W sklepie państwa Baranowskich rzemieślnicze akcenty dopełnia sztuka. Przez lata dominującym elementem ich działalności było odrestaurowywanie mebli. Z czasem pierwsze talenty zaczęły objawiać ich dzieci, które podpatrywały rodziców i same, na własny rachunek, próbowały wdrażać się w szeroko pojęte zagadnienia dotyczące aranżacji wnętrz, rękodzielnictwa oraz nadawać podniszczonym stołom, krzesłom czy rzeźbom nowe życie. Nie inaczej było z Martyną Baranowską, w głowie której rodzi się sto pomysłów na minutę a tylko na pozór każdy z innej bajki. Zajmuje się niezliczoną liczbą rzeczy – fotografią, malarstwem, grafiką, a od chwili gdy założyła własną firmę: Family Craft, rozwija umiejętności w sprzedaży internetowej i budowaniu marki w social media.
W takim domu jak ten rodziny Baranowskich nie sposób nie stracić rachuby czasu. Każdy przedmiot ma swoją historię i magię, a ich wspólną cechą jest to, że powstają z pasji. Na tyłach sklepu znajdują się pracownie, dzięki czemu zarówno rodzice, jak i dzieci mają własny kąt, w którym mogą przelewać produkty swojej wyobraźni na materię. Każde z nich od lat dodaje rodzinnemu biznesowi indywidualną wrażliwość.
Martyna Baranowska nie mogła uciec przed przeznaczeniem. Od najmłodszych lat podglądając rzemieślnicze wyczyny rodziców, połykała bakcyla. Jak wspomina, jednym z najbardziej oczekiwanych i najpiękniejszych gwiazdkowych prezentów pod choinką była w latach młodzieńczych skrzynka z narzędziami. – Od małego dłubałam w drewnie, próbowałam naśladować to, co robił mój tata. Uczyłam się precyzji i nowych technik potrzebnych głównie do renowacji mebli – opowiada i kontynuuje: – Obecnie robimy bardzo wiele różnych rzeczy, lecz wszystko to, co tutaj widzisz, można umieścić w temacie wystroju wnętrz – ocenia Martyna, dodając, że każdy z członków rodziny odnajduje się w nieco innych zajęciach, które wzajemnie się uzupełniają. – Starszy brat Błażej zajmuje się techniczną stroną renowacji mebli – naprawia, uzupełnia i dorabia zniszczone elementy, ponadto tworzy w drewnie oryginalne dekoracje i produkty codziennego użytku jak ramy, deski do krojenia, a także rzeźby własnego projektu. Kacper z kolei ujawnił swój talent jako tokarz. Z niepozornego kawałka drewna potrafi wyczarować na przykład świecznik, wałek do ciasta, szachy czy inne toczone przedmioty dekoracyjne, które wykorzystujemy przy aranżowaniu wnętrz klientom – chwali wyczyny rodzeństwa Martyna i wspomina: – Duży wpływ miało na nas to, że zawsze własnoręcznie wykonywaliśmy prezenty dla najbliższych. A że sprawiało nam to niezłą frajdę, postanowiliśmy wyjść z naszymi małymi „dziełami sztuki” do ludzi.
Jak mówi z przymrużeniem oka, trudno sprecyzować, czym się aktualnie zajmuje. Obecnie wachlarz jej zajęć jest bardzo szeroki, jednak długo poszukiwała swej drogi zawodowej, nie wierząc że jest zapotrzebowanie w Raciborzu na ludzi z jej profesją. Czy renowacja jest jej powołaniem? – W tym odnajduję się najlepiej. Ponadto, wspólnie z mamą projektuję i maluję meble w stylu vintage czy shaby chic – zdradza. – Galeria rodziców stała się w pewnym sensie moją przystanią, w której czuję się rewelacyjnie i właśnie tutaj chciałabym pracować – wyjaśnia, dodając, że to miejsce nie zawsze wyglądało tak, jak obecnie. – Na krąg stałych klientów bardzo ciężko pracowali moi rodzice. Od siebie dodałam temu miejscu trochę świeżej energii. Zapotrzebowanie na renowacje dzieł sztuki i nietuzinkowy design okazało się większe, niż sądziłam. Uzupełniliśmy lukę na raciborskim rynku.
Dziś w jej planie dnia nie ma zawodowej pustki. Nie kryje, że nawet wieczorem, po całym dniu ciężkiej pracy, nie może doczekać się tego, co zrobi jutro. – Nasze życie prywatne i zawodowe to jedność. Ciągle rozmawiamy, dyskutujemy nad nowymi rozwiązaniami, staramy się jak najwięcej od siebie nauczyć czy wzajemnie się zainspirować – opowiada.
