Raciborzanin, który przez ostatnie osiem lat prowadził kadrę narodową zapaśników w stylu klasycznym nie poprowadzi reprezentacji na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 roku. O przyczynach rozstania się z kadrą, o nowych przepisach i swoim synu-zapaśniku między innymi rozmawiał Maciej Kozina.
– Jakie były powody rozstania się z kadrą, czy wiedział Pan o tym, że jeśli zapaśnicy nie zdobędą minimum na igrzyska olimpijskie, to może stracić posadę?
– Sam mówiłem, że jeśli nie wyjdzie na Mistrzostwach Świata w Las Vegas, to zastanowię się nad tym co dalej robić z kadrą. Ci zawodnicy walczyli dużo lepiej na MŚ niż w trakcie pierwszego półrocza. Damianowi Janikowskiemu zabrakło jednego miejsca, aby się zakwalifikował na igrzyska. Zawodnicy wygrywali po jednej, dwie walki, także poziom w stosunku do początku roku się podniósł. Zawsze powtarzałem, że potrzeba czasu. Młodzież była uczona w starych, złych przepisach i bardzo trudno było się jej przystosować do nowych przepisów. Z roku na rok czynili postępy i mówiłem, że zawodnicy będą gotowi przed IO w Rio. Merytorycznie nikt mi nic nie zarzucił z zarządu związku, że klasycy nie zrobili awansu, bo wolniacy i kobiety również nie wywalczyli kwalifikacji. Mistrzostwa świata były nieudane dla całych polskich zapasów, a nie tylko zawodników walczących w stylu klasycznym. Żałuję tylko tego, że niedawno mi dokończyć tego, co miałem w planach. Jak ktoś mi powie, że nie miałem wyników, to ja życzę każdemu trenerowi, żeby przywiózł medal z mistrzostw Europy, świata i igrzysk olimpijskich. Jestem czwartym trenerem w zapasach w stylu klasycznym, którego podopieczny zdobył medal na IO (brąz Damiana Janikowskiego w Londynie 2012 – przyp. red.). Mam podwójną satysfakcję, bo sam jako zawodnik zdobyłem medal, a także wywalczył go mój podopieczny. To dzięki medalowi Janikowskiego jesteśmy przez cztery lata w złotym koszyku o którym mówiła była minister sportu i turystyki Joanna Mucha.
– Brak wyników, więc może popsuła się atmosfera w zapaśniczym związku?
– Środowisko zapaśnicze zrobiło się trochę toksyczne, może dlatego, że wszystko to, co jest najważniejsze pochodzi z Raciborza. Zaczęło się wyczuwać rywalizację, ale w złym tego słowa znaczeniu. Prezes związku, I trener kadry seniorów, trener kadry kadetów, byli do tej pory z Raciborza i wytworzył się zupełnie niepotrzebnie zły klimat. Kiedyś wszystko wyglądało inaczej. Co gorsze, odwołali mnie i Włodka Zawadzkiego, I trenera juniorów, mojego asystenta. W stylu klasycznym zrobiła się bardzo duża dziura. Na dzień dzisiejszy mamy trenera seniorów, a nie mamy od juniorów.
– Powiedział Pan, że forma miała przyjść przed igrzyskami. Czy nie było to zbyt ryzykowne, że przychodzi wielka impreza a wyników nie ma?
– Zawodnicy mają problem ze stylem walki wynikający ze wspomnianych wyżej złych przepisów na których się wychowali. Są zawodnicy, którzy szybciej „łapią” nowe przepisy, ale są też tacy, którzy nie potrafią tak łatwo się przyzwyczaić. Młodej generacji, która będzie wchodziła będzie zdecydowanie łatwiej walczyć, bo oni się w tych nowych przepisach wychowują. Klasycy wygrywali w tym roku walki z mistrzem i wicemistrzem świata jak np. Dawid Karaciński. Moi zawodnicy nie przegrywali wysoko walk. Janikowski przykładowo w jednym dniu walczył pięć razy, a jego rywal trzy i naszemu zawodnikowi brakowało sił, bo stoczył więcej walk niż jego przeciwnik. Takie drobne szczegóły zadecydowały o niepowodzeniu. Na pewno było ryzyko, że w Rio się nie powiedzie, ale było przed nami jeszcze trochę turniejów kwalifikacyjnych i uważam, że ci zawodnicy są gotowi.
