Racibórz nigdy nie zapomni o Rostkach, a oni o Raciborzu

Na zdjęciu zrobionym przed hotelem Kaisera w Opawie w eleganckim kapeluszu prezentuje się doktor Rostek. W roku 1920 uczestniczył w pracach trójstronnej komisji nad wytyczeniem granicy między Polską a Czechosłowacją, a w 1921 roku między Polską a Niemcami.

W piątkowe popołudnie naszą redakcję odwiedził Krzysztof Rostek – potomek brata dra Józefa Rostka. Naszym czytelnikom ten ostatni może się kojarzyć ze szpitalem, który nosi jego imię, albo pamiątkową tablicą w Wojnowicach, gdzie przyszedł na świat. Dla nas, dziennikarzy, to jednak przede wszystkim legendarny założyciel i redaktor przedwojennych „Nowin Raciborskich”.


O braciach z Wojnowic, którzy czuli się Polakami

Krzysztof Rostek o swoich wojnowickich korzeniach i historii rodziny, związanej z Ziemią Raciborską dowiedział się czegoś więcej dopiero dzięki żonie. Pani Ewa, z wykształcenia germanistka, na co dzień prowadzi razem z mężem wydawnictwo naukowe w rodzinnym Poznaniu, można więc przypuszczać, że jakieś geny po przodkach zostały. Jeśli zaś chodzi o rodzinę Rostków, jest chodzącą encyklopedią. Od wielu lat uzupełnia ich drzewo genealogiczne, odnajduje nowych krewnych, gromadzi archiwalne zdjęcia i jest w kontakcie z wieloma naukowcami, którzy pomagają jej rozwikłać zagadki sprzed lat. – Było trzech braci Rostków: Józef, Ignacy i Stefan. Ponieważ najstarszy z nich, ożeniony z Ludwiką Trąmpczyńską, nie miał dzieci, usynowił Antoniego – najstarszego syna swojego brata Stefana. Później na wychowanie wziął też młodszego Adama. Antoni, który w trzecim powstaniu śląskim był asystentem Korfantego odpowiedzialnym za Racibórz, został adwokatem w Katowicach, a Adam dyrektorem Banku Ludowego w Gdańsku. To właśnie w tym mieście przyszły na świat jego dzieci: Franciszka i mój teść Jerzy. Z wybrzeża rodzina przeniosła się na Śląsk, gdzie Adam został burmistrzem miasta Żory – tłumaczy zawiłe losy Rostków pani Ewa i dodaje, że w mieście powstała nawet ławeczka burmistrza Adama Rostka.

Losy trójki braci na początku związane były ze Śląskiem. Najbardziej aktywny społecznie Józef, po skończeniu studiów medycznych we Wrocławiu i otrzymaniu w Lipsku stopnia doktora medycyny, osiadł w Raciborzu, skąd przez 30 lat kierował polskim ruchem w południowej części Górnego Śląska. Był inicjatorem założenia w Starej Wsi polskiej Księgarni Katolickiej, którą kierował jego brat Ignacy i pierwszej polskiej biblioteki. Z jego inicjatywy powstały też „Nowiny Raciborskie” – pierwsza polskojęzyczna gazeta na terenie naszego miasta, a także Bank Ludowy i Polski Dom Narodowy „Strzecha” w Raciborzu. Ignacy, który został plenipotentem majątku Potockich k. Lwowa, był do śmierci właścicielem dóbr Ladzkie, a najmłodszy brat Stefan osiadł w Wielkopolsce. Rostków zawsze kojarzono jednak ze Śląskiem. – Kiedy mój teść Jerzy chciał się dostać na Akademię Medyczną w Poznaniu, podczas rozmowy kwalifikacyjnej, ktoś z komisji spytał: Pochodzi pan z tych Rostków ze Śląska? A gdy potwierdził, od razu został przyjęty – opowiada ze śmiechem pani Ewa, która dodaje, że Jerzy Rostek został w końcu doktorem nauk medycznych i neurochirurgiem.

Ewa i Krzysztof Rostkowie od lat opracowują historię swoich przodków

Pani Ewa na tropie rodzinnych tajemnic

W czasach PRL-u rodzice nie kwapili się do tego, żeby opowiadać dzieciom o historii rodziny. – Dziadka nie zdążyłem poznać. Ojciec zmarł bardzo wcześnie, bo w wieku 52 lat, i o wielu sprawach nie udało mi się z nim porozmawiać – mówi pan Krzysztof, który dzięki żonie powraca coraz częściej na Śląsk. Pewnie ma to po tacie, który zawsze znajdował czas na weekendowe wypady na narty m.in. do Zwardonia. – Pamiętam, że jako dziecko przyjeżdżałem z rodzicami na grób dziadka Adama do Żor, więc wiedziałem, że nasze korzenie są na Śląsku, ale jako młody chłopak w ogóle się tym nie interesowałem – dodaje pan Krzysztof.

