Jej kulinarnym talentem zachwyca się Robert Sowa, Kurt Scheller i Remigiusz Rączka, a menedżerowie trzech renomowanych restauracji ustawiają się do niej w kolejce z ofertami pracy. Dla Klaudii najważniejsze jest jednak skończenie szkoły i zdobycie doświadczenia. Potem ze sportowym zacięciem ruszy do rywalizacji o miano najlepszej szefowej kuchni, najlepiej we własnej restauracji.
Jak w pół godziny zostać najlepszą kucharką
Kiedy Klaudia zaczyna opowiadać o potrawach, które przygotowuje na konkursy, nie wiem co się kryje pod egzotycznymi nazwami, a gdy wymienia ich składniki, okazuje się, że o połowie z nich nigdy nie słyszałam. Warzywa orleans, dorsz skrei, tiul z mąki pszennej, terina czy panierka panko to dla uczennicy technikum gastronomicznego w Wodzisławiu chleb powszedni. Od trzech lat startuje w kulinarnych zawodach w Polsce i za granicą, a tam gdzie się pojawia, bez nagród nie wraca. W Zespole Szkół Ekonomicznych ze swojej kulinarnej ambasadorki mogą być dumni, bo w tym roku reprezentowała placówkę na XXI Międzynarodowych Targach Kulinarnych EuroGastro, gdzie okazała się bezkonkurencyjna.
Wszystko zaczęło się w marcu ubiegłego roku, gdy na warsztaty do wodzisławskiego gastronomika przyjechał Robert Sowa, który wyłonił podczas nich jednego uczestnika tegorocznego konkursu „Kulinarny talent”. Patronatem przedsięwzięcia była firma „Prymat”, której jest ambasadorem i która ufundowała szkole swoje przyprawy i kucharskie fartuchy dla uczniów. – Miałam to szczęście, że znalazłam się w gronie laureatów wybranych ze wszystkich szkół gastronomicznych w Polsce. W eliminacjach przygotowałam pierś z kaczki marynowaną w soku z pomarańczy w sosie śmietanowym, babeczkę z wytrybowanego udka z kaczki i wątróbki drobiowej, placuszki z topinamburu, marchewki i cukinii, krążki cebulowe i gruszkę w miodzie. Miałam na to godzinę i wygrałam, dzięki czemu pojechałam na Targi EuroGastro – tłumaczy Klaudia Kiełkowska.
W kwietniu tego roku laureaci spotkali się w Warszawie, gdzie przez dwa dni odbywały się zmagania kulinarne. Po raz kolejny serca i podniebienia jury podbiło danie Klaudii: dorsz skrei podany z soczewicą czarną na sypko, sosem maślanym na bazie białego wina i fasolką szparagową panierowaną w orzechach laskowych, udekorowany tiulem z mąki pszennej i kawiorem z malin. – Miałam 30 minut na przygotowanie ośmiu porcji. Tylko trzy osoby z grona dwunastu finalistów zmieściły się w czasie. Konkurencja była ogromna, a ja musiałam być skupiona i pewna siebie, bo niektórzy członkowie jury przeszkadzali nam. Kiedy piekłam dorsza jeden z nich twierdził, że wybrana przeze mnie metoda jest zła i nic z tego nie wyjdzie. Gdyby nie wiele godzin spędzonych w kuchni na ćwiczeniu tego dania, mogłabym się załamać, ale byłam pewna że to ja mam rację. Kiedy wygrałam, przyznał, że to była próba sprawdzenia, czy nadaję się do zawodu, w którym trzeba sobie dobrze radzić ze stresem – wspomina Klaudia, która zdobywając pierwsze miejsce otrzymała zestaw garnków firmy Hendi, smartwatcha i bon podarunkowy o wartości 1000 złotych z firmy „Prymat”. – Najważniejszą nagrodą było jednak zaproszenie ze strony trenera kadry narodowej reprezentacji juniorów Zenona Hołubowskiego na olimpiadę w Erfurcie, która odbędzie się w 2018 roku. To dla mnie ogromny sukces, podobnie jak to, że od razu otrzymałam oferty pracy z renomowanych restauracji we Wrocławiu, Pabianicach i Wodzisławiu Śląskim – dodaje Klaudia, która na razie myśli o ukończeniu szkoły.
Rywalizacja to dla mnie codzienność
To nie szkoła gastronomiczna, tylko sportowa była marzeniem małej Klaudii. – Odkąd pamiętam, sport był w moim życiu bardzo ważny. Brałam udział w wyścigach kolarskich, biegałam i przez sześć lat grałam w piłkę nożną. Potem miała być szkoła sportowa i AWF, ale w trzeciej klasie gimnazjum miałam poważną kontuzję kolana, która wykluczyła moją dalszą karierę w tej dziedzinie. Musiałam wybrać coś innego, a że w moim rodzinnym domu gotowanie było pasją prababci, babci i mamy i ja też od dziecka gotowałam, więc pomyślałam, że mogłabym się tym zajmować zawodowo – wyjaśnia Klaudia.
