O Żołnierzach Wyklętych, patriotycznym „przebudzeniu”, sztuce, walce dobra ze złem i szatanie, który dzieli ludzi rozmawialiśmy z muzykami grupy Luxtorpeda przed ich koncertem w Raciborskim Centrum Kultury.
Jakie to uczucie, wiedzieć, że za trzy godziny zagracie koncert z okazji „nacjonalistycznego święta” ustanowionego ku czci „bandytów”?
Robert Drężek (Drężmak): Ja Cię proszę… Żyjmy prawdziwie i szczerze. Nie dawajmy się manipulować głupiej propagandzie. Wiadomo, że to towarzystwo [Żołnierze Wyklęci – red.] nie było w stu procentach białe, ale tak jest wszędzie… Zdarzają się czarne owce. Generalnie uważam, że to byli patrioci, którym na sercu leżało dobro Ojczyzny i dzięki Bogu, że Polska ma takich synów.
Które wartości wyznawane przez Żołnierzy Wyklętych są najbliższe Waszym sercom?
Krzysztof Kmiecik (Kmieta): Jeżeli mam się poruszać w temacie Żołnierzy Wyklętych, to wiąże się to z poczuciem wartości swojej tożsamości. Warto mówić, że nie jesteśmy byle kim – że nie jesteśmy nijaką społecznością, która idzie znikąd donikąd, bo to nie jest prawda. Staram się na tyle, ile mogę, nie być obojętnym na historię naszego kraju, narodu, tego skąd wyrastają korzenie mojej rodziny, kim byli moi przodkowie. Warto dbać o swój język, swój kraj, swoją Ojczyznę, żebyśmy nie stracili jako Polacy swojego smaku. Ma go każdy naród i ta różnorodność jest piękna. Ważne, że żeby nikt nie sprzedawał swojej kultury i swojej tożsamości dla korzyści wynikających z tak zwanego wolnego rynku, handlu, czy uzyskiwania korzyści materialnej, a dzisiaj tak często niestety jest – ludzie uczą się języków, podejmują pracę w zagranicznych firmach i zapominają kim są tak naprawdę. Potrafią sprzedać swoją tożsamość.
Drężmak: To jest trochę tak jak z miłością do mamy. Kocham ją, bo zawdzięczam jej wszystko to, czym jestem dzisiaj – dała mi życie i wychowanie. Tak samo jest z tą ziemią. Urodziłem się w Polsce, to jest moje miejsce, to jest mój dom, cała moja rodzina, znajomi i przyjaciele to Polacy. I to jest bliskie mojemu serce. Po prostu kocham moje gniazdo. Myślę, że to jest ten wspólny mianownik z Żołnierzami Wyklętymi. Ja na szczęście nie muszę oddawać za to życia. Czterdzieści siedem lat przeżyłem i nikt mi z tego powodu, że jestem Polakiem, życia nie próbował odebrać. Tu przyszedłem na świat, czuję się w pełni Polakiem i kocham Polskę od Bałtyku po Tatry, od mojej Odry szczecińskiej aż po…
… Odrę raciborską.
Drężmak: No tak.
To o czym mówisz, wartości i ideały, pobrzmiewa w tekstach Waszych piosenek. Z drugiej strony postmoderniści mówią, że sztuka nie służy do tego, że sztuka jest wartością samą w sobie. Co o tym sądzicie? Czy w takim razie uważacie siebie za artystów?
Kmieta: Sztuka sama dla siebie jest abstrakcją, która do niczego nie prowadzi. Jeżeli w jakikolwiek sposób mam „robić” sztukę, występować publicznie jako artysta, to nie chciałbym uprawiać sztuki, która prowadzi donikąd. Jestem człowiekiem, który zastanawia się nad swoim życiem. Staram się odpowiadać na pytania „po co żyję?” i „dokąd zmierzam?”, dlatego jako artysta nie chcę lawirować pomiędzy „może” a „może”. Chcę wiedzieć jaki jest cel tego, co mnie spotyka i tego co robię. Nie chciałbym, żeby to było bez sensu, nie wyrażało „tak, tak” i „nie, nie”, a było takim wielkim „może”. Wszystko „może” być dobre, wszystko „może być złe”. Taki relatywizm mnie przeraża. Nie potrafię rozmawiać z ludźmi, dla których wszystko jest dobre i wszystko jest złe.
W jednej ze swoich piosenek śpiewacie, że „nie biegniecie za tłumem, bo macie ideały niechciane przez świat”. Słysząc to zastanawiam się, czy rzeczywiście nadal tak jest, że te ideały, o których dzisiaj już wspominaliście, są „niechciane przez świat”. Panuje dziś coś w rodzaju mody na patriotyzm: jest odzież patriotyczna, są murale, wlepki, zespoły, które grają muzykę patriotyczną…
Drężmak: … Są browary, które podtrzymują lokalny patriotyzm naszego dobrego piwa (spojrzenie w kierunku Browaru Zamkowego).
