Tragiczny rok 1945 w Krzyżanowicach: Jak mamy zginąć, to u siebie w domu

Obchodzona w tym roku w całej Europie 70. rocznica zakończenia II wojny światowej to dla ziemi raciborskiej także rocznica znaczących i wielkich zmian. Rok 1945 był bowiem dla tutejszej ludności rokiem przełomowym. Przestawia Leonard Fulneczek.


Był czasem bezpośredniego zagrożenia życia, często utraty najbliższych i całego życiowego dorobku połączonego z ucieczką lub wypędzeniem, był jednocześnie czasem wielkiej niepewności i strachu, co przyniesie zmieniająca się gwałtownie przyszłość. Trzeba sobie uświadomić, że dla żyjących tu od wielu pokoleń koniec wojny to także upadek państwa, w którym żyli. Oczywiście, to państwo, czyli III Rzesza Niemiecka, samo doprowadziło swoją polityką do tego upadku, ale dla zwykłych ludzi nie miało to większego znaczenia.

W tym opracowaniu chcemy pokazać, jak te tragiczne miesiące 1945 r. przedstawiały się w wybranych miejscowościach obecnej gminy Krzyżanowice.

Rozpoczęta znad Wisły, na początku stycznia 1945 r., ofensywa Armii Czerwonej stosunkowo szybko posuwała się w kierunku zachodnim. Jeszcze w styczniu czerwonoarmiści przekroczyli polsko-niemiecką granicę z 1939 r. 20 stycznia rozpoczęła się ewakuacja Raciborza i okolic. Na terenach wiejskich powiatu raciborskiego z skorzystali z niej właściwie tylko nieliczni, przede wszystkim urzędnicy, nauczyciele, celnicy, łącznie oczywiście ze swoimi rodzinami. Ludność autochtoniczna w większości pozostała w swoich domach i gospodarstwach. Ludzie nie chcieli pozostawiać swego dobytku na pastwie losu. Nie do końca także wierzono w oficjalną propagandę ostrzegającą przed gwałtami i grabieżami, jakich mieli się dopuszczać nadciągający Rosjanie. Ponadto wielu mieszkańców podraciborskich wsi nie odczuwało zagrożenia, gdyż nie byli nazistami, a często też w ogóle nie czuli się Niemcami. Niektórzy zdecydowali się na ucieczkę dopiero w marcu, przed samymi działaniami frontowymi. Uciekając pieszo, na wozach i z najpotrzebniejszym dobytkiem, udawali się do krewnych i znajomych w pobliskich czeskich miejscowościach – Haci, Hulczynie, Darkowicach. Po paru dniach większość wracała – „jak mamy zginąć, to u siebie w domu”.

Dziś z Raciborza do Chałupek dojedziemy w 30 minut. W 1945 r. Armia Czerwona potrzebowała na pokonanie tej odległości ponad 30 dni. 10 marca 1945 r. rozpoczęła się wojskowa Operacja Morawsko-Ostrawska, której celem było zajęcie zagłębia przemysłowego w Ostrawie, Karwinie i okolicach oraz dalsze uderzenie w kierunku czeskiej Pragi. Zintensyfikowane naloty bombowe na Racibórz i leżące na południu od miasta wsie powodowały znaczne straty materialne, zginęli także pierwsi mieszkańcy. 29 marca, o godz. 11.00 rozpoczęło się intensywne bombardowanie Bieńkowic. Już po pierwszym ataku były ofiary wśród mieszkańców. Naloty powtarzały się co kilka godzin, także cały następny dzień. Do tego doszedł ostrzał artyleryjski. Oczywiście, zbombardowane domy, stodoły i zabudowania spłonęły, bo nie było ani jak ani czym ich gasić. Utrudniał to także ciągły ostrzał. Mieszkańcy ukrywali się większych grupach, po kilka rodzin, w piwnicach. W Bieńkowicach tylko w tych dwóch dniach zginęło od bomb ponad 20 mieszkańców.

