– Miód z naszego terenu jest dobry i zdrowy. Pszczoły nie są narażone na opryski stosowane przez rolników w wielkich gospodarstwach – mówi Adam Stec, pszczelarz z Wodzisławia Śląskiego, który ma pasiekę w Radlinie.
Mam koleżankę, która pod czujnym okiem pszczelarza miała okazję głaskać pszczołę. Mówiła, że było to niesamowite. Czuła pod palcami specyficzny ruch tego owada.
Mogła wyczuć oddech pszczoły. Pszczoła oddycha całym organizmem. Na tułowiu ma przetchlinki i praktycznie nadyma się jak worek, szczególnie po locie.
Gdzie pan ma swoje pasieki?
Jedną w Radlinie na Obszarach, a drugą pod Oławą, co powoduje większą różnorodność miodów. W Radlinie mam 44 pszczele rodziny, a w okolicach Oławy 16 rodzin.
Jedna rodzina to ile pszczół?
W każdym ulu mieszka jedna rodzina, czyli matka i otaczające ją pszczoły. W okresie zimowym mocna rodzina może liczyć około 25 tys. pszczół, a w okresie letnim, w czasie największego pożytku pszczelego, nawet 80 tys.
Jakie miody pan pozyskuje?
Z Radlina wielokwiatowy, akacjowy, lipowy i spadź liściastą. Trafił mi się też rzepakowy, bo w okolicach Marklowic pola obsiewane są rzepakiem. Z kolei z Oławy pozyskuję spadź iglastą, miód gryczany i po raz pierwszy w tym roku facelię.
Ludzie często zastanawiają się, jak rozpoznać, że miód jest dobry?
Najłatwiej rozpoznać po tym, że kiedy go przelewamy, to na powierzchni miodu tworzy się stożek. Wtedy wiemy, że miód jest dojrzały. Naturalny miód krystalizuje, a jak szybko, to zależy już od jego gatunku. Najlepiej kupować miód u lokalnego pszczelarza. Każdy może znaleźć takiego w swojej okolicy. Nie wierzę, że lokalny pszczelarz pozwoli sobie na zakłamywanie miodu i mieszanie go z jakimiś „cudami”. Nie warto kupować miodu w marketach. Najczęściej ten miód nigdy się nie skrystalizuje.
Muszę zadać pytanie, czy miód z uprzemysłowionego Radlina jest zdrowy? Niektórzy mogą mieć wątpliwości.
Zapewniam, że jest i dobry i zdrowy. Po pierwsze dlatego, że pszczołom lepiej żyje się w mieście, ponieważ we wsiach są dużo bardziej narażone na opryski stosowane przez rolników. Szczególnie niebezpieczne dla pszczół są nowe środki, takie jak neonikotynoidy. Paraliżują one układ nerwowy pszczoły i najczęściej nie wraca już ona do ula. A jeśli wróci, to ze strutym nektarem, który powoduje upadek całej pszczelej rodziny, ponieważ pszczoły przekazują sobie pokarm. Po drugie, pszczoła unika zanieczyszczonych miejsc. Sama też jest rodzajem naturalnego filtra. Wchłania nektar do swojego wola i pozyskuje z niego potrzebne związki, żeby funkcjonować. Dodam jeszcze, że wysyłamy swoje miody do badania w Puławach, aby sprawdzić ich jakość. Wyniki są dobre.
Jak to się stało, że zainteresował się pan pszczelarstwem?
Czysty przypadek. Cztery lata temu rodzice zaproponowali mi przejęcie gospodarstwa właśnie na Obszarach. Zdecydowałem się i zacząłem sadzić tam drzewka i krzewy owocowe. Szybko zauważyłem, że niestety słabo kwitły. Pomyślałem więc: „A może postawię ule, żeby pszczoły mogły zapylać?”. Zacząłem drążyć temat. Pierwsza książka o pszczelarstwie, pierwszy kontakt z kołem pszczelarzy w Gorzycach i pierwsze ule. Potem to już szybko poszło.
Zdecydował się pan nawet na szkołę pszczelarską.
Na podbudowie technikum ukończyłem poziom zawodowy pszczelarstwa w szkole w Kluczborku. A od lutego zaczynam poziom technikum w Pszczelej Woli pod Lublinem.
Pochodzi pan z rodziny o tradycjach pszczelarskich?
Pradziadek był pszczelarzem, ale nigdy nie poznałem go. Pracował na kolei, mieszkał blisko dworca PKP w Wodzisławiu. Dzięki temu, że często podróżował pociągami, mógł wywozić ule w różne miejsca, najczęściej w góry. Teraz moja córka Wiktoria połknęła bakcyla pszczelarstwa, więc liczę na to, że pszczelarstwo może stać się naszą rodzinną tradycją.
