Odkąd pamięta fascynowały go efekty specjalne wykorzystywane w filmach. Produkcja filmowa była jednak dla niego niedostępna. Znalazł więc zajęcie w postaci zabawy grafiką komputerową, która po czasie przerodziła się w źródło utrzymania. Fotografia była zawsze pasją poboczną, niszą w której mógł dawać upust swojej bogatej wyobraźni. Z Marcinem Rychłym rozmawiamy o trudnej sztuce fotografowania oraz o elementach, które sprawiają, że styl jego zdjęć jest nie do podrobienia.
Co jest znakiem rozpoznawczym twoich fotografii?
Chyba głównym elementem mojego stylu jest sposób oświetlenia scenerii – kontrowanie światłem, a tym samym zarysowywanie konturu twarzy, postaci, sylwetki. Drugim charakterystycznym elementem jest używanie profesjonalnej charakteryzacji filmowej w zdjęciach, na przykład sztucznej krwi, specjalistycznej szminki do siniaków i stłuczeń, lateksu czy wosku do wykonywania bardziej skomplikowanych wizaży. Warto nadmienić, że moje pierwsze przygody z fotografią studyjną to również rozwój w dziedzinie charakteryzacji filmowo-teatralnej. Zakupiłem przez Internet kilka produktów i na zasadzie prób i błędów rozwijałem ten kunszt. W chwili obecnej bardzo rzadko robię charakteryzację. Współpracuję z wizażystą, który doskonale wie i czuje, jakich efektów oczekuję. Ostatnim dość powszechnym i rozpoznawalnym elementem w moich zdjęciach jest dym. W 99% dym jest naturalnie wytwarzany przez dymnicę oraz odpowiednio oświetlony.
To z pewnością czasochłonne zajęcie. Ile zazwyczaj trwają sesje?
Bardzo różnie. Wszystko zależy czy są to proste zdjęcia testowe czy też sesja tematyczna wykorzystująca wizaż i stylizację. Czasami dla jednego portretu można sesję ogarnąć w pół godziny. Jednak średnio sesja trwa około 2-3h. Najdłuższą wykonywałem cały dzień. Oczywiście nie wliczam w to przygotowań do samej sesji. W tej ostatniej, o której wspomniałem uczestniczyło 9 osób (przyp. red. zdjęcie do serii Cinematic), gdzie każdą z nich trzeba było oddzielnie przygotować, pomalować, zrobić wizaż. Sama postprodukcja “bogatego” zdjęcia trwa również długo – średnio 2h, ale często bywa jeszcze dłużej.
Jaki klimat przemycasz do zdjęć? Co jest główną inspiracją?
Przede wszystkim kino. Moim mottem fotograficznym jest cytat z film “Blade Runner” (Łowca Androidów), tj. “All those moments will be lost in time like tears in rain” (Wszystkie te chwile zatracą się jak łzy na deszczu). Jest to mój film numer jeden pod względem fabularnym, muzycznym i przede wszystkim wizualnym. Z czasem do inspiracji dorzuciłem jeszcze reżysera Zacka Snydera. Jego filmy, a wręcz ich wizualna oprawa i zastosowane oświetlenie okazało się bardzo spójne ze stylem, który dawno temu obrałem.
„Dawno temu”, to znaczy kiedy? Ile już fotografujesz?
Przygodę z fotografią rozpocząłem już jako nastolatek, dzięki analogowemu aparatowi Zenit. Potem kółko fotograficzne w MDK’u i domowa ciemnia. Była to bardziej zabawa niż sztuka. Parę lat później zainwestowałem w swój pierwszy nikonowski aparat – nadal analogiczny. Gdy po wielu latach technologia cyfrowa zaczęła tanieć w moim posiadaniu najpierw znalazł się Nikon D70s, a rok później lepszy model: D80. Również w tym czasie, w ramach działań firmowych zacząłem się “bawić” pierwszymi lampami studyjnymi (notabene używam ich do dziś), fotografując znajomych czy rodzinę. Ten kierunek fotografii strasznie mnie pochłonął. Co prawda jeszcze nie własnego studia, ale radziłem sobie dzięki znajomym, którzy w różnych lokacjach użyczali mi miejsca na rozstawienie lamp i tła. Wtedy też zacząłem przygodę z portalem zrzeszającym fotografów, modelki/modeli, wizażystów, stylistów czy fryzjerów. Zacząłem robić pierwsze zdjęcia nieznanym mi ludziom. Z czasem mój rozwój (jako samouk) zaczął osiągać coraz wyższy poziom, a ja sam wraz z wykorzystaniem moich umiejętności i wiedzy w zakresie grafiki komputerowej znalazłem swój styl, który sukcesywnie zacząłem wyrabiać. Trwa to po dzień dzisiejszy.