W szkole od razu trafiła na nauczycielkę z pasją. – Judyta Lamża uczy mnie przedmiotów zawodowych i jest jednocześnie moją wychowawczynią. Towarzyszy mi podczas wszystkich kulinarnych zmagań i często po lekcjach ćwiczymy razem nowe dania. Pierwszy konkurs, na który mnie zabrała odbywał się w Cieszynie. Byłam uczennicą technikum zaledwie od dwóch miesięcy, więc nie miałam jeszcze żadnego doświadczenia, ale zajęłam tam czwarte miejsce, dlatego pomyślałam, że nie jest tak źle, ale trzeba się wziąć do pracy, by następne wygrywać – mówi ze śmiechem nasza bohaterka, która poza podium już nigdy się nie znalazła, a nauczyciele z innych szkół gastronomicznych, widząc ją na kolejnych konkursach kwitowali krótko: jak jest Klaudia, to my już nie mamy żadnych szans.
O konkursach odbywających się na Śląsku często powiadamiana jest szkoła, inne uczennica gastronomika wyszukuje w internecie, a potem zaczynają się żmudne przygotowania. Przed każdymi kulinarnymi zawodami jego uczestnicy dostają listę składników, potrzebnych do przygotowania wymyślonej przez siebie potrawy. Jej zdjęcie przesyła się potem mejlem do organizatora, który decyduje jakie danie jest na tyle oryginalne, by można je było zaprezentować podczas eliminacji. Największy problem stanowi wtedy zdobycie potrzebnych produktów. – Nie lubię wzorować się na cudzych przepisach, wolę wymyślać je sama, ale muszą uwzględniać składniki zaproponowane przez organizatora, a z tym bywa trudno. Ostatnio szukałam kiełków groszku. W końcu znalazłam je w internecie. Kosztowały 4 złote, ale ich przesyłka 46 złotych. Nieraz korzystam z ogródka nauczyciela naszej szkoły, skąd biorę jarmuż czy czosnek niedźwiedzi – wyjaśnia Klaudia i dodaje, że trzeba pamiętać, że najpierw jemy oczami, więc każda potrawa musi być pięknie udekorowana i podana.
W rehabilitacji najlepsze są naleśniki
Rodzina Klaudii ma szczęście, bo może kosztować dań, które na co dzień dostępne są tylko w wysokiej klasy restauracjach. – Dzięki córce poznajemy nowe potrawy i nowe smaki. Ja chętnie próbuję wszystkiego co sama wymyśla, ale mąż woli raczej śląskie potrawy. Na święta goszczą na naszym stole tradycyjne dania, ale Klaudia lubi je przygotowywać na własny sposób, dodając na przykład inną panierkę lub przyprawy. Zresztą lubi gotować nie tylko dla nas. Kiedy po kolejnej operacji kolana miała rehabilitację w szpitalu w Jastrzębiu, to musiałam jej tam zawieźć produkty potrzebne do zrobienia naleśników z nutellą, którymi potem częstowała wszystkie dzieci – wspomina Nina Kiełkowska. Do krewetek Klaudia rodziny nie przekonała, ale jej przepis na dorsza wszystkim przypadł do gustu. Jak sama przyznaje, swoich gotowych dań raczej nie jada, bo wszystkiego kosztuje wiele razy podczas prób ich przygotowania i na więcej nie ma już siły.
Lubi oglądać programy kulinarne, ale do MasterChefa nie zgłosi się, bo preferowani są w nim amatorzy, a ona właśnie kończy technikum gastronomiczne. Jej niekwestionowanym mistrzem kulinarnym jest nie Gordon Ramsay, ale starszy od niej o 10 lat Maciej Mrozek, obecnie szef kuchni Browar w Raciborzu, który, tak jak Klaudia, jest ze Skrzyszowa i bardzo jej pomaga. – Ma ogromną wiedzę i z najprostszych składników potrafi wyczarowywać niesamowite dania. Byłam u niego na miesięcznej praktyce w restauracji „InoWino” w Rybniku, której był szefem kuchni. To było niezwykłe doświadczenie, bo tam kuchnia jest otwarta na salę i wszyscy klienci widzą w jaki sposób przygotowywane są posiłki. Fajną przygodę przeżyłam też na promie, który kursuje między Polską i Szwecją. Dwa tygodnie pracowałam tam w kuchni, a przy okazji zwiedzałam – opowiada.
Za dwa lata Klaudia planuje ślub. Jej narzeczony Szymon Wątroba jest bramkarzem „Gwiazdy” Skrzyszów. Poznali się na boisku. On bronił bramki, a ona strzelała mu gole. Teraz jest pierwszym testerem nowych potraw swojej dziewczyny. – Sam też próbuje coś gotować. Na razie najlepiej wychodzi mu jajecznica – opowiada ze śmiechem Klaudia. Wesele odbędzie się w „Dworku nad Stawem” a w nowym domu, który ma kiedyś stanąć na działce obok rodziców, najważniejszym miejscem będzie ogromna i profesjonalnie wyposażona kuchnia, w której będzie można do woli eksperymentować. – Marzy mi się, żeby mieć kiedyś własną restaurację, ale przede mną jeszcze sporo pracy, bo najpierw muszę popracować u najlepszych szefów kuchni i zdobyć więcej doświadczenia – podsumowuje.
Katarzyna Gruchot
You must be logged in to post a comment.