Marcin Knura, czyli w krainie organowych dźwięków

Interwały, trójdźwięki, triady harmoniczne – świat muzyki nie ma przed raciborzaninem Marcinem Knurą żadnych tajemnic. Edukację rozpoczął od fortepianu i to właśnie instrumenty klawiszowe skradły jego serce. Obecnie jest zdobywającym coraz większą popularność organistą. Kilka tygodni temu otrzymał ministerialne stypendium za wyniki w nauce i osiągnięcia artystyczne. Ale to tylko wierzchołek listy jego dotychczasowych osiągnieć.


Czas dzieli między naukę w liceum ogólnokształcącym i zajęcia w szkole muzycznej drugiego stopnia – jest uczniem klasy organów Elżbiety Włosek-Żurawieckiej. Obie placówki mieszczą się w Rybniku, gdzie od lat dojeżdża z raciborskiego Brzezia. – Szkołę średnią wybierałem tak, aby nie dzieliła jej duża odległość od miejsca, gdzie będę mógł kontynuować swój instrumentalny rozwój. Ukończyłem szkołę muzyczną w Raciborzu i nigdy nie przyszło mi do głowy, że mógłbym przerwać tę przygodę – przekonuje Marcin, zdradzając, że w jego rodzinie nie ma muzycznych tradycji. – Można powiedzieć, że przecieram szlaki. Co prawda mój tata grywał hobbystycznie na klawiszach i akordeonie, i to właśnie on wespół z mamą namówił mnie, abym zapisał się do szkoły muzycznej, ale bez zainteresowania i pasji z mojej strony nic by z tego nie wyszło – ocenia. – Nauka w szkole podstawowej w Brzeziu (następnie w Gimnazjum nr 2 w Raciborzu – przyp. red.) i popołudnia w kolejnych placówkach muzycznych były dużym obciążeniem i wymagały samozaparcia nie tylko z mojej strony, ale przede wszystkim ze strony rodziny – dodaje i opowiada o specyfice nauki w szkołach muzycznych. – Dzień w dzień można dostrzec na korytarzach czekających godzinami na młodszych uczniów dziadków, babcie lub rodziców. W Rybniku siedzą także rodzice uczniów szkoły drugiego stopnia z dalszych miejscowości – nie zawsze jest możliwość dojazdu, gdyż zajęcia trwają do późnych godzin wieczornych – informuje Marcin, który zwykle wraca do domu około godziny 19.00, czasem o 21.00.

Nastolatek informuje, że pierwszym jego instrumentem był fortepian. Opowiada, że w okolicach czwartej klasy szkoły podstawowej podjął decyzję o tym, że swoją najbliższą przyszłość zwiąże właśnie z muzyką. Godziny nauki nie szły na marne, jednak na koncie Marcina sukcesy pojawiły się dopiero po trzeciej klasie szkoły drugiego stopnia. Po pierwszych udanych konkursach organowych wiedział, że dokonał właściwego wyboru. – Zazwyczaj zajmowałem wysokie miejsca. To motywowało do jeszcze cięższej pracy i większej kreatywności – nie kryje, informując jednocześnie, że zawsze miał dużą konkurencję, bo uczestnikami byli uczniowie z całego kraju. – Udział w konkursach, a potem i w koncertach, był okazją do poznania ciekawych ludzi o podobnych zainteresowaniach i dawał możliwość porównania swoich umiejętności z innymi – stwierdza. Marcin poświęca swój czas niemal całkowicie królowi instrumentów, jednak chciałby w przyszłości znów poświęcić się grze na fortepianie. – Instrument ten cieszy się sporym zainteresowaniem młodzieży. Fantastyczna jest w jego przypadku wielość możliwości kształtowania dźwięku – utrzymuje mój rozmówca.

dsc_0140

Marcin Knura po ukończeniu raciborskiej szkoły muzycznej postanowił spróbować swoich sił na organach. – Stanąłem przed dylematem. Miałem do wyboru trzy drogi: przerwać edukację muzyczną, zostać przy fortepianie lub zająć się organami – przypomina sobie raciborzanin, zdradzając, że w tych ostatnich urzekły go gabaryty sprzętu, które pozwalają grającemu kontrolować całą sekcję głosów imitujących orkiestrę symfoniczną, a także kompletnie inna specyfika wydobywania dźwięku niż w przypadku fortepianu – We wczesnych latach edukacji muzycznej nie byłem pianistą, który lubi wyrażać emocje, dobrze radziłem sobie za to w grze technicznej – ocenia nasz bohater. O organach mówi, że są instrumentem nierozerwalnie połączonym z liturgią i należy o tym pamiętać, jednak muzyka organowa to także inne dzieła – koncertowe, nawet rozrywkowe. Na potwierdzenie swojego zdania przytacza przykłady ze Stanów Zjednoczonych, gdzie na organach w potężnych salach koncertowych wykonuje się nawet utwory jazzowe.

Marcin opowiada także o konkursach, w których brał udział oraz o tym, co właściwie jest poddawane ocenie jury. – Wydaje mi się, że w przypadku młodszych grup zwraca się uwagę głównie na precyzję wykonania danego utworu, u starszych uczestników za najistotniejsze kryterium, w moim odczuciu, uznaje się interpretację – objaśnia młody organista. Na pytanie o upodobania muzyczne odpowiada, że osobiście najbardziej gustuje w muzyce z okresu neoromantyzmu, m.in. kompozycjach Maxa Regera, które charakteryzują się jednak brzmieniem trudnym dla przeciętnego słuchacza.

dsc_0399

Raciborzanin stwierdza, że wszelkie wyróżnienia czy ostatnio otrzymane stypendia są jedynie dodatkiem do jego pasji i dowodem, że to, co robi, ma sens. To w stu procentach efekt ciężkiej pracy jego i jego nauczycieli oraz lat poświęceń na rzecz ciągłego doskonalenia swoich umiejętności. – Jak mawiał Ignacy Jan Paderewski sukces w muzyce zależy w jednym procencie od talentu, dziewięciu od szczęścia, a pozostałe dziewięćdziesiąt to ciężka praca – wtrąca. Podkreśla także, że z muzyką chciałby związać się na dłużej. – To duże ryzyko, z muzyki bowiem mogą żyć tylko najlepsi, a konkurencja jest duża – kończy, dodając, że mimo wszystko z optymizmem patrzy w przyszłość.

zdjęcia z archiwum M. Knury, S. Bieg