Tworkowski młyn z duszą Franciszka

Niczym woda od 300 lat nieustannie napędzająca tworkowskie koło młyńskie, tak nieubłaganie płynie czas dla ostatniego już rzemieślniczego młyna na Śląsku, który nadal świadczy usługi dla ludności.


Malowniczy zakątek tworzony przez dwa stawy Trzeciok i Stowek stanowi niezwykłą oprawę dla osiemnastowiecznego młyna, który swą wykonaną z czerwonej klinkierki fasadą doskonale wpisuje się w krajobraz okolicy. Miejsce to jest niczym wyjęte z baśniowych opowieści o młynarzach, młynarkach i utopcach, zwanych w Tworkowie hasermonami, wciągającymi złych ludzi w otchłań wody.

Równie zabytkowy jak młyn jest 300-letni dom, należący do rodziny Pawlików, która od dziesięciu pokoleń prowadzi w Tworkowie swą firmę świadczącą usługi młynarskie. O złotych latach funkcjonowania młyna z nostalgią opowiada ostatni jego młynarz Franciszek Pawlik, dla którego szczególnie pomyślne były lata 1990 – 2000. Dziś czasy te, niestety należą już do przeszłości.
– Ludzie nie korzystają tak jak kiedyś z młyna. Nie ma w Tworkowie dużych gospodarstw, a i kobiety rzadziej pieką ciasta niż dawniej – mówi z nieskrywanym żalem pan Franciszek.
Młyn przetrwał jako jedyny spośród trzech istniejących we wsi. Dziś pozostały tylko wspomnienia, po jednym nieopodal boiska i drugiem pod lasem, który świadczył usługi dla zamku.

Zamienił budownictwo na młynarstwo

Młyn państwa Pawlików, niegdyś drewniany, pochodzi z 1703 r., a wspomina o nim w swych zapiskach znany historyk ziemi raciborskiej, tworkowski proboszcz ks. Augustyn Weltzel. Pan Franciszek przejął młyn po ojcu, panu Józefie, który pracował tam do 1980 r., a więc do emerytury, na którą przeszedł mając 65 lat. Kiedy podupadł na zdrowiu, młyn przez rok był zamknięty. Dlatego pan Franciszek postanowił przejąć schedę po ojcu i również zostać młynarzem. Musiał jednak, po 20 latach pracy rozstać się ze swą budowlaną profesją. Nadal z dumą wspomina, że jako technik budowlany wniósł znaczący wkład w najważniejsze obiekty, które powstały w Tworkowie, a więc ośrodek zdrowia, dom katechetyczny, szkołę, przedszkole, a także inne inwestycje realizowane w gminie. Po kursie czeladniczym na młynarza w Myślenicach pan Franciszek, od 1990 r. całkowicie poświęcił się młynarstwu, jednocześnie czyniąc wszelkie możliwe starania, aby zachować zabytkowy charakter swej rodzinnej firmy.
DSC_0657

Rodzinna firma w kobiecych rękach

Młyn na przestrzeni lat zmieniał się i unowocześniał. W 1914 r. przodek i imiennik pana Pawlika, Franciszek Pawlowsky rozebrał drewniany i wybudował murowany młyn, napędzany turbiną wodną o mocy 4,5 KM. W kolejnych latach sukcesywnie pojawiały się w nim nowoczesne, jak na owe lata, maszyny: mlewnik walcowy firmy Merker & Werner Glogau, dwie pary kamieni młyńskich do śrutowania i wymiału kaszki, cylinder kurzowy, tryjer, odsiewacz cylindryczny, następnie mieszanka do mąki o pojemności 2 t. Aby powiększyć moc turbiny wodnej zamontowano tam 9-konny silnik spalinowy firmy Deutz. Wydajność młyna wzrosła wówczas do 1,5 t zboża na dobę. A 11 lat później zamontowano jeszcze napęd elektryczny o mocy 7,5 kW. Młyn do lat 60. ubiegłego wieku pracował na pełnych obrotach.
Czas wojny i powojnie nie było jednak łatwe dla rodziny tworkowskich młynarzy. – Przez pięć lat młyn prowadziła wraz z babcią moja matka. Dwaj jej bracia – młynarze zginęli na wojnie. Ojciec trafił do niewoli i wywieziony na Kaukaz wrócił dopiero w 1949 r. – opowiada pan Franciszek o okresie, gdy ster działalności w rodzinnej firmie przejęły kobiety.

