Malowniczy klimat Cieszyna, wydział artystyczny nieopodal i ojciec – profesor rzeźby. Katarzyna Fober choćby bardzo chciała, nie mogłaby uciec przed sztuką. Ale nie w głowie był jej wybór innego życia niż życie artystki, a pasja i umiejętności wyniesione z domu nie stały się w jej przypadku przekleństwem, lecz kierunkowskazem, który zaprowadził ją kolejno do Zakopanego, Warszawy i do Raciborza.
W młodości, wspólnie z siostrą, całe dnie przebywała w pracowni rodziców lub w murach artystycznego wydziału w Cieszynie, gdzie od trzydziestu lat wykłada jej ojciec, rzeźbiarz, absolwent prestiżowego Zespołu Szkół Plastycznych im. Antoniego Kenara w Zakopanem, dawnej Szkoły Przemysłu Drzewnego specjalizującej się w nauce klasycznej snycerki, oraz Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Mama pani Kasi jest konserwatorem dzieł sztuki. – Od dziecka opowiadali mi o swojej pracy, ale nigdy nie namawiali, abym poszła w ich ślady. To było jednak silniejsze ode mnie. Tata udostępniał mi materiały takie jak glina czy drewno i to zaprocentowało miłością do sztuki a później – wyspecjalizowaniem się w rzeźbie, która wydała mi się najtrudniejszym, ale i najciekawszym jej przejawem – opowiada Katarzyna Fober, która postanowiła posmakować Tatrzańskiego klimatu i wybrała tę samą ścieżkę edukacji co ojciec. – Za dużo się nasłuchałam o tym, jak ekscytującym przeżyciem jest nauka w liceum Kenara, abym nie chciała poczuć tego na własnej skórze. Od pierwszych chwil spędzonych w tej placówce wiedziałam, że jest to to, czym w przyszłości mogłabym się zajmować – ocenia artystka i kontynuuje: – Wówczas w programie nauczania widniały trzy główne kierunki: snycerka, meblarstwo artystyczne i lutnictwo. Wybrałam oczywiście rzeźbę w drewnie – uśmiecha się pani Kasia.
Los rzucił ją w końcu do Warszawy, na Akademię Sztuk Pięknych. Zdradza, że nie dostała się do Gdańska, co koniec końców wyszło jej na dobre. – Wymyśliłam sobie, że przeniosę się z gór nad morze, ale gdy pierwszy raz wracałam dwanaście godzin pociągiem zrozumiałam, że nie był to najlepszy plan – śmieje się Fober. Stolica ją nie oczarowała. Dla osoby kochającej spokój gór i klimatyczne życie w Cieszynie obcowanie z tłumem, który ciągle dokądś goni, stawało się męczące. Łatwo nie było także na uczelni. – To prawdziwa szkoła życia. Dostają się tam wyłącznie osoby, dla których sztuka jest największą pasją, nie ma tam ludzi z przypadku. Miałam wymagających, ale otwartych profesorów, którzy niczego mi nie narzucali. To dla mnie bardzo ważne, bo tylko wtedy mogłam w pełni się rozwinąć – podkreśla.
Studia uświadomiły jej, co jest dla niej naprawdę ważne. Przypomina sobie, że ogromne emocje budziły zajęcia poświęcone zwierzętom w sztuce. Pojęła, jak kluczowy w jej spojrzeniu na świat jest kontakt z naturą i mówienie o wszelkich problemach językiem rzeźby. – Wynika to z mojej wrażliwości, potrzeby przekazania czegoś innych za pomocą swojej twórczości. Absorbowały mnie tematy związane z człowiekiem, zwierzętami, istnieniem na ziemi, zmianami, których nieraz nie możemy dostrzec, ale mimo to one zachodzą – wyjaśnia K. Fober. Nie kryje, że czerpie inspiracje z własnych doświadczeń. – Dla mnie liczy się przede wszystkim szczerość, bo w sztuce widać każde zakłamanie. Uważam, że jeśli ktoś porozumiewa się z otoczeniem za pomocą sztuki, opowiada w ten sposób o swoich rozterkach, robiąc to oczywiście w sposób mądry, to jest to zawsze bardzo mocne i powodujące u odbiorcy jakąś refleksję.
Fober rozumie, jak ważne jest kultywowanie pewnych stałych zasad, które niejako określają nasze działanie. – Poprzez swoje prace chciałabym przekazać trzy podstawowe wartości, których brakuje w sztuce współczesnej: dobro, piękno i prawdę. Dawniej były fundamentem, dziś są podważane lub nawet uważane za śmieszne. Moim zdaniem zawsze będą ważne, przetrwają próbę czasu.
Daleka jest od eksperymentowania. – Oczywiście nie zamykam się w jednym nurcie, ale ponad wszystko uwielbiam rzeźbić w kamieniu. Niesie mocny przekaz, a przy tym nawiązuje do tradycji rzeźby klasycznej . Najczęściej rzeźbię ciało, bo ono ma niesamowitą siłę ekspresji. Zresztą poznanie anatomii, nabranie szacunku do ciała i wreszcie praca nad jego idealnym odwzorowaniem w materiale to kluczowe elementy edukacji w ASP – zaznacza pani Kasia, która chce tę wiedzę przekazać dalej. Po obronie dyplomu (jej pracą dyplomową była rzeźba chrześniaka w marmurze), stanęła przed dylematem. – W Polsce życie artysty nie jest łatwe – mówi szczerze. – Właściwie są dwie drogi. Albo tworzenie komercyjne, które wiąże się z wieloma ograniczeniami, a w pewnym momencie nawet zanikiem potrzeby tworzenia dla samego siebie. Drugą możliwością jest przesunięcie sztuki do kategorii: pasja i zajmowanie się nią „po godzinach”.
Rzeźbiarka z Cieszyna wybrała… trzecią ścieżkę – połączenie sztuki z pracą zawodową. Jeszcze w Warszawie ukończyła studium pedagogiczne. Praca z młodzieżą, dzielenie się nabytą wiedzą, a przy tym ciągły kontakt z rzeźbieniem stały się dla niej sposobem na życie. Jak przyznaje, ASP ukształtowała jej gust, teraz ona chce choć w minimalnym stopniu wyrobić poczucie smaku i estetyki u uczniów i studentów. – Chodzi o to, aby nie zamykać się w sobie, lecz dyskutować, mówić o swoich spostrzeżeniach, czasami się z kimś nie zgadzać, ale szanować jego zdanie. Rzeźba jest wymagającą dyscypliną. Jej trudność polega na tym, że my nie tworzymy iluzji przestrzeni tak jak np. malarze czy graficy, ale musimy okiełznać tę przestrzeń w trzech, a zdaniem niektórych nawet w czterech (w grę wchodzi także czas) wymiarach. Nie bez powodu mówi się, że rzeźba ma nieskończoną liczbę profili. Możemy ją obrócić o milimetr i ona będzie inna. Idealne dzieło jest perfekcyjne z każdej strony, ale taki efekt osiągają tylko najlepsi – twierdzi nauczycielka raciborskiego liceum plastycznego oraz wykładowca Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Jej zdaniem w sztuce nie ma ograniczeń: – Proces tworzenia zachodzi tak naprawdę w głowie, późniejsze działanie jest wypadkową talentu i poświęcenia.
MAD
You must be logged in to post a comment.