Jej rola przy renowacji mebli sprowadza się przede wszystkim do pracy nad ich detalami. Precyzja w ręce, cierpliwość i olbrzymi zmysł artystyczny Martyny powodują, że szczegółowe rozwiązania osiągają stan bliski perfekcyjnemu. – Jedną z czynności wymagających dużej uwagi jest fornirowanie ubytków w meblu, przypomina to często masę puzzli, które trzeba ułożyć w jedną całość. Odtwarzam również ubytki w ramach obrazów, figurach gipsowych, rzeźbach. Klienci przynoszą na przykład krzyże, w których trzeba zrekonstruować poszczególne elementy z drewna lub gipsu. Często przed rozpoczęciem zadania ćwiczę i analizuję, co właściwie chcę zrobić, gdyż do każdego przedmiotu muszę podejść indywidualnie. Przy niektórych zleceniach błędny ruch oznacza katastrofę – nie kryje raciborzanka, dodając, że jednym z najtrudniejszych wyzwań przed którymi stanęła było odnowienie ornamentu na stole.
Uczyła się w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Raciborzu oraz na Uniwersytecie Opolskim na kierunku artystycznym. Wspomina, że od studentów oczekiwano przede wszystkim wszechstronności. Zaangażowanie na wielu płaszczyznach opłaciło się. Studia wykreowały jej artystyczny ogląd rzeczywistości. Zainspirowały między innymi do rozpoczęcia pracy nad cyklem ikon, wymagającej nowych umiejętności w zakresie tworzenia podobrazia i pozłoty. – Każda składa się bowiem z minimum dwunastu cienkich warstw specjalnej zaprawna na bazie kleju kostnego. Codziennie muszę więc nakładać przynajmniej dwie warstwy, a dopiero po jakichś dwóch tygodniach mogę zabrać się do nakładania pozłoty i malowania – czy bardziej poprawnie: pisania – ikony – wyjaśnia. Po obronie pracy dyplomowej, ukończyła jeszcze studia podyplomowe z wychowania przedszkolnego i terapii pedagogicznej w Opolu, aby jak sama mówi, mieć większe możliwości na rynku pracy. Był czas, gdy malowała freski. Owoce jej pracy można znaleźć między innymi w parafii pw. św. Wita w Pietrowicach Wielkich oraz parafii św. Michała Archanioła w Pawłowie, gdzie tworzyła wraz z Ryszardem Paurowskim.
– Na koncie mam także obrazy. Niektóre z nich zdobią ściany naszego sklepu – wskazuje na pejzaże kamienic oraz swojego ulubionego jeziora na Suwalszczyźnie i dodaje: – W ramach pracy dyplomowej stworzyłam z kolei poklatkowy ośmiominutowy film animowany „Marionetka” składający się z około 2,5 tysiąca zdjęć. Od roku jej oczkiem w głowie jest marka Family Craft, która z założenia ma być tworem osobnym, lecz współpracującym z firmą jej rodziców.– Chciałam pójść nieco innym torem. Mama i tata zajmują się głównie renowacją mebli, moja działalność będzie opierać się na promocji i sprzedaży dekoracji do wnętrz wykonywanych przeze mnie czy przez moich braci. Aktualnym hitem są wspomniane już deski do krojenia – opowiada. W promocji pomóc mają media społecznościowe, w których przydaje jej się kolejna z pasji: fotografia. – Kocham robić zdjęcia odkąd dostałam pierwszy aparat. Na co dzień uwieczniam na karcie wszystko, co mnie otacza. Staram się systematycznie publikować profilu firmy fotografie nowych produktów.
W kadrze umieszcza również… rowery. Od ubiegłych wakacji bowiem współpracuje z Raciborską wytwórnią rowerów. Wykonuje dla niej projekty na oryginalne ramy i błotniki, często personalizowane pod konkretnego klienta. – Spełniamy różne ich wymagania, niektórzy zdają się na nasze pomysły, inni przychodzą i mówią np. że chcą rower w koty. To pobudza wyobraźnię – cieszy się Martyna. Jednym z najciekawszych pomysłów był ten, aby na rowerowej ramie, imitującej drewno, wymalować imiona raciborskich postaci historycznych.
W wolnych chwilach uwielbia gotować. Często można spotkać ją z The Beef Brothers, z którymi jeździ po całej Polsce na festiwale food truckowe. Śmieje się, że miłość do jedzenia wielokrotnie przenosiła na obrazy, i faktycznie, w kącie pomieszczenia gdzie rozmawiamy, dostrzegam kulinarny malunek. Na koniec rozmowy wyobrażam sobie, nad czym będzie pracować, gdy spotkamy się za kilka lat. – Zapewne niewiele się zmieni. Tutaj jest mi dobrze, odnalazłam pracę marzeń. Pragnę jednak doskonalić się w tym co robię, więc na pewno będę starała się zaskoczyć czymś nowym – zapowiada.
tekst Wojciech Kowalczyk | zdjęcia Paweł Okulowski, archiwum Martyny Baranowskiej
You must be logged in to post a comment.