Pierwszym impulsem do poznania historii rodziny stał się nadany w 1982 roku przez Telewizję Katowice program „Doktor Rostek przyjmuje”, poświęcony Raciborzowi i działalności Józefa Rostka. – Zaczęłam czytać teksty o przedwojennym Raciborzu, a pomogła mi w tym znajomość języka niemieckiego, szczególnie gotyku, którego nauczyłam się na studiach. Tak mnie to wciągnęło, że do tej pory muszę mieć każdą książkę związaną z tą tematyką – wyjaśnia pani Ewa i na lekturach nie poprzestaje. – Zdjęcia, które ze sobą przywiozłam pochodzą z lwowskich albumów Rostków. Na szczęście dzieci Stefana: Zbyszek i Wanda, których w te strony sprowadził bezdzietny Antoni, wróciły jeszcze przed wojną na Śląsk i fotografie ocalały – tłumaczy i dodaje, że do dziś żyje 95-letnia siostra jej teścia – ciocia Franciszka, której opowieści pomagają uzupełnić rodzinną historię. – Wkradałam się w łaski cioci przez wiele lat. W końcu nabrała do mnie zaufania i zaczęła opowiadać, ale mam wrażenie, że starsi ludzie często stawiają sobie taką cezurę mentalną, która sprawia, że nie o wszystkich sprawach wypada powiedzieć. Pięć lat temu dowiedziałam się od niej o jej kuzynce Danucie, mieszkającej w Rybniku. Odnalazłam ją i okazało się, że do tej pory mieszka w domu, zakupionym za pieniądze ze spadku po Ignacym – opowiada Ewa Rostek.

Długoletnie poszukiwania przyniosły zaskakujące odkrycia.– Okazało się, że Rostkowie są spokrewnieni z piosenkarką Anią Wyszkoni. – Kiedy rodzice Józefa Rostka pobierali się, jego ojciec Florian, który brał za żonę Franciszkę z Wyszkoniów, musiał mieć dyspensę, bo była jego kuzynką – tłumaczy pani Ewa i dodaje, że choć w samych Wojnowicach przed wojną mieszkało około rodzin dwudziestu Rostków, rzadko zdarzało się, by pobierali się między sobą.

Jeszcze tu wrócimy

Rostkowie przyznają, że Śląsk kojarzył im się kiedyś jedynie z Barbórką. – Gdy wybierałem się do cioci do Katowic, przejeżdżając przez nieciekawe i zadymione miasta, myślałem, że nie są to miejsca, do których chciałbym wrócić. Potem odkryłem, że jest tu wiele zbytków i pięknych zamków – tłumaczy pan Krzysztof.

Do Raciborza przyjechali po raz trzeci. Oprócz redakcji „Nowin Raciborskich” odwiedzili też Zamek Piastowski, po którym oprowadzał ich Marcin Chorzelewski. Na więcej nie wystarczyło już czasu, ale nasi goście obiecali, że wrócą jeszcze podczas wakacji, bo na Śląsku jest więcej miejsc, związanych z ich rodziną. – Ostatnio zajęłam się badaniem historii Rostków od 1500 do 1740 roku na terenie Jastrzębia-Zdroju. To najprawdopodobniej ta sama rodzina. Jeden z członków Towarzystwa Miłośników Ziemi Jastrzębskiej podsyła mi wszystkie informacje, które znajduje o Rostkach w rocznikach starych gazet i archiwach. Takich ludzi dobrej woli jest więcej i to mnie mobilizuje – tłumaczy pani Ewa.

O doktorze Rostku pisał już ksiądz Emil Szramek, ale pani Ewa nie chce się skupiać tylko na jednej postaci, bo jej drzewo jest już coraz większe, a drogi przodków jej męża zataczają coraz szerszy krąg, od Śląska po Pomorze. – Może z tych moich poszukiwań powstanie kiedyś książka, bo historia tej rodziny jest jak powieść. Na razie szukam koncepcji, jak to wszystko przedstawić, by było interesujące nie tylko dla nas i naszych dzieci – podsumowuje pani Ewa i dodaje, że jej, Wielkopolance, wiele frajdy sprawia odkrywanie wzajemnie przeplatających się wątków śląskich i poznańskich w historii rodziny Rostków. – Józef Rostek miał żonę z Poznania, więc chciał, by jego wychowanek Antoni również ożenił się z poznanianką. W końcu wybór padł na córkę znanego chirurga, doktora Ignacego Zielewicza. Również oni nie doczekali się potomstwa i wzięli na wychowanie dziewczynkę. Podobno ich wychowanica jeszcze żyje w Katowicach, więc chciałabym ją również odwiedzić – mówi pani Ewa i dodaje, że rodzinnego zjazdu Rostków jeszcze nie było, ale kiedy dotrze już do wszystkich, na pewno taki zorganizuje w Raciborzu, albo w Wojnowicach. – Zawsze powtarzam mężowi, że nie wystarczyłoby mu całego życia, żeby zrobić tyle ciekawych rzeczy jak Józef Rostek – podsumowuje moja rozmówczyni, a że