Do Wodzisławia przyjechała grupa kilku Hindusów. Znaleźli tu zatrudnienie w firmie stolarskiej produkującej meble i powoli poznają miasto. Kaushal Parmar, Krupen Soni, Antony Tijin, Devang Pawar, Isaac Kamalesh i Dipak Purohit – wszyscy pochodzą z Indii i wszyscy są niezwykle przyjaźni, pogodni oraz sympatyczni. Zgodzili się z nami spotkać, by opowiedzieć o sobie. – Dzień dobry! Cześć! – pochwalili się znajomością grzecznościowych zwrotów w języku polskim. Poza tym rozmowa przebiega po angielsku. Oni sami – między sobą – również porozumiewają się w języku angielskim. Powód jest prosty. Inaczej by się nie dogadali. Pochodzą bowiem z różnych regionów Indii i mówią albo dialektami języka hindi, albo językami uznanymi za oficjalne w poszczególnych stanach. – Indie są bardzo różnorodne. Stany różnią się między sobą kulturą, strojami, jedzeniem, językiem. Dopiero w 1947 roku uzyskaliśmy od Wielkiej Brytanii niepodległość i różne regiony utworzyły Republikę Indii – tłumaczą różnorodność swojego kraju.
Zaczepki w Warszawie
Do Wodzisławia trafili z Warszawy. Tam większość z nich studiuje lub studiowała. Przede wszystkim kierunki techniczne na Politechnice Warszawskiej. Studia inżynierskie kończyli też w Indiach, ale zależało im na kontynuowaniu nauki za granicą. Na przykład Kaushal i Antony byli w Warszawie współlokatorami, mają za sobą egzaminy, więc w czasie wolnym od nauki postanowili dorobić. Ktoś może zapytać: „Ale dlaczego Wodzisław? Dlaczego nie praca w Warszawie?”. – W Warszawie spotkały nas nieprzyjemności – mówią wprost. Przez ciemniejszą karnację byli brani za… muzułmanów. Jeden z nich postanowił nawet zgolić brodę, bo miał z jej powodu nieprzyjemności. Tymczasem dwóch z nich to katolicy, pozostali to hinduiści. – Tylko w Warszawie spotkaliśmy się z przejawami rasizmu. Nigdzie indziej tego nie było. W Krakowie, Poznaniu czy innych miastach – nie było nieprzyjemności. Te incydenty z Warszawy są dla nas przykre i zaskakujące, bo w Indiach jesteśmy bardzo otwarci wobec osób z zewnątrz. Poza tym mamy różne społeczności, różne religie, różne poglądy polityczne, ale współżyjemy ze sobą – mówią.
W Wodzisławiu czują się dobrze
W Wodzisławiu goście z Indii są raptem od kilku dni, ale mówią, że czują się tu dobrze. – Na razie nasze doświadczenia są pozytywne – podkreślają. Nie mieli jeszcze zbyt wielu okazji do tego, by zwiedzić miasto. Pierwszego dnia wybrali się do centrum, żeby coś zjeść. Podzielili się na dwie grupy. Mięsożercy zdecydowali się na kebab przy Kubsza, a wegetarianie wybrali bezmięsną pizzę w jednej z restauracji. – Jesteśmy tu bardzo krótko i nie znamy jeszcze miasta. Brakuje nam osoby, która zechciałaby pokazać nam ciekawe miejsca w Wodzisławiu i opowiedzieć o nich – podkreślają. Młodzi Hindusi mieli okazję poznać ks. prałata Bogusława Płonkę, proboszcza parafii WNMP w Wodzisławiu. Kapłan, gdy tylko dowiedział się o ich obecności, zaprosił wszystkich na spotkanie.