Młyn z tradycją

Na młynarzowanie pana Franciszka, które dziś bardziej jest pasją niż zawodowym wyzwaniem, łaskawym okiem patrzy żona, pani Monika, która jest emerytowaną pielęgniarką Stacji Caritas w Tworkowie.
Pan Pawlik dopóki może, stara się dbać o swój młyn doceniając jego zabytkową, a jednocześnie sentymentalną wartość. Podejmując wycieczki dzieci i dorosłych, a także zainteresowanych starymi technikami młynarskimi gości z różnych zakątków Polski i z zagranicy, potrafi ze swadą opowiadać o swym pokoleniowym biznesie.
– Woda napędzająca młyn płynie do nas z Czech, przez Píšť i Bolesław. Należy przypuszczać, że kierowana była specjalnie pod napęd trzech młynów, które kiedyś istniały w Tworkowie – przypomina.
Wszystko, co dziś znajduje się w tworkowskim młynie ma swoją tradycję. Przez wiele lat pan Franciszek objeżdżał okoliczne miejscowości, w poszukiwaniu urządzeń i części, które zachowały się w nieczynnych już starych młynach. Posłużyły mu one do remontu, odnowienia i rozbudowy swojej firmy. Przykładem jest chociażby mała mieszarka do maki pochodząca z Ligoty Książęcej.
– Nasz młyn ma międzynarodowy charakter: elastyczne trzcinowe kije zamontowane w odsiewaczu pochodzą z Afryki, maszyny – z Niemiec, woda – z Czech, połączenia pasów napędzających urządzenia są angielskie, zboże – śląskie, a prąd – polski – wymienia z rozbawieniem tworkowski młynarz.
DSC_0653

Ocalić od zapomnienia

Zadbane, utrzymane w drewnie wnętrze młyna robi ogromne wrażenie. Cały wystrój, łącznie z urządzeniami, których praca niemal zagłusza rozmowę, są nie z tej epoki. Prawie sto lat liczy sobie mieszarka do mąki z 1918 r. a odsiewacz płaski firmy Hipkow, który zajął miejsce odsiewacza cylindrycznego pochodzi z 1937 r. Sporo części pan Franciszek sprowadził również z Czech. Tworkowski młyn, który potrafi obecnie przerobić 3 t zboża na dobę, został gruntownie odnowiony. Kapitalny remont przeszły mlewniki, ustawione na nowej konstrukcji i odnowionej drewnianej podłodze. Znajdują się tam również nowe mieszarki do otrąb i maki.
Kiedy młyn staje na trzy miesiące, ponieważ jest czyszczony i odkażany, wtenczas pan Franciszek zajmuje się pracami stolarskimi. Jego pomysłu jest na przykład własnoręcznie zrobiony zbiornik na zboże. Natomiast w 2005 r. wraz z synem zbudowali koło młyńskie o dwumetrowej średnicy z świerkowego i sosnowego drewna, które wytrzymało osiem lat. W setną rocznice istnienia młyna, 16 października 2014 r. odbyła się uroczystość poświęcenia nowego, dębowego koła młyńskiego, w zakupie którego państwa Pawlików wsparła gmina, pozyskując na ten cel środki unijne. Koło jednak nadal napędzane jest prądnicą z 1914 r., a wytworzony prąd 110 V potrafi rozświetlić żarówkę sprowadzoną aż z Meksyku. – To dobry przykład jak można wykorzystać energię odnawialną – śmieje się pan Franciszek i dodaje, że w latach. 60., kiedy zdarzały się częste przerwy w dostawach prądu, jego ojciec energię z wody napędzającej koło młyńskie wykorzystywał do oświetlania domu.
Wspominając świetlaną przeszłość rodzinnej firmy, pan Franciszek z niepokojem mówi o przyszłości młyna. Pomimo, że państwo Pawlikowie mają czworo dzieci i dziewięcioro wnucząt, raczej żadne z nich nie podejmie się kontynuowania pokoleniowej tradycji. Być może wkrótce zatrzyma się na dobre młyńskie koło starego tworkowskiego młyna, a wtedy nie posypie się mąką wymielona z miejscowego zboża i już nikt nie zakosztuje wypieczonego z niej chleba.
Ewa Osiecka