Właśnie. Stąd pytanie. Czy ten „tłum” nie jest już przesiąknięty tymi wartościami, których bronicie, które wy postulujecie…
Drężmak: Jest pewne przebudzenie – rozmawialiśmy o tym w zespole. Widzimy, że w ostatnich latach część społeczeństwa wyszła z kompleksów – jest dumna z bycia Polakami. Bo w pewnym momencie było takie zachłyśnięcie, że jesteśmy Europejczykami, weszliśmy do Unii i tak dalej. Był taki kompleks, chyba po komunie to zostało, że „tam” jest świat, a my to jesteśmy taka zaściankowa, „bidna” Polska. Teraz troszkę w ludziach obudziła się ta świadomość tożsamości. To widać ewidentnie i to jest dobre.
Moda na patriotyzm sięga nawet dalej – aż do gospodarki. Promowana jest koncepcja „patriotyzmu konsumenckiego”…
Drężmak: Pamiętam, że gdy pojechałem jako małolat do Francji zarobić przy winobraniu, to byłem w szoku, że wszędzie widziałem renault, citroeny i peugeoty. Mieszkałem u gospodarzy, oni w ogólnie nie znali tych niemieckich kaw, które ja znałem. Mieli wszystko francuskie. Potem miałem refleksję: jaki mądry naród, że dbają o siebie, o swoją gospodarkę.
Kmieta: Tak, ale znowu pojawia się pewien problem. Dbałość o to, żebyśmy korzystali z produktów wyprodukowanych w Polsce to jest dobry kierunek, tylko że jednocześnie to jest położenie nacisku na zbytki. A prawda jest taka, że aby naród był silny, trzeba go odbudowywać od podstaw, to znaczy od rodziny. Ważniejsze od tego, czy będziemy jeździć polonezem czy volkswagenem, jest zachowanie własnej kultury. Podałeś przykład Francji, która dba o gospodarkę w sensie rodzimych produktów…
Drężmak: Tak, dbają o materialną część Francji, ale nie duchową…
Kmieta: Właśnie. Oglądałem niedawno taki film nakręcony we francuskiej szkole. Nauczyciel pyta, kto ma obywatelstwo francuskie. Większość, 80-90% dzieci podnosi ręce. Potem pada pytanie: kto z was czuje się Francuzem? I nikt nie podnosi ręki. To jest problem. Ta młodzież, oni są z różnych kultur, korzystają z tych „renówek”, ale Francuzami się nie czują. Francja zadbała o gospodarkę, o siłę roboczą, ale zaniedbała to co najważniejsze – rodzinę i naród.
Polska zmierza w dobrym kierunku?
Kmieta: To jest bardzo trudne pytanie. Jeżeli zapomnimy o najważniejszym, czyli rodzinie, to będziemy budować na piasku, a nie na skale. Nawet jeśli będzie nam się wydawać, że zmierzamy w dobrym kierunku, to w rzeczywistości tak nie będzie.
Swoją działalnością dołożyliście cegiełkę do tego „patriotycznego przebudzenia”, o którym wspomnieliście. Te ideały zaczynają dominować. Czy nie obawiacie się sytuacji, że młodzi ludzie, chcąc być w kontrze do głównego nurtu, będą się przeciw temu buntować?
Kmieta: Zawsze tak będzie. To jest najtrudniejsze zadanie człowieka, który ma wolną wolę i wolność – korzystać z tej wolności. Moim obowiązkiem jest dbałość o to, żeby nie stracić tożsamości, ale nie kosztem drugiego człowieka. Gdy mówimy o wartościach, o patriotyzmie, dbałości o naród, musimy uważać, żeby nie przerodziło się to w skrajność. Jeżeli w swoim „ja” – w odniesieniu do mnie jako Polaka – nie będę widział nic poza tym, będę zamknięty sam na siebie, to stracę szerszy ogląd spraw. Każda skrajność, fanatyzm, opiera się na tym, że człowiek nie widzi niczego poza końcówką swojego nosa. W takiej sytuacji będą powstawać ruchy stanowiące przeciwwagę…
Drężmak: Teraz też to widzimy – są dwa fronty… „Za” i „przeciw”.
Jesteście zaangażowani muzycznie w propagowanie Waszej wizji świata. Czy nie kusiło Was, aby przejść na inny stopień oddziaływania na rzeczywistość? Żeby zaangażować się w politykę?