31 marca 1945 roku wojska sowieckie zajęły Racibórz, przynajmniej jego centrum. Do miasta weszły od strony Proszowca i Starej Wsi. Mimo, iż wcześniej miasto zostało ogłoszone twierdzą, samo zdobycie go obyło się bez poważniejszych walk. Idąc za ciosem czerwonoarmiści zaatakowali Bieńkowice. Po nieudanym ataku od północy, szturm na wieś rozpoczął się od strony zachodniej. Pierwsza próba zdobycia miejscowości, 1 kwietnia rano (w Niedzielę Wielkanocną), nie powiodła się, Kolejne natarcia powodowały duże straty po obu stronach, a przerażeni mieszkańcy ukryci w piwnicach mogli obserwować, jak podwórka przechodziły kilkakrotnie z rąk do rąk. Walki te także spowodowały śmierć kilkunastu mieszkańców oraz duże straty materialne. Jednym z tragicznych wydarzeń tego dnia było rozstrzelanie, po zajęciu wsi przez żołnierzy sowieckich, 10 mieszkańców w odwecie za śmierć rosyjskiego oficera, którą to przypisano cywilom. Po ostatecznym zdobyciu całych Bieńkowic, wszystkim mieszkańcom nakazano ewakuację. Najpierw do Studziennej, do Raciborza-Starej Wsi, a potem na północ od miasta, w rejon Brzeźnicy i Grzegorzowic.

Linia frontu na kilkanaście dni ustabilizowała się na rzece Cynie (Psinie), na której już w nocy 1 kwietnia wysadzono wszystkie mosty, oraz na Odrze. Sudół, Bieńkowice, Wojnowice, Bojanów były już opanowane przez wojska sowieckie, pozostała, południowa część lewobrzeżnej ziemi raciborskiej „czekała” w strachu i niepewności na dalszy rozwój wydarzeń. Wojskom sowieckim udało się ponadto uchwycić przyczółki na lewym brzegu Odry, w rejonie Ligoty Tworkowskiej, Krzyżanowic-Łapacza i przysiółka Kympki między Krzyżanowicami a Roszkowem. Pozostałą, niezajętą przez Armię Czerwoną część obecnej gminy Krzyżanowice, niemieckie dowództwo planowało dalej mocno bronić, bowiem teren ten chronił od północy obszar Zagłębia Morawsko-Ostrawskiego, które w tym czasie miało duże znaczenie dla niemieckiego przemysłu obronnego.

Przełom marca i kwietnia w pozostałych miejscowościach (przede wszystkim w Krzyżanowicach i Tworkowie) przebiegał pod znakiem intensywnych bombardowań. Najbardziej tragicznym dniem dla samych Krzyżanowic był 1 kwietnia 1945 r., przypadała akurat Niedziela Wielkanocna. Po całodziennych bombardowań wieś praktycznie przestała istnieć. Bombardowania trwały także w następne dni, w ich wyniku w miejscowości zginęło 26 cywilnych mieszkańców.

Po kilku dniach oddziały Armii Czerwonej ponowiły natarcie, chcąc przełamać linię rzeki Cyny i dotrzeć do Ostrawy i Opawy. Pierwszy szturm na Tworków miał miejsce już 5 kwietnia 1945 r., brała w nim udział także 1 Czechosłowacka Samodzielna Brygada Pancerna. W trakcie natarcia zginął jeden z jej oficerów – kapitan Štěpán (Szczepan) Vajda – odznaczony później przez radzieckie dowództwo Medalem „Złotej Gwiazdy” wraz z tytułem Bohatera Związku Radzieckiego oraz Orderem Lenina. Przez kilka następnych dni walki odbywały się w samej miejscowości. Dom za domem przechodził z rąk do rąk. Dochodziło nawet do walk wręcz. W tym samym czasie Rosjanie atakowali również ze wschodu wykorzystując zdobyty przyczółki na Odrze. Ostatecznie natarcie nastąpiło 15 kwietnia 1945 r., w tym dniu Tworków został zdobyty.