Pan to musi kochać te pszczoły…
Mógłbym na nie patrzeć i patrzeć.
A na które patrzy pan najchętniej?
Na pszczołę włoską. Jest piękna, żółta, wręcz złota. Do tego niesamowicie przemawia do mnie jej łagodność. Tylko trzeba dbać o czystość liniową tej pszczoły. Matki pszczoły włoskiej to giganty. Żartobliwie mówimy na nie „maciorki”.
Często jest pan żądlony?
Tak, ale z reguły jest to moja wina. Pszczoła żądli w obronie swojego gniazda, kiedy jest zagrożona. Na przykład gdy zostanie naciśnięta lub nadepnięta. Gdy zbliża się burza lub deszcz, też żądli częściej. Albo w okresie bezpożytkowym, bo brak nektaru powoduje, że pszczoły są zdenerwowane. Chcę jednak podkreślić, że cały czas mówimy o użądleniach w kontekście obrony gniazda. Bo jeśli zobaczymy pszczołę gdzieś „na mieście”, to ona nie ma powodu, by użądlić. Poza tym ludzie często mylą pszczoły z osami.
Radlin stał się miastem przyjaznym owadom zapylającym. Plany miasta w zakresie ochrony tych owadów oraz działania ekologiczno-edukacyjne są szerokie. Myśli pan, że dzięki temu zaczniemy zwracać większą uwagę na tzw. zapylaczy?
Jestem o tym przekonany. Pszczoły to nie tylko miód. Praca owadów zapylających zapewnia 75 proc. rolnych produktów żywnościowych. To przekłada się na każdego z nas. Jeśli ktoś ma ogródek, a w nim pomidory, to plon będzie o 30-40 proc. większy, jeśli roślina zostanie zapylona przez owady zapylające.
W Radlinie wiedza o owadach zapylających będzie przekazywana dzieciom w szkołach i przedszkolach, w mieście pojawią się „hotele dla pszczół”, będą miodowe dożynki, konferencja o pszczelarstwie. Co jeszcze?
Przy miejskich nasadzeniach preferowane będą rośliny miododajne. Dla pracowników ZGK oraz pozostałych mieszkańców, ze szczególnym uwzględnieniem działkowców, odbędą się szkolenia w zakresie prawidłowego stosowania środków ochrony roślin.
A co z nieszczęsnym randapem, który niszczy nie tylko chwasty, ale i pszczoły?
Wszechobecny randap jest problemem. Pokutuje przekonanie, że skuteczność tego środka jest najwyższa w godzinach południowych. Tylko że wtedy latają pszczoły i inne owady zapylające. Po styczności z randapem w ogóle nie wrócą do gniazda. Więc jeśli już stosujemy randap, to róbmy to wieczorem, po zakończonych lotach owadów.
O co dzieci pytają pana, jako pszczelarza?
W Radlinie pytały, jak szybko leci pszczoła. Zwykle do 40 km/h, ale może osiągnąć prędkość nawet 50 km/h. W zależności od tego czy z nektarem, czy nie. Pytały też, ile miodu do ula daje przez całe swoje życie – jedną łyżeczkę.
Jak wygląda opieka nad pszczołami?
Jesienią pszczoły są już bez miodu i musimy je przygotować do zimy. Podajemy im gotowe syropy inwertowe albo mieszankę cukru z wodą. Systematycznie doglądamy uli, czy nie są przewrócone, czy nie dostały się do nich na przykład nornice. Mniej więcej w połowie marca następuje pierwszy oblot pszczół. A my robimy pierwszy wiosenny przegląd. Dezynfekujemy dennice, sprawdzamy jaka jest siła rodziny, czy pszczoły mają pokarm. Jeśli im go brakuje, to dokarmiamy ciastem miodowo-cukrowym, bo przy płynnych produktach pszczoły miałyby złudzenie pożytku i wylatywałyby w pole.
Na koniec może jakaś ciekawostka pszczelarska?
Z reguły pszczelarze żyją długo. Przeczytałem, że ich długowieczność wynika z kilku czynników. Po pierwsze jest spowodowana tym, że często oddychamy powietrzem ulowym, które ma bardzo dobry wpływ na nasz organizm. Proszę sobie wyobrazić, że w Maciejowie istnieje pasieka zarodowa, a na jej terenie coś jakby sauna, w której oddycha się powietrzem prosto z ula. Poza tym spożywamy produkty pszczele i korzystamy ze świec z wosku pszczelego, które jonizują powietrzne. Dobry wpływ mają też użądlenia.
Rozmawiała: Magdalena Kulok
You must be logged in to post a comment.