Drężmak: Polityka kompletnie nie jest naszym powołaniem i to wszyscy w piątkę czujemy. Śpiewając dzielimy się refleksjami na temat naszego życia, sukcesów, upadków, doświadczeń rodzinnych, trochę też patriotycznych. Tak czujemy. Scena to jest nasze miejsce. Tak jest dobrze i nic więcej. Mieliśmy propozycje koncertów, gdzie były zabarwienia polityczne i stwierdziliśmy, że nie warto tego robić. Chcemy uczciwie dzielić się swoim życiem i swoimi przemyśleniami, żeby każdy miał do nas dostęp. Jest pułapka naklejki politycznej, która sprawia, że pewne osoby, które mogłyby skorzystać z Twojego doświadczenia, od razu zamykają uszy. Mówią: jesteś prawicowiec i w ogóle nie będę Cię słuchał. To samo działa w drugą stronę. Po jednej i drugiej stronie jest w ludziach dużo dobrego. I tak samo po jednej i po drugiej stronie jest też w ludziach zło. Chodzi o to, żeby nie dzielić. Lepiej mnożyć niż dzielić.
Podczas tej rozmowy przewija się temat podziału naszego społeczeństwa na dwa obozy, również światopoglądowe. Mówi się, że Polacy są podzieleni jak nigdy wcześniej… Z drugiej strony to samo słychać na Zachodzie, w Wielkiej Brytanii czy USA. Co o tym myślicie?
Kmieta: Możemy na ten temat dyskutować bardzo długo, ale ja na końcu i tak powiem Ci, że za to wszystko jest odpowiedzialna jedna konkretna osoba. To szatan dzieli. Walka człowieka z człowiekiem to tak naprawdę jest walka dobra ze złem. Walka między lewicą a prawicą, jednym i drugim człowiekiem, wynika z tego, że ludzie dają się zwodzić i oszukiwać. Chrystus nie przyszedł nam powiedzieć, że mamy walczyć z ludźmi, tylko z tym, który potrafi oddziaływać na nasze emocje. Dzisiaj się o tym nie mówi, bo w tym momencie dyskusja się kończy. Jak ludzie mają dyskutować, gdy ktoś w to nie wierzy? Mówiąc to, zamykam dyskusję.
Dobrze. W takim razie powiedz mi, czy tę walkę wygrywa dobro czy zło?
Kmieta: Oczywiście, że dobro wygrywa.
Trudno się z tym zgodzić, patrząc ile na świecie jest zła, wojen i przemocy…
Kmieta: Pozornie zawsze będziesz widział, że to zło odnosi tryumf, ale tylko pozornie.
Czy mógłbyś to rozwinąć? Bo codziennie przez ekrany telewizorów, komputerów i telefonów przelewa się morze okropieństw…
Kmieta: Robi się to po to, żeby ludzie byli przestraszeni, żeby zwątpili, że jest jakiekolwiek dobro.
Drężmak: Szatan kłamie i dzieli człowieka, żeby rozwalić jedność. Niestety ludzie to łykają i dają się manipulować…
Kmieta: Mnóstwo cierpienia jest i tego nie da się ukryć. Od najniższego szczebla po narody. Mamy przykład Aleppo i wojny w Syrii. Człowiek patrzy na obrazki tego zniszczonego miasta i nie mieści mu się w głowie, że takie coś dzieje się w XXI wieku. To jest coś niepojętego. Można sobie zadać pytanie: Boże, gdzie jesteś? Czemu nie reagujesz? Tryumf złego. Ale to nie jest tak. Ja w to nie wierzę. Gdy Chrystus umierał na krzyżu, to też wszyscy mówili, że to jest już koniec. Tyle nagadał, a teraz go przybili i „ciach”. Mówił, że może wszystko, a nie może nic tak naprawdę, bo wisi i umiera. Ale Chrystus zwyciężył. Walka dobra ze złem rozstrzygnęła się dwa tysiące lat temu i dobro zwyciężyło.
Luxtorpeda. Zespół założony w 2010 roku przez Roberta Friedricha, znanego z gry w takich zespołach jak Acid Drinkers oraz Kazik Na Żywo. Friedrich dał się poznać szerokiej publiczności jako lider grupy Arka Noego. Do gry w Luxtorpedzie zaprosił gitarzystę Roberta Drężka, basistę Krzysztofa Kmiecika oraz perkusistę Krzysztofa Krzyżaniaka. W przeszłości muzycy grali razem w zespole 2Tm2,3. Skład Luxtorpedy w 2011 roku uzupełnił raper Przemysław „Hans” Frencel, który ma związki z Raciborzem. Luxtorpeda to mocne rockowe brzmienie połączone z niebanalnymi tekstami piosenek, w których artyści poruszają wątki egzystencjalne, moralne, religijne i patriotyczne.
Rozmawiał Wojtek Żołneczko | zdjęcia Wojtek Żołneczko, Paweł Okulowski
You must be logged in to post a comment.