– Za Pana czasów kadra wybierała się na zgrupowania do miejsc w których wcześniej nie bywała.
– Jeździłem z nimi po całym świecie, otworzyłem różne furtki, gdzie wcześniej nasi zapaśnicy nie jeździli jak np. do Rosji, gdzie te państwo było strasznie hermetyczne i nie wpuszczali zawodników z obcych krajów. Tylko dzięki moim układom i znajomościom udało wybrać się nam na zgrupowania do Moskwy i Soczi. Dopóki zostanie obecny trener Rosji, to mamy te drzwi do tego kraju otwarte. Byliśmy w Armenii, Stanach Zjednoczonych, gdzie wcześniej też nie bywaliśmy. Trenerem się bywa, ja to rozumiem, ale nie robi się tego w taki sposób, że odwołuje się go na pół roku przed igrzyskami.
– W czym nowe przepisy są trudne do zrozumienia zawodnikom?
– Kiedyś rozgrywano trzy rundy po dwie minuty i nie było czegoś takiego jak pasywność w walce. Pasywność to jest strata punktu, a ostrzeżenia dyskwalifikują zawodnika. Wcześniej zawodnik mógł się blokować przez półtorej minuty, bo było tyle czasu w stójce, a trzydzieści sekund w parterze. Generalnie wszyscy zawodnicy skupiali się nad parterem, gdzie jedna akcja techniczna dawała wygraną walkę. Dzisiaj jak zawodnik nie atakuje i jest pasywny, unika walki, to traci punkty, które mogą się skończyć dyskwalifikacją zapaśnika. Obecnie przepisy zmierzają do tego, że po igrzyskach najprawdopodobniej nie będzie już parterów, a więc większy nacisk szkoleniowo jest na walkę w stójce. Trudno jest zawodnikom wychowanym w starych przepisach przeskoczyć ten tryb. Naszym zapaśnikom brakuje wygrania ważnego turnieju, bądź też rywalizacji z dobrym zawodnikiem, aby bardziej w siebie uwierzyć i przełamać się mentalnie. Psycholog, który z nami pracował powiedział wprost, że zawodnicy są bardzo słabi mentalnie w tym sensie, że trzeba wykonać dużo pracy, żeby zrobić z nich wojowników. Psychika decyduje o tym, że wychodząc na matę coś ich paraliżuje.
– Przepisy idą w dobrym czy złym kierunku?
– Te przepisy są najlepsze. Ja kiedyś walczyłem w takich przepisach. One były widowiskowe i pokazywały charakter. Przepisy wracają na tor, na którym powinny być. Wychodzimy ze złego okresu dla zapasów. Zawodnicy od najmłodszego przeszli cały cykl według starych przepisów, a teraz się one zmieniły. Trudniej tym zapaśnikom jest zmienić swój styl walki.
– Pana podopieczny wywalczył medal olimpijski, więc można śmiało stwierdzić, że ma Pan poczucie sukcesu w pracy z kadrą.
– Jeżeli trener robi medal olimpijski to jest spełniony. Pewnie, że chciałbym jeszcze popracować i sięgnąć po złoto. Teraz tej możliwości nie mam, ale może za cztery lata jak będę być może pracował za granicą. Po igrzyskach myślę, że propozycje objęcia kadr narodowych pojawią się, bo przed igrzyskami gdzieś wchodzić nie ma sensu. Dodatkowo poza kadrą byłem trenerem koordynatorem w Unii Racibórz, odpowiedzialnym za szkolenie juniorów i seniorów i z tej współpracy rok rocznie wychodzili medaliści imprez krajowych i międzynarodowych, dlatego życzę każdemu trenerowi, żeby odnosił sukcesy z kadrą i w klubie.