Przekroczenie Cyny i Odry w tym rejonie znacznie utrudniło obronę pozostałych miejscowości. 18 kwietnia, bez żadnych starć, zajęty został Bolesław. Tego samego i następnego dnia wojska niemieckie stawiały jeszcze opór na przedpolach Krzyżanowic, po czym wycofały się w kierunku czeskiej Haci. 20 kwietnia, w godzinach rannych, żołnierze sowieccy wkroczyli już bez walki do Krzyżanowic (od strony zachodniej), a także do Nowej Wioski i Owsiszcz. Kolejnego dnia, po krótkiej, ale dość zażartej obronie, zdobyty został Roszków. Szczególnie zacięte walki toczyły się w rejonie tzw. Kympek, przysiółka złożonego z kilku domów, położonego blisko Odry miedzy Krzyżanowicami a Roszkowem. Tragicznym śladem tych walk jest masowy grób na cmentarzu w Roszkowie, pochowanych jest tam ok. 120 żołnierzy niemieckich. Dopiero 1 maja, po kilku dniach zaciekłych walk w rejonie Nowego Dworu (przysiółka Zabełkowa) i Olzy, opanowane zostały Zabełków i Chałupki. Do Rudyszwałdu sowieci weszli od strony Haci prawdopodobnie 28 kwietnia. Jako ciekawostkę można wspomnieć fakt, że już 1 maja, w obchodzone przez Rosjan święto, przez Zabełków przemaszerowała wojskowa orkiestra dęta.

W zgodnej opinii pozostałych w swoich domach mieszkańców pierwsi wkraczający żołnierze sowieccy nie zachowywali się najgorzej. Szukali niemieckich żołnierzy i szli dalej. Mieszkańcy z obawy o życie witali ich słowami: „My cywile, my Polaki, nie strzelajcie…”. Za to, ci, którzy przyszli potem, „okazali się prawdziwymi bandytami”. Tych interesowały tylko rabunki i gwałty. Po „wyzwoleniu” prawie w każdej miejscowości zostały ustanowione wojenne komendantury. Komendanci, sowieccy oficerowie, powołali spośród mieszkańców przedstawicieli, którzy mieli pełnić swego rodzaju rolę sołtysów. Dla przykładu, w Krzyżanowicach takim sołtysem miał być Targacz, a w Bieńkowicach Franciszek Stefan. Istnienie komendantur nie uchroniło jednak mieszkańców przed ekscesami sołdatów. Sowieckie komendantury przebywały w poszczególnych wsiach do lipca 1945 r., będąc do połowy czerwca, do momentu objęcia tego terenu przez polską administrację, jedynym „organem władzy”.

Po ustaniu działań wojennych dramatyczna sytuacja mieszkańców nie uległa poprawie. Co nie zostało zniszczone lub spalone podczas bombardowań lub walk, zostało zagrabione lub skradzione. Wojsko w sposób zorganizowany zarekwirowało pozostałe jeszcze przez życiu konie, bydło, a także wszystkie maszyny, narzędzia i inne ruchomości. Poszczególni zaś żołnierze nie pogardzali niczym mającym jakąkolwiek wartość. Szczególnie upodobano sobie buty i zegarki. Pofrontowy czas był szczególnie niebezpieczny dla kobiet, przede wszystkim młodych. Kobiety i dziewczęta nie mogły się pokazywać publicznie, gdyż natychmiast stawały się ofiarami napastowań i brutalnych gwałtów ze strony rozpasanej soldateski. Zdarzały się także zabójstwa. Aby temu zapobiec, przebierały się za staruszki albo smarowały twarz popiołem, by się maksymalnie oszpecić, co też, niestety, nie pomagało. Kilka miesięcy po zakończeniu działań wojennych zorganizowano w powiecie akcję mającą na celu umożliwienie dokonania aborcji ciąż będących następstwem gwałtów. Sporo kobiet z tej możliwości skorzystało.

wojna

Koniec wojny i co dalej…

18 maja 1945 r., a więc po siedmiu tygodniach od „oswobodzenia” Raciborza, przysłany z Katowic starosta Ludwik Koperczak przejął formalnie władzę w mieście i leżącej na prawym brzegu Odry części powiatu raciborskiego. Z przejętych 14 wiosek zorganizowano trzy gminy zbiorowe – Kuźnię Raciborską, Rudy i Markowice, powołując w nich tymczasowe zarządy gminne na czele z wójtami.

Lewobrzeżna część powiatu raciborskiego, a więc także obszar dzisiejszej gminy Krzyżanowice, została formalnie objęta administracją polską dopiero 8 czerwca 1945 r., a więc po prawie dwóch miesiącach od opuszczenia ich przez wojsko niemieckie. Jak podaje w swoim sprawozdaniu starosta Koperczak: „W obecnej chwili jesteśmy w toku przy sprawach przygotowawczych i organizacyjnych na terenach lewobrzeżnych rzeki Odry. (…) W dniu dzisiejszym [8 czerwca] tereny te zostały nam przekazane przez Władze Wojenne Wojsk Radzieckich”.