Jakie przesłanie mają twoje prace? Chcesz coś przekazać ich odbiorcom?
Nie mam konkretnego celu. Spełniam swoje marzenia, realizuję wizje i pomysły. Przekaz może dotyczyć jedynie przesłania, że w nowoczesnej fotografii nie ma ograniczeń. Że umiejętne wykorzystanie grafiki komputerowej w połączeniu ze zdjęciami może być nadal fotografią. Pomimo że słyszę wiele odmiennych opinii o wyznaczaniu granicy, gdzie właściwie kończy się zdjęcie a zaczyna prawdziwa fotografia.
Zaczynałeś na przełomie epoki, gdy dostępne były jeszcze aparaty analogowe, ale już popularność zaczął zdobywać sprzęt cyfrowy. Na jakim sprzęcie dane ci było pracować?
Tak jak już wspominałem, zaczynałem od Zenita. Nie pamiętam jaki to był konkretny model. Dostałem go od ojca, który kiedyś sam robił nim zdjęcia w młodości. Obecnie, od ponad dwóch lat, pracuję na tzw. pełnej klatce, Nikonie D600. Model ten dał mi wreszcie możliwość spełnienia moich marzeń dotyczących filmu – nowoczesne lustrzanki cyfrowe dzięki zmiennym obiektywom i głębi ostrości dają lepsze, bardziej kinowe możliwości kręcenia niż zwykłe kamery. Obecnie jestem w trakcie finalizacji amatorskiego krótkometrażowego filmu, którego fabuła związana jest z koloniami Queverton w polskich zamkach, których jestem współorganizatorem. 12 września planowana jest premiera filmu w łódzkim kinie Helios (jednorazowe wyświetlenie na dużym ekranie dla uczestników i sympatyków kolonii).
Nazwałbyś się dziś profesjonalistą?
Chyba tak. Na pewno dużo osób, z którymi współpracowałem czy współpracuję nazywają mnie perfekcjonistą, gdyż na etapie postprodukcji pilnuję najmniejszych detali. Niestety w trakcie sesji nie zawsze jestem w stanie przypilnować wszystkich szczegółów, za bardzo koncentruję się na kadrze i migawce.
Co jest najważniejsze w fotografowaniu?
Czas. Pomysły. Wyobraźnia. Brak ograniczeń. Współpraca. Połączenie tych elementów może poskutkować oszałamiającymi efektami.
Zazwyczaj jesteś zadowolony z efektów swojej pracy?
Bardzo wiele zdjęć nie ujrzało światła dziennego. Nie każda sesja w pełni się udaje. Większość z nich zaczyna się od próbnych zdjęć. To moment na to, aby osoba fotografowana mogła się rozgrzać rozkręcić. Także i mnie taka chwila jest potrzebna. Bywa też że trafimy na gorszy dzień i nic nie układa się tak jak powinno. Jeśli jednak zdjęcie trafia do publikacji, to w 99% przypadkach jest to pełne zadowolenie.
Dlaczego robisz zdjęcia głównie mężczyznom?
Nie było tak zawsze. Gdy zaczynałem studyjną fotografię, w sesji brały udział zarówno panie jak i panowie. Z czasem obrałem konkretny kierunek. Uważam, że to wspaniała i obszerna nisza w fotografii. Wprawdzie nie jest to poparte żadnymi badaniami, ale wydaje mi się, że ponad 90% fotografów robi zdjęcia kobietom. Ponadto męskie ciało przy dobrym oświetleniu jest piękne. Szkoda, że jest niedoceniane w fotografii. Oczywiście nie chciałbym by zabrzmiało to szowinistycznie, ale dajmy facetom wykazać się przed obiektywem.
Z których sesji jesteś najbardziej zadowolony?