– Będzie Pan teraz więcej czasu spędzał w Unii Racibórz?
– Tak. Teraz mam na to czas, żeby tutaj być i pracować z młodzieżą, która przyszła. Do ośrodka przy klubie przychodzą zawodnicy utalentowani z różnych miast jak np. Piotrkowa Trybunalskiego, Miastka czy Kędzierzyna-Koźla. Nad tym narybkiem trzeba trochę posiedzieć i go przypilnować. Myślę, że praca w klubie będzie owocowała, bo mamy bardzo dobrze zorganizowany klub. Mało który w Polsce jest tak dobrze poukładany jak nasz.
– Gdzie Pan dostrzega problem w promocji zapasów? Ta dyscyplina nie potrafi się tak sprzedać jak np. tenis czy skoki narciarskie.
– Akurat nie możemy porównywać Agnieszki Radwańskiej do zapasów, bo tenis jest dyscypliną sportu, gdzie na całym świecie wiedzą kto to jest Radwańska. Gdybyśmy zapytali się w Stanach Zjednoczonych kto to jest Małysz, to mało który by to wiedział. Każdą dyscyplinę można sprzedać pod warunkiem, że będzie ona pokazywana w mediach. Tak została wypromowana siatkówka, która kiedyś nie była tak popularna jak teraz. Stworzono Ligę Światową, zainteresowała się tym telewizja, Polska zaczęła dobrze grać i siatkówka zyskała na popularności. Na pewno zapasy nie są popularną dyscypliną, podobnie jak i lekka atletyka. Pokazywane są mistrzostwa świata w LA, Polacy zdobywają medale, a po imprezie już się o nich zapomina. Przykład Anity Włodarczyk, którą na igrzyskach wszyscy byli zachwyceni, a później mało kto wie, kto to jest. Po to powstał program TVP Sport, żeby promować nasze dyscypliny sportu. My nie mamy być konkurencją dla Eurosportu, tylko powinniśmy pokazywać to, w czym odnosimy sukcesy. W przyszłym roku ma powstać zawodowa liga w zapasach, więc jak zostanie ona pokazana w telewizji i będzie pokazana tabela jak w przypadku ligi piłkarskiej, będą mecze transmitowane na żywo, to może otworzyć drogę zapasom i pokazanie szerzej przeciętnemu Polakowi.
– Jak taka liga może wyglądać?
– Taka liga nigdzie na świecie do tej pory nie zaistniała. Walki odbywałyby się w trzech stylach: klasycznym, wolnym i kobiet. W przypadku Bundesligi jest tylko klasyczny i wolny. Na ile to nam wyjdzie, nie można powiedzieć dopóki nie zabrzmi pierwszy gwizdek. Z tego co na dzień dzisiejszy się zgłosiło, to ma być osiem zespołów, a my nie mamy kobiet w wyższych kategoriach wagowych, więc będą potrzebne transfery z innych krajów. Kolejne pytanie dotyczy finansów, na ile kluby będzie stać, żeby takie zawodniczki zatrudniać. Każdy klub na początek ma otrzymać pulę pieniędzy, która pozwoli na opłacenie zawodników i wyjazdowe ligowe spotkania. Do tego pierwsze trzy lokaty będą nagradzane dość pokaźnie finansowo. Jest sens tej ligi, bo zawodnicy i klub będą mieli korzyści. Tak jest w Niemczech, liga napędza cały zapaśniczy sport. Stworzenie ligi może pomóc w rozwoju naszej dyscypliny. Planuje się rozpocząć zmagania ligowe po igrzyskach w okolicach września.
– Wspomina Pan o Niemczech jako o wzorze. Jak Pan wspomina czasy tam spędzone?