15 czerwca utworzono gminy zbiorowe w Krzyżanowicach, Krzanowicach, Krowiarkach (wtedy Krawarz Polski), Pietrowicach Wielkich (wtedy Piotrowice), Rudniku i Łubowicach. 21 czerwca powołano do istnienia gminę Chałupki.

Góra w Chałupkach

Zastanawiać się może ten późniejszy termin powołania gminy zbiorowej Chałupki. W protokole organizacyjnym spisanym 15 czerwca 1945 r. „w sprawie utworzenia gmin wiejskich na terenie pow. Racibórz po lewym brzegu rzeki Odry”, po udaniu się w teren powiatu m.in. starosty Koperczaka, wicestarosty Marchewki i inspektora samorządu gminnego Ruszkowskiego stwierdzono m.in.: „W powiecie utworzono następujące gminy: Gmina Krzyżanowice z siedzibą w Krzyżanowicach. Gromady: Krzyżanowice, Bolesław, Tworków, Owszyce, Chałupki, Roszków, Rudeszwałd, Zabełków, Góra Anny”. Dokument mówi o utworzeniu gminy Krzyżanowice obejmującej wsie późniejszej gminy Chałupki. Nie wiadomo, co było przyczyną zmiany decyzji, że ostatecznie powstały dwie gminy – gmina Krzyżanowice i gmina Chałupki. Zwrócić tu też należy uwagę na problemy ze znajomością nazw poszczególnych miejscowości. Mimo będącego w posiadaniu Starostwa Powiatowego oficjalnego wykazu nazw miejscowości, w tym protokole aż trzy wsie są błędnie zapisane: Owszyce zamiast Owsiszcze (ten błąd będzie jeszcze bardzo często się powtarzał), Rudeszwałd zamiast Rudyszwałd i swoiste curiosum – Góra Anny zamiast Chałupki (nazwę wymyślono prawdopodobnie na poczekaniu – przedwojenna nazwa Chałupek to Annaberg). Ostatecznie do gminy Chałupki włączono trzy wsie gromady: Chałupki, Zabełków i Rudyszwałd. Gminę Krzyżanowice stanowiły: Roszków, Krzyżanowice, Owsiszcze, Nowa Wioska, Tworków i Bolesław. Bieńkowice przydzielono do gminy Krzanowice.

Śląski wójt

Pierwszym powojennym wójtem gminy Krzyżanowice został Cyprian Drobny. Pochodził z Ligoty Tworkowskiej, pobliskiej, ale leżącej już po „polskiej” stronie Odry wioski. Mianowany został 18 czerwca 1945 r., a więc trzy dni po powołaniu gminy. Jego zastępcą został, pochodzący z powiatu będzińskiego, Tadeusz Dyląg. Skompletowano również skład urzędu gminy, sekretarzem gminy został Franciszek Kolonko, przed wojną sprawujący tę funkcję w Ligocie Tworkowskiej. Cyprian Drobny urodził się w 1884 r. Podczas I wojny światowej, jako żołnierz Armii Kajzera walczył we Francji. Brał aktywny udział w powstaniach śląskich. W swoim życiorysie podał, że w pierwszym dniu powstania brał udział w wysadzeniu mostu drogowego na Odrze w Krzyżanowicach. Dokonania powstańcze i późniejsza kariera urzędnicza sprawiły, iż miał stosunkowo wysoką pozycję społeczną w przedwojennej Polsce. Czas wojny przeżył w Ligocie Tworkowskiej.

Urząd w klasztorze

Powołanie na wójta gminy osoby będącej Ślązakiem było wyjątkowe. Już nominacja jego 37-letniego zastępcy z Zagłębia wpisuje się w tendencję prezydenckich i wójtowskich nominacji na Śląsku Opolskim. Wyjątkowe było również to, że cały personel powstającego urzędu gminy pochodził z Górnego Śląska. Wójt Drobny pełnił swoją funkcję do września 1946 roku, kiedy to przeszedł na emeryturę. Po przybyciu do Krzyżanowic urząd gminny ulokował się w klasztorze, natomiast już w sierpniu 1945 r. miał swą siedzibę „na krańcu wsi”, w byłych mieszkaniach urzędników celnych (dziś ul. Tworkowska). Urzędnicy dysponowali jedną sprawną maszyną do pisania (bez polskich czcionek), a jako materiał biurowy często używali niemieckojęzycznych dokumentów, używając drugiej, niezapisanej strony.

