. (śmiech) Bo ten zawód nie kojarzy się raczej z luzem i otwartością na świat.

_OQL6812

– Jesteś też muzykiem. Zapytam więc: muzyka czy blogowanie?
– Blogowanie. Zdecydowanie.

– Tworzenie stron internetowych czy tworzenie tekstu?
– Gdybym musiał wybierać, zrobiłbym wszystko, aby to połączyć.

– Co czujesz, gdy klikasz „Enter” i wpis pojawia się na blogu?
– Ekscytację. Wiem, że wypuszczam w eter coś nowego. Od razu zastanawiam się również, jak czytelnicy to przyjmą. Odczuwam też satysfakcję, szczególnie wtedy, gdy nad tekstem pracowałem bardzo długo.

– Długo, czyli ile?
– Zawsze staram się napisać dany tekst w tym samym dniu, w który go rozpocząłem. Nie lubię odkładać tego na później. Często nawet krótki tekst piszę cały dzień, bo co chwilę coś mnie rozprasza. Generalnie, stworzenie jednego wpisu, plus wyszukanie zdjęć czy zrobienie swoich, pochłania 3 godziny. Do tego dochodzi promocja, dystrybucja, moderowanie komentarzy. To taka praca 24/7.
Dotychczas powstało 420 materiałów. Co prawda jestem tzw. sową, czyli stworzeniem nocnym, ale pisać uwielbiam za dnia.

– Jakie korzyści przynosi blogowanie?
– Można o tym napisać książkę! Przede wszystkim bloger jest dla siebie i wydawcą, i korektorem, i twórcą. Wszystkim. To świetna szkoła rzemiosła, organizowania się, odpowiedzialności. Można rozwinąć się na każdej ze wspomnianych płaszczyzn, poznać fantastycznych ludzi, otworzyć się na życie. Zawsze będę powtarzać, że decyzja o założeniu bloga była najlepszym, co mogłem zrobić. Dzięki niemu zmieniłem swój sposób patrzenia na życie, poznałem obecną dziewczynę, zacząłem robić coś dla siebie. Pomijam już aspekt finansowy, bo na tym można też zarabiać. Ale to opcja nie dla każdego i raczej zarezerwowana na później.

– A negatywne aspekty?
– Hmm. Musiałbym długo myśleć. Chyba jedynie to, że można się od tego uzależnić. (śmiech) Jak się nie pisze kilka dni, pojawia się coś w rodzaju pustki. To może przeszkadzać w codziennym funkcjonowaniu. Bo gdzieś z tylu głowy zakotwiczają się myśli, że czytelnicy czekają na nowe teksty, a ty nie masz weny, aby je stworzyć. Pojawia się wtedy złość i frustracja. Ciemną stroną mogą być również tzw. hejterzy. Zmaganie się z nimi nie należy do przyjemnych.

– Wielu ich masz?
– Raczej nie. Zresztą uważam, że jeśli komentarze są obraźliwe lub niesprawiedliwe, mam prawo je usunąć. Tym bardziej, gdy zakładam, że mój blog jest moim domem. Nie wpuszczam do niego osób złych i wrogo nastawionych. To ja ustalam reguły i jeśli komuś się nie podobają, może nie przychodzić.

– Warto wchodzić w wymianę zdań z „hejterami”?
– Tak. Ale tylko wtedy, gdy jestem pewny swojej opinii i zamierzam jej bronić. Jeśli jednak się pomylę i będę musiał komuś przyznać rację, to korona mi z głowy nie spadnie. Mam do tych spraw zdrowe podejście. Wszystko musi odbywać się w granicach zdrowego rozsądku. Zawsze staram się uważnie słuchać ludzi. Jeśli krytyka jest konstruktywna i uzasadniona, chętnie podejmuję rozmowę.
Nieprzyjemnie robi się wtedy, gdy dana osoba próbuje zmusić mnie do przyjęcia jej poglądu na świat, z którym ja się nie zgadzam. Szczekaniu mówię stanowcze: nie!

_OQL6826

– Co poradziłbyś początkującym blogerom?
– Niech dużo czytają i piszą. Powinni szkolić warsztat, poszerzać wyobraźnie, od czasu do czasu zwracać uwagę na krytykę, ale jedynie tą konstruktywna. No i niech się nie zniechęcają. Później i tak wszystko zweryfikują internauci.

– Czym jest właściwie blogowanie?
– Można wymyślić wiele definicji. Ale dla mnie blogowanie to wolność. Wolność opisania tego, co się aktualnie czuje. To także sposób wyrażenia siebie. Bez obawy, że ktoś ocenzuruje twoje myśli.

Rozmawiał Wojciech Kowalczyk | zdjęcia Paweł Okulowski