– Bardzo dobrze. Byłem tam z piętnaście lat. Odwiedziłem ostatnio klub w którym spędziłem dziesięć lat. Bardzo miło mnie przyjęli, dużo ludzi dalej mnie pamięta. Zawsze tam się dobrze czułem, bo nie traktowali mnie jako obcokrajowca, tylko jako swojego. Drugi kraj w którym mógłbym mieszkać, to na pewno byłyby Niemcy.
– Chodzą słuchy, że rozważa Pan po igrzyskach wyjechać za granicę. Kierunek Niemcy?
– Nie do końca Niemcy, bardziej interesuje mnie inny kierunek. Nie będę dzisiaj zdradzał szczegółów.
– Jaki? Zachód, wschód?
– Nie powiem, może być i północ (śmiech). Na pewno mnie kręci, żeby pracować z jakąś kadrą. Ale czy będę chciał, to rozważę to dopiero po igrzyskach. Jeśli w Polsce wystarczy mi to, co mam i nie będę miał aspiracji, żeby pracować gdzieś indziej z kadrą, to zostanę tutaj w klubie, będę szkolił zawodników, żeby pokazać, że ten klub jest w pełni profesjonalny. To się rozstrzygnie w przyszłym roku i to też zależy od ofert jakie się pojawią.
– Jakie są różnice zarobkowe, jeśli chodzi o zapasy w Niemczech i w Polsce?
– Na pewno trener kadry Niemiec zarabia więcej niż Polski. Tutaj nawet nie ma się co z tym równać. Nasi zawodnicy kiedyś mieli dużo gorzej niż niemieccy. Teraz jeśli nasz zawodnik prezentuje dobry światowy poziom, to standard życia bardzo się podnosi i jest porównywalny, a nawet większy niż w Niemczech. Zarówno nagrody wyższe jak i stypendia. W Niemczech jest inny system. Tam w pierwszej kolejności załatwiają zawodnikom dobrą pracę. Drugą kwestią jest sponsor zawodnika. Są kluby, w których jeden sponsor ma jednego zawodnika. On nie daje pieniędzy na cały klub, tylko na jednego zawodnika i ten system bardzo mi się podoba. Taki system przydałby się w Raciborzu, bo mamy sporo firm dobrze prosperujących, które mogłyby wziąć pod swoją opiekę zawodnika. Zapaśnik wówczas nie musi się martwić o finanse i spokojnie może przygotowywać się do ważnych imprez i spełniać swoją pasję.
– W Raciborzu w poprzednich latach były większe imprezy zapaśnicze. Czy widzi Pan na horyzoncie kolejne?
– Największym wydarzeniem były dwie imprezy – Mistrzostwa Świata Weteranów i Memoriał Pytlasińskiego. Mecz Polska – Reszta Świata był bardziej imprezą pokazową. Jeżeli chcielibyśmy mieć mistrzostwa świata czy Europy seniorów, to ta hala jest za mała. W przyszłym roku kalendarz jest bardzo napięty, są kwalifikacje olimpijskie i igrzyska. Na pewno aż do IO nic ważnego w Raciborzu nie będzie, jeśli chodzi o zapasy, poza Pucharem Polski, który najprawdopodobniej odbędzie się w naszym mieście. Jak nic wielkiego nie będzie w Raciborzu, to pozostanie liga, która ma ruszyć.
– Czy widzi Pan w raciborskim klubie zawodnika, który może podążać drogą Damiana Janikowskiego?
– Mamy utalentowanych zawodników w klubie jak np. Arkadiusz Gucik, Dawid Ersetic czy mój syn Mateusz. To jest wiodąca trójka, która cały czas się obija o kadrę. Każdy z nich był na mistrzowskiej imprezie. Fizycznie są przygotowani, brakuje tylko treningu mentalnego. Chciałbym bardzo, aby był to przyszły rok, który jest niezwykle ważny. Potrzeba wygrania ważnego turnieju. Jeżeli pojawi się sukces, to ci zawodnicy mogą podążyć drogą Janikowskiego.