Szczotka dla czerwonych

W ocenie „komisji będzińskiej”, dokonującej w sierpniu 1945 r. inspekcji wszystkich gmin w powiecie raciborskim czytamy, że „(…) tak wójt jak i zastępca stoją na wysokości zadania (…) i kierują się wyłącznie interesem Państwa i Gminy, a taktyka postępowania z ludźmi zjednała im dużo szacunku i poważania”. Jeśli zaś chodzi o opinię na temat samego wójta Drobnego, to w późniejszym doniesieniu instruktora propagandy PPR czytamy, że należący do PPS wójt gminy Krzyżanowice powiedział, że „wszystkich czerwonych wymiecie żelazną szczotką i powywozi do Moskwy”.

W gminie Krzanowice pierwszym powojennym wójtem został Piotr Grabis (ur. 1903), a jego zastępcą Kazimierz Kuk (ur. 1908). Obydwaj pochodzili z Grodźca (dziś dzielnica Będzina). Grabis był z zawodu spawaczem, a Kuk robotnikiem bez zawodu. Pozostali urzędnicy przybyli do Krzanowic także z powiatu będzińskiego. W pierwszej ocenie organizacji gminy Krzanowice sporządzonej w sierpniu 1945 r. przez tę samą grupę z Będzina można przeczytać, że „wszyscy pracownicy biurowi z praktyczną pracą administracyjną wcale nie obeznani i po raz pierwszy zaangażowani w charakterze pracowników umysłowych”. A w podsumowaniu kontrolująca ekipa „…wyraża przekonanie, że Urząd gminy w obecnym jego składzie nie odpowie zadaniu i dążyć należy do zmiany obsady biura Urzędu w jak najkrótszym czasie”.

W gminie Chałupki starosta zamianował wójta dopiero 3 lipca 1945 r. Został nim, poprzednio zamieszkały w Rychwałdzkie (Śląsk Zaolziański) Paweł Lewan (ur. 1906). Jego zastępcą został pochodzący z Bogumina Józef Sasuła (ur. 1902). Nie był nim długo, bo już w sierpniu został wójtem gminy Kuźnia Raciborska. Zastąpił go Stanisław Lis. Pierwsza ocena działalności urzędu gminy w Chałupkach była dość obiecująca: „Gmina posiada możliwości i może być jedyną gminą samowystarczalną w powiecie, lecz warunkiem do samowystarczalności musi być plan działalności w pracy taki, jaki dotychczas stwierdzony został u wójta Lewana w gminie Chałupki”.

Jeszcze przed oficjalnym objęciem władzy przez nową administrację rozpoczęła się w opisywanych miejscowościach akcja prześladowania i szykanowania miejscowej ludności. W naprędce zorganizowanych obozach – więzieniach umieszczano rodziny, które uznane za niemieckie miały być wysiedlone do Niemiec. Często ofiarami uwięzienia byli najbogatsi gospodarze, gdyż na przejęcie ich gospodarstw mieli ochotę inicjatorzy tych aresztowań. Obozy takie znajdowały się w Krzyżanowicach, w zabudowaniach pałacu oraz w Chałupkach, w byłej gospodzie u Hartmanna. Po jakimś czasie więźniów wypuszczono, choć często nie mieli już do czego wracać, gdyż ich gospodarstwa były już zamieszkałe przez „nowych gospodarzy”.

Bez marek, bez złotówek

Sytuacja mieszkańców podraciborskich miejscowościach była w połowie 1945 r. katastrofalna. Nie było gdzie mieszkać. Spalona lub zbombardowana była większość budynków mieszkalnych i gospodarczych. Dla przykładu – Tworków zniszczony był w 85%, Krzyżanowice w 75%, Bieńkowice w 60 – 70%. Brakowało też żywności. Nie działał handel, zresztą nawet gdyby działał, mieszkańcy nie mieliby za co kupować. Dotychczasowe niemieckie pieniądze przestały być ważne, a nowych polskich nie były skąd zdobyć. Fabryki i warsztaty nie działały, poza tym nie miałby kto w nich pracować. Trzeba sobie uświadomić, że w pierwszych miesiącach po zakończeniu działań wojennych we wsiach pozostały tylko kobiety, starcy i dzieci, praktycznie nie było mężczyzn. Wszyscy zdolni nosić broń dostali powołania do wojska (Wehrmachtu) i albo stracili życie, albo byli w niewoli, albo udało im się tego uniknąć i wracali gdzieś na własną rękę do swoich domów. Ci, którzy nie byli na froncie, zostali w ostatnich tygodniach przymusowo wcieleni do Volkssturmu. Do tego dochodziły aresztowania, których ofiarą padali – słusznie i niesłusznie – wszyscy podejrzani o jakiekolwiek związki z nazistowską władzą.

