Śląsk – najmroczniejsze miejsce świata, czyli „Silesia Noir” Marcina Szewczyka

Przemoczony siarczyście opadającym deszczem, przykryty sadzą i otulony mgłą oraz tytoniowym dymem Rybnik za nic nie przypomina miasta, które znamy dziś. Jeśli w tym klimacie pojawiają się morderca i prywatni detektywi, powstaje pełnokrwisty kryminał, który od pierwszej do ostatniej litery sprawia, że czytelnik zapomina o teraźniejszości. Taka jest „Silesia Noir” – debiutancka powieść Marcina Szewczyka. W całości napisana po śląsku.


Marcin Szewczyk pochodzi z Pszowa, urodził się w roku 1986. Studiował historię w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Raciborzu i na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Pasjonuje się rekonstrukcją historyczną, od wielu lat angażuje się w działalność bractwa rycerskiego. Jest prezesem Stowarzyszenia „Baszta” w Wodzisławiu Śląskim. Prowadzi również grupę teatralną, realizującą spektakle po śląsku. Jest laureatem konkursu „Jednoaktówki po śląsku”.

 

W listopadzie 2015 roku ukazała się jego pierwsza książka – „Silesia Noir”, której akcja rozgrywa się w 1927 roku między Rybnikiem a Raciborzem. Na okładce widnieje napis: Czorny kryminał ô czornym Ślōnsku we ślōnskij godce. Bo jak podkreśla sam autor, Godom po naszymu i przede wszystkim czuja się Ślonzokiym.

Szewczyk proponuje czytelnikom podróż w czasie, na Śląsk w okresie międzywojennym. – Główni bohaterowie tej opowieści to ludzie, którzy przegrali swoje życie. Są alkoholikami, których goni przeszłość, mają wyrzuty sumienia. Oni tak naprawdę nie żyją, lecz egzystują – ocenia Szewczyk, dodając, że wymyślając tytuł kryminału zrozumiał, że wyłącznie język francuski odzwierciedli specyfikę powieści.

Rybnik i Racibórz spowija ćmawy i brudny klimat, który jest charakterystyczny właśnie dla gatunku „noir”, według kanonów którego napisał książkę. – W pewnym sensie nie ma chyba mroczniejszego miejsca na ziemi niż Śląsk w latach dwudziestych ubiegłego wieku, czyli czasach dynamicznej industrializacji, gdy kopalń było o wiele więcej niż teraz, a na Paruszowcu dymiła huta – opowiada autor i kontynuuje: – Dużą rolę odgrywa tło historyczne. W powieści uwidoczniłem np. specyfikę terenów granicznych. W fabułę wplotłem różnorodne wątki przemytnicze, gęstą atmosferę mającą miejsce po powstaniach. Pojawia się szereg ideologii – w tych latach wyrasta nacjonalizm czy antysemityzm, to okres, gdy w np. w Raciborzu prowadzono zakrojoną na dość szeroką skalę akcję antyżydowską – informuje i dorzuca: Trzeba również pamiętać, że to czas pierwszych migracji na Śląsk, głównie z terenów Małopolski i Sosnowca. Z tego powodu dochodziło do wielu starć kulturowych, odrzucenia przybyszy przez miejscową ludność, wręcz ich tłamszenia.

W „Silesii Noir” poznajemy nie tylko wyimaginowanych bohaterów. – Pojawiają się postacie autentyczne, jak choćby redaktor naczelny „Nowin Raciborskich” Jan Eckert. To samo z faktami historycznymi, jak np. wątek pewnego średniowiecznego inkwizytora. One jednak tylko wzbogacają fabułę, większość powieści to fikcja literacka – zdradza Szewczyk. Przy pisaniu pomogła mu nie tylko bogata wyobraźnia i szczegółowa wiedza historyczna, której zaczerpnął na studiach, ale także rozmowy z zaprzyjaźnionymi historykami z terenów powiatów: rybnickiego i raciborskiego.

– Spotykam się z pozytywnym odbiorem książki. Niektórzy czytelnicy nie kryją jednak, że spodziewali się lżejszego klimatu. W planach mam kolejną pozycję. Nie wiem czy będzie to znów proza czy może dramat. W mojej głowie miesza się tak wiele pomysłów, że sam nie wiem, w którym kierunku zaprowadzi mnie wyobraźnia – zapowiada z uśmiechem Marcin Szewczyk.

Wojciech Kowalczyk

szewczyk