– A z młodszych zawodników?
– W Unii pojawiła się bardzo fajna grupa, gdzie młodzicy trzy razy z rzędu wygrali mistrzostwo Polski indywidualnie i drużynowo. Mamy ciekawych kadetów, jak z tej grupy zostanie trzech, czterech, to będą fajni juniorzy, a być może też seniorzy. Czasami przyglądam się treningom grup młodszych i stwierdzam, że z tej grupy wyjdzie kilku zawodników, którzy będą reprezentować nasz klub i reprezentację Polski na wielkich imprezach.
– Im też powinno być łatwiej, bo są szkoleni w nowych przepisach.
– Dokładnie. Zawsze im będzie łatwiej, nawet jeśli przepisy zmieniłyby się z powrotem do tych złych, niefortunnych. Ci zawodnicy będą potrafili w tamtych przepisach walczyć. Jakby to było odwrotnie, to mieliby problemy jak obecni zapaśnicy. W Polsce nie ma systemu szkolenia, mówię już o tym od pięciu lat. Jak nie stworzymy takiego systemu, to w pewnym momencie zapasy mogą zniknąć z naszego kraju. Mam pomysł na to i trzeba go po igrzyskach wdrożyć. Będzie to z korzyścią dla zapasów. Jeśli tego nie zrobimy, to będzie decydować przypadkowość, a nie system. A to nie o to chodzi.
– Zatem ważne będzie szkolenie od przedszkola do igrzysk.
– Była minister pani Mucha chciała kiedyś naprawiać system od seniorów, a to już jest za późno. Tak jak dziecko idzie najpierw do żłobka, przedszkola, szkoły itd, tak też musi być w sporcie. Jeżeli w pierwszych fazach rozwoju nie nauczymy dziecka zapasów, to później z tego nic nie będzie.
– Czyli klasy zapaśnicze są jak najbardziej wskazane.
– Tak, bo dzięki nim uzyskamy ciągłość szkolenia. Przepisy turniejów zmuszają trenerów do szkoleń. Po co zawodnikowi w wieku dziesięciu lat walczyć tak samo jak seniorowi. Totalna bzdura, nic nie dająca dziecku. Dlatego trzeba zmienić ten system.
– Jak Pan ocenia rozwój kariery syna, Mateusza?
– Nigdy w życiu nikt mu nie zarzuci, że nie był pracowity, brakowało mu zaangażowania, determinacji i nie osiągnął dobrych wyników. To jeden z zawodników, który bardzo ciężko pracuje. Jego nie trzeba gonić do pracy, wręcz przeciwnie, trzeba go w tym ograniczać. Ma mnie jako ojca, jako barierę, która bardzo wysoko podniosła poprzeczkę zdobywając złoto na igrzyskach w Atlancie. Dużo ludzi go ze mną porównuje, a to dla niego nie jest dobre, bo to się odbija na psychice. Jego kariera po powrocie po kontuzji dobrze się toczy, jest duża szansa, że będzie rywalizował na Igrzyskach Olimpijskich w Rio. Ma medale mistrzostw Polski, w turniejach międzynarodowych mieści się w najlepszej trójce, więc jest dobrze. Takich jak ja było trzech, czterech w całej historii polskich zapasów. Chciałbym mieć więcej takich zawodników, z takim podejściem jak Mateusz do treningów. W przyszłym roku są dla niego najważniejsze starcia w jego życiu, bo do tej pory nie miał okazji bić się o igrzyska. Kontuzje i operacje zabrały mu ponad rok czasu, kiedy mógł się bardziej rozwinąć. To jest jak nieobecność w szkole, cały materiał później trzeba nadrobić i nie idzie tego skrócić. Podobnie jest z Erseticem, który nie potrafi się po kontuzji odnaleźć.
