Spotkaliśmy ją w mieście, na ramieniu miała zawieszoną torebkę z podobizną Taco Hemingwaya. Od razu rzuciła nam się w oczy. Gdy usłyszeliśmy, że zaprojektowała ją sama, nie mieliśmy wątpliwości, że trafiliśmy na oryginalny i świeży talent. Opowiedziała nam o swoich rysunkach, obrazach i nowej linii ubrań, którą stworzyła od A do Z. Zapewniamy was, że jeśli nie zawróci z obranej drogi, za kilka lat usłyszy o niej cała Polska.
Jest zakochana w sztuce, modzie i muzyce. Każda z tych dziedzin wydaje się mieć zupełnie odmienny charakter. Raciborzanka Justyna Łaciok odnalazła w nich jednak wspólny gen i połączyła słabość do ubrań z wrażliwością artystyczną, którą objawiała od dzieciństwa. Muzyka była i jest tłem jej malarskich wyczynów, stanowi bowiem źródło motywacji. Ale o tym później…
Spontaniczność
Zalążki artystycznej świadomości osiągnęła w okresie edukacji w gimnazjum. Uczęszczała do popularnej „jedynki” przy Kasprowicza, gdzie plastyczną pasją od lat zaraża uczniów Roman Szczasny. To on dostrzegł w niej potencjał i poradził, aby rozwijała swoje umiejętności. – Zachęcał, abym gromadziła pomysły i szkoliła rękę. Przekonywał, że potrafię malować, bo ja do końca w to nie wierzyłam. W końcu poświęciłam się tworzeniu: szkicowałam portrety, próbowałam swoich sił w wielu technikach malarskich – opowiada Justyna, która chodzi do I Liceum Ogólnokształcącego w Raciborzu, gdzie uczy się w klasie o profilu biologiczno-chemicznym. – Wybrałam, tak mi się przynajmniej wydaje, bezpieczną i przyszłościową specjalizację. Nie ukrywam, że mimo to najbardziej interesują mnie kierunki artystyczne. Jeśli nie pójdę w tę stronę, wybiorę pewnie stomatologię lub coś pokrewnego – zastanawia się siedemnastolatka i kontynuuje: – Marzeniem jest oczywiście połączenie pracy z pasją, żeby móc robić to, co się kocha i jeszcze na tym zarabiać. Na razie jestem niepełnoletnia i o założeniu własnej działalności nie ma mowy. Ale kto wie? Może za rok zajmę się tym na poważnie. Już dziś widzę spore zainteresowanie moimi pracami – zarówno obrazami jak i odzieżą – cieszy się nasza bohaterka.
W jej życiu wiele jest przypadku, a jeszcze więcej spontaniczności. Nie potrafi wyjaśnić skąd wzięła się nazwa Zmalowidła, którą firmuje swoje malarskie i rysunkowe prace, a także #sztuka, czyli seria ubrań z nadrukami jej autorstwa. – Żałuję, że nie mogę poświęcić swojej pasji więcej czasu. Pierwsze miejsce w moim życiu zajmuje szkoła. Poza tym moje zajęcie jest niestety zależne od tego, czy mam czas oraz wenę. Zdarzają się dni, gdy pomysły kłębią się w głowie i wpadam w – nazwijmy to – trans. Mam wtedy pewność, że to co robię, jest dobre. Innym razem bazgrolę bez sensu i niewiele z tego wychodzi – nie kryje raciborzanka.
Abstrakcja
Swoją twórczości urzeka nawet najwybredniejszych odbiorców. W malarstwie uwielbia abstrakcję i nieoczywiste formy. W kolekcji ma kilka serii obrazów, w tym bardzo charakterystyczny cykl Papierośnice. – To karykatury, dość psychodeliczne postacie. Dużo osób pyta mnie, dlaczego poruszam się w tych klimatach. Sama nie wiem. To jest we mnie. Malując, nie zastanawiam się, jaki będzie efekt końcowy – wyznaje artystka, dodając, że ostatnio spod jej pędzla wychodzi coraz więcej obrazów. – Nie wypracowałam w sobie jeszcze takiego nawyku, że tworzę kilka godzin z rzędu. Pracuję dość nieregularnie – wyjaśnia.
Nie ma także swojego ulubionego formatu. Mówi, że w pracach zostawia całą siebie, wszelkie emocje i spostrzeżenia. Za każdym razem chce coś przekazać. Gdy ma natchnienie potrafi siedzieć nad płótnem dniami i nocami. Innym razem, nie zbliża się do farb – głównie akryli, rzadziej akwareli – tygodniami.