Sytuacji bytowej mieszkańców nie pomagał nawet rolniczy charakter zamieszkiwanych miejscowości. Większość zapasów zboża, czy ziemniaków została zniszczona bądź zarekwirowana. Nie było mięsa. Brak było wszelkiego inwentarza żywego. Dotkliwy brak zwierząt pociągowych praktycznie uniemożliwiał zbiór lichych ozimin (wiosną pola nie były obrabiane). Ponadto większość pól była albo zniszczona w wyniku działań wojennych, albo jeszcze zaminowana. Ludziom zajrzał w oczy głód. Próbowano cokolwiek zasiać lub zasadzić w ogrodach lub na skrawkach pól. Jeżeli gdzieś uchowało się trochę zboża, mielono go na mąkę ręcznie. Z takiej „grubej” mąki gotowano grysik na wodzie. Z buraków cukrowych lub czerwonych gotowano syrop, który służył do osładzania pokarmów i smarowania chleba. W wyniku braku pożywienia, a także trudnych warunków higienicznych, wśród mieszkańców zaczęły szerzyć się śmiertelne choroby, w tym groźny tyfus. Ta choroba okazała się dla wielu śmiertelna – zmarło na nią krótko po wojnie prawie 100 osób. Jednym ze sposobów radzenia sobie z brakiem żywności i środków do życia był szmugiel do pobliskiej Czechosłowacji.

Czesi weszli czołgami

Sytuacja troszkę poprawiła się po żniwach. Mimo zniszczonych i zaminowanych pól, braku koni i narzędzi, udało się trochę plonów zebrać. We wspomnieniach z tamtych czasów często pojawia się wątek wzajemnej pomocy i wsparcia. Kto miał trochę zboża i ziemniaków pomagał tym, którzy nic nie mieli. Ludzie dzielili się miejscem w ocalałych budynkach, tak by nikt nie musiał spać pod gołym niebem. Bywało, że na jednym miejscu, często w jednych piwnicach, mieszkało i po 30 osób.

Kolejnym elementem niesprzyjającym stabilizowaniu się sytuacji były niepewność, co do przyszłej przynależności państwowej. Należy zauważyć, że tuż po zakończeniu wojny Krzyżanowice i inne miejscowości były pod faktyczną okupacją sowiecką. Polskiej administracji nie było, pojawiała się tylko jakaś milicja. Czesi agitowali za Czechosłowacją, potem nawet weszli z czołgami, część mieszkańców wierzyła w powrót administracji niemieckiej, a ci słuchający radia twierdzili, że niedługo wybuchnie kolejna wojna, tym razem między Rosją z Zachodem. W tej sytuacji najlepiej było się nie wychylać i być przygotowanym na każdą ewentualność. Przejawem tego było posiadanie trzech rodzajów flag – czerwonej, biało-czerwonej i tej samej z niebieskim trójkątem z drugiej strony. W razie potrzeby wywieszano tę flagę, której akurat żądano.

W lipcu i sierpniu, po pierwszych tygodniach od oficjalnego przejęcia władzy przez tymczasowe zarządy gminne, wydawało się, że sytuacja będzie się powoli normować. Zaczęli wracać mężowie i synowie, którym udało się uniknąć sowieckiej niewoli. Powracali ci, którzy przed frontem uciekli do Czechosłowacji. Pomalutku zaczęła budzić się do życia gospodarka. Ale niestety – to nie był koniec złych doświadczeń. Nowa władza zaczęła wprowadzać nowe porządki. Zaczął się upokarzający proces weryfikacji i połączone z tym wysiedlenia lub ucieczki na Zachód. Następnie nastąpiło odniemczanie, czyli zwalczanie wszelkich przejawów niemczyzny, przymusowa zmiana imion i nazwisk itd. Potem „bitwa o handel” i tępienie „kułaków”. Ale to już tematy na kolejny artykuł…