– Infrastruktura w zapasach się poprawiła, ale za tym nie idą wyniki. Dlaczego? Czy to jest kwestia psychiki?
– Cała infrastruktura się poprawiła, ale system jest gorszy. Kiedyś w jednym klubie było więcej zawodników, niż ja miałem na zgrupowaniu reprezentacji. Kiedyś kluby na zawody jeździły autokarami, dziś jeździ się małymi busami bądź samochodami. Obecne czasy są dużo gorsze dla tej dyscypliny niż dawniej. Wcześniej w jednej kategorii było dziesięciu zawodników, teraz jest dwóch, trzech. U nas nie jest jak w Rosji, gdzie na zgrupowaniu kadry jest stu zawodników. Jak my możemy rywalizować z taką potęgą?
– W czym zawodzi ten system?
– Kiedyś system polegał na tym, że zawodnicy byli na etatach w zakładach pracy. Teraz tego nie ma, dlatego fajnie byłoby jakby zawodnicy mieli sponsorów o czym już wcześniej wspomniałem. Wtedy byłaby większa szansa, aby więcej zawodników zostawało w tej dyscyplinie. Zapaśnik mający 19, 20 lat musi zarobić jakieś pieniądze, nikt nie robi tego dla idei. Zawodnik musi z tego żyć, a żeby żyć musi mieć pieniądze. Jeżeli nie ma tego zabezpieczenia, to ci zawodnicy kończą z zapasami i szukają czegoś innego.
– Jak ocenia Pan nominację Andrzeja Maksymiuka na stanowisko trenera reprezentacji Polski seniorów?
– Przede wszystkim jest to mój kolega z tego samego rocznika. Mieliśmy nawet okazję być razem w reprezentacji juniorów, seniorów, a nawet ze sobą walczyć. Andrzej dostał bardzo dobry materiał i myślę, że tego nie może popsuć. To był trener, który zawsze był w cieniu. Trenował w Śląsku Wrocław, gdzie pierwszym trenerem jest Józek Tracz. Andrzej był trenerem, który używał gwizdka i stopera. Nie był trenerem, który układał plany. Ja nie mam nic do niego. Sam się trenerem nie zrobił. Dostał nominację od PZZ i myślę, że tego nie popsuje. Dostał zawodników, którzy zrobili duży postęp. Zobaczymy na ile grupa go zaakceptuje i mu zaufa, to jest bardzo ważne jak i to, z jakim pomysłem na kadrę przyszedł. To, że jadą w grudniu na zgrupowanie do Rosji, to jeszcze ja załatwiłem, ale będzie to chyba ostatni raz. Rosja była otwarta tylko i wyłącznie dla mnie, a niekoniecznie musi być otwarta dla kogoś innego. Teraz nowy trener musi sobie radzić sam. Najpierw musi poznać się z ludźmi.
– Raczej nie można się spodziewać, że kadra zapaśnicza będzie miała zgrupowania w Raciborzu jak dotychczas?
– To czy będzie czy też nie, to zależy od planów nowego trenera. Być może się z nim spotkam, bo też najprawdopodobniej polecę do Rosji. Wtedy też więcej będę wiedział o planach nowego szkoleniowca kadry na przyszły rok. Mogą na przykład odwiedzić Racibórz jadąc na turniej na Węgry, ale to już całkowicie zależy od trenera gdzie będą zgrupowania.
– Jeśli wybierze się Pan do Rosji, to też będzie Pan wspierał trenera Maksymiuka?
– Na pewno nie będę robił jemu pod górkę, bo to byłaby głupota. Zależy mi na tym, żeby styl klasyczny był igrzyskach olimpijskich. Jeżeli pojechałbym do Moskwy, to dla siebie, zdrowotnie, bo mają w Rosji dobrego lekarza, rehabilitacje i odnowę biologiczną. Bardziej pojechałbym dla siebie niż dla nowego trenera.
You must be logged in to post a comment.