Smaki z Indii
Do Polski młodzi Hindusi przywieźli mnóstwo charakterystycznych dla Indii przypraw. Curry, masala – niezwykle aromatyczne mieszkanki. – Nasza kuchnia jest bardzo bogata w przyprawy. Nie są one wcale ostre, ale różnorodne – zachwalają. Zapytaliśmy też gości z Indii, czy poznali polską kuchnię. – Pirogi? Pierogi? Dobre! Nie ostre! – po raz kolejny dali popis znajomości polskich słów.
Bose stopy i japonki
Wszystkich Hindusów w Wodzisławiu łączy to, że nie lubią obuwia. W czasie spotkania z nami każdy z nich miał bose stopy i japonki. Żadnych skarpet czy ciepłych kapci. – Lubimy bose stopy. Nic nas nie krępuje. W Indiach tak się praktykuje. Oczywiście to nie jest tak, że po Wodzisławiu chodzimy boso. Mamy kilka par butów i jak wychodzimy na zewnątrz, to je zakładamy. Ale poza tym wolimy bose stopy – śmieją się.
Święta księga
Nasi rozmówcy pokazali nam też jedną ze świętych ksiąg hinduizmu. Ta, którą nam zaprezentowali, była napisana w języku gudźarati. – Mieszkaniec innego regionu Indii jej nie zrozumie – podkreślili (w Indiach około 50 mln osób posługuje się językiem gudźarati – przyp. red.).
Tęsknią za rodzinami
Kaushal, Krupen, Antony, Devang, Isaac i Dipak opowiedzieli nam o swoich rodzinach. Ich rodzice są przedstawicielami wielu ciekawych branż. Na przykład matka i ojciec Kaushala są zatrudnieni w banku. Ojciec Krupena zajmuje się jubilerstwem. Podobnie jak jego brat. – Ich biznes ma 65-letnią tradycję – podkreśla Krupen. Dodaje, że on sam podąża inną drogą, bo to jego marzenie. – Chciałem zostać inżynierem, to jest moja droga i w tym kierunku chcę się rozwijać – zaznacza. Ojciec Antony’ego prowadzi w południowych Indiach restaurację, a do tego zajmuje się rybołówstwem. Z kolei ojciec Devanga to profesor jednego z uniwersytetów, a mama jest panią domu. Ojciec Isaaca jest kościelnym, siostra nauczycielką, druga siostra pracuje w urzędzie podatkowym, a brat został policjantem. Tata Dipaka pracuje w biznesie naftowym. – Bardzo kocham matkę i ojca – zaznacza Dipak.
Zresztą wszyscy tęsknią za swoimi rodzinami. Ciepło mówią o bliskich. Pokazują nam zdjęcia. Na nich rodzice, bracia, siostry i przyjaciele. W dwóch przypadkach nawet dzieci. Młodzi Hindusi podkreślają, że w Indiach nie brakuje okazji do świętowania i do spotkań w gronie rodziny i znajomych. Fotografie, na których widać całe rodziny w tradycyjnych strojach, zachwycają.
Nasi rozmówcy przygotowali nam też specjalną prezentację dotyczącą największych świąt i wydarzeń z Indii, żeby podzielić się z nami cząstką swojego kraju. Na przykład w połowie stycznia w całych Indiach obchodzony jest festiwal latawców. Kolorowe i piękne latawce są wypuszczane w niebo, przez co oddaje się w ten sposób hołd niebu oraz słońcu.
Albo Diwali, czyli hinduistyczne święto światła. Specjalne lampki oliwne są zapalane w każdym domu a przed nim na powitanie Lakszmi, bogini szczęścia i dobrobytu. Symbolizują one zwycięstwo światła nad ciemnością i dobra nad złem. Oprawę święta Diwali wzbogacają sztuczne ognie i dekoracje kwiatowe. Diwali jest obchodzone z rozmachem. To jedno z najważniejszych tradycyjnych świąt obchodzonych w całych Indiach. Stanowi okazję do spotkania w gronie rodziny i przyjaciół, których obdarowuje się słodyczami.
Magdalena Kulok, Justyna Koniszewska
You must be logged in to post a comment.