Wykonałem ich tak dużo, że trudno wybrać. Najwięcej frajdy przynoszą te, które wymagają wielkich i czasochłonnych przygotowań, jak przy produkcjach filmowych. Takich przygotowań wymagały zdjęcia do serii Cinematic, i chyba to właśnie sesja “policyjna” z Cinematic’a była największym wyzwaniem. Przygotowania obejmowały wykonanie amerykańskiego wozu policyjnego – oklejenie drzwi folią, napisami, zabrudzenie błotem a nawet wykonanie kogutów policyjnych. To było wspaniałe doświadczenie.
Opowiesz o innych ciekawych sesjach?
Największe projekty to z pewnością serie “BrotherHOOD: Bractwo Kapturów” oraz wspomniana Cinematic. Obie doczekały się wystaw – BrotherHOOD w “galerii za szafą” w pubie “Koniec Świata”, a Cinematic na Zamku Piastowskim w Raciborzu. BrotherHOOD był charakterystyczną serią portretów w kapturach z intensywnym wykorzystaniem profesjonalnej charakteryzacji filmowej. Realizacja trwała ponad dwa lata, a w projekcie uczestniczyło ponad 30 osób z całej Polski. Cinematic natomiast to hołd dla sztuki filmowej. To zbiór stopklatek, które swym charakterem i nastrojem przywołują obrazy znane z dużego kinowego ekranu. Zdjęcia wykonane zostały w technice fotografii cyfrowej i poddane zaawansowanej obróbce graficznej. Sesje zdjęciowe poprzedzone były wielogodzinnymi przygotowaniami i wymagały zaangażowania wielu osób. W projekcie wzięło udział około 25 osób. Największym chyba jednak seryjnym projektem są coroczne kampanie promocyjne dla Raciborskiego Festiwalu Średniowiecznego.
No właśnie, jesteś mocno związany z Raciborskim Festiwalem Średniowiecznym, wykonałeś między innymi zdjęcia, które znalazły się na plakacie promującym tę imprezę. Jak zaczęła się twoja współpraca z „rycerzami”?
Od 5 lat współpracuję z Drengami i realizuję dla nich kampanie promocyjne. Przygodę z festiwalem rozpocząłem od III edycji. Pamiętam spotkanie z garstką odtwórców w jednej z raciborskich restauracji oraz moje “wejście smoka”. Wchodząc bowiem do dolnej sali przewróciłem się na schodach. Potrzebowałem kilku minut, żeby odetchnąć zanim zacząłem rozmowę. (śmiech) Zaproponowałem im wtedy sesję w hollywoodzkim stylu, na wzór trzeciej części „Piratów z Karaibów”. W trakcie realizacji koncepcja się trochę pozmieniała, ale ostatecznie kampania wyszła, moim zdaniem, oszałamiająco. Do dziś uważam tę edycję za najlepszą i najmocniejszą. Z każdym rokiem natomiast jest coraz gorzej. Trudno jest zrobić coś nowego jednocześnie nie schodząc z poziomu. Z dodatkowych ciekawostek warto wspomnieć jak wyglądały same sesje: biorą w nich udział kilku a czasami kilkunastoosobowe grupy osób ubranych w pełne średniowieczne stroje i zbroje. W oczekiwaniu na swoją kolej zdjęć zazwyczaj walczyli między sobą dla sportu. Było głośno, dynamicznie i bardzo wesoło.
Zdradzisz najbliższe plany oraz zamysł nowych projektów?
Jak już wspominałem, obrałem dodatkowy kierunek mojej pracy tj. filmowanie. Montaż i edycja sprawia mi wiele frajdy, zobaczymy, co czas pokaże. Jeśli chodzi o planowane projekty to obecnie są to dwie serie portretów, w tym jedna z wykorzystaniem charakteryzacji i stylizacji średniowiecznych, Druga z kolei to seria lekkich portretów studyjnych na jednym tle, z wykorzystaniem odpowiedniej głębi ostrości. W realizacji są również dwa projekty związane z nagością i aktem. Są jednak na razie na etapie początkowym, więc szczegółów zdradzać nie będę. Z dodatkowych planów na przyszłość, a raczej marzeń, chciałbym rozpocząć wykonywanie testów dla agencji modellingowych. Niestety lokalizacja Raciborza jest problematyczna, dlatego realizacja może okazać się niemożliwa. Ale mimo to pozostaję pełen nadziei.
Rozmawiał Wojciech Kowalczyk | zdjęcia Marcin Rychły, Paweł Okulowski
You must be logged in to post a comment.