Jest samoukiem. Nie brała udziału w warsztatach plastycznych, nie ćwiczyła ręki pod okiem profesjonalistów, a różnego rodzaju artystyczne kursy obchodziła szerokim łukiem. – Nie wiem, czy jest się czym chwalić. Bo pewnie pojawią się osoby, które skrytykują takie podejście. Ale mi się moje prace podobają, choć wiem, że nie są idealne – mówi Justyna i kontynuuje: – Dostrzegam, że na przestrzeni lat poprawiłam warsztat. Wcześniejsze prace są bardziej chaotyczne, mniej dopieszczone.
Postacie z kreskówek
Prócz malarstwa para się rysunkiem. Korzysta przede wszystkim z pisaków, do których czasami dołącza kolorowe markery. Kiedyś w ruch szedł także ołówek. Portretując, trzyma się czarno-białej stylistyki. – Robię to ręcznie, ale powstaje kreskówkowy efekt. Prawie jak wydruk z komputera – opisuje.
Właśnie w taki sposób zrodził się projekt #sztuka. – Zrobiłam portret Taco Hemingwaya i zamieściłam go na Instagramie. Praca spotkała się z ciepłym przyjęciem, otrzymałam sporo pozytywnych ocen. Stwierdziłam więc, że przeniosę grafikę na torbę. Jakiś czas później koleżanka jechała na koncert Lany del Rey, poprosiła mnie, bym stworzyła rysunek piosenkarki, a później wydrukowała go na koszulkę – wspomina moja rozmówczyni.
Lawina ruszyła, a Justyna rzuciła się w wir kreowania własnej linii t-shirtów z nadrukami. – To jest coś mojego, oryginalnego. Nie chcę nikogo naśladować, nie wzoruję się, robię to, co czuję – zapewnia nastolatka i dodaje: – Dotychczas wrzuciłam do sieci t-shirty w trzech kolorach, na których umieściłam minimalistyczne rysunki z hasłem przewodnim, które można interpretować na różne sposoby. Zależy mi na rozpoznawalności, wyrobieniu własnego stylu, aby odbiorca widząc moją rzecz, od razu rozpoznał autorkę. Pod zdjęciami, postami i na metkach podpisuję się pseudonimem: Justyna Karla. Dlaczego tak? Z powodu miłości do Francji, paryskiej mody i szyku, którego przedstawicielką jest m.in. Carla Bruni.
Dźwięki
Ukończyła szkołę muzyczną. Poznawała tajniki gry na fortepianie i gitarze. Krótki czas była częścią zespołu metalowego, co tylko potwierdza jej unikatową osobowość, w której od czasu do czasu pojawia się drapieżna iskra. Takie są też jej prace – niespokojne, odbiegające od przyjętych nurtów. Justyna chodzi własnymi ścieżkami. Jak sama wymienia, inspiruje ją muzyka, niektóre motywy z książek czy filmów. Nad łóżkiem ma zdjęcia okładek płyt Pink Floydów, które idealnie współgrają z jej wrażliwością. – Ich utwory to jeden wielki odjazd, dzięki nim można wprowadzić się w pewien rodzaj skupienia, który lubię – nie kryje.
Pomysłów szuka w codziennym życiu, jak mówi, leżą na ulicy, napotyka na nie każdego dnia. – Wzorem jest dla mnie np. Gustav Klimt, dzięki któremu mam słabość do koloru złotego. Karykaturalne postacie i mroczna stylistyka to efekt zainteresowania twórczością klasyków takich jak Picasso, Modigliani czy M. Rothko – mam na myśli ich dzieła, ale też życiorys – wyjaśnia raciborzanka, dodając, że przepada także za amerykańskimi filmami z lat 60., a wśród osobowości sztuki zza Oceanu ostatnio ceni najbardziej Edwarda Hoopera oraz Nigela van Wiecka.
#sztuka to przedsięwzięcie, w którym główną rolę odgrywa jeszcze jedna z jej fascynacji – moda. – Pozwala poczuć się wolnym. Uwielbiam niemal każdy styl, ale najlepiej czuję się w retro, vintage, klimacie oldschoolowym. Z przyjemnością sięgam w przeszłość – wyznaje artystka.
Wojciech Kowalczyk | fot. archiwum Justyny Łaciok, Weronika Krupa
You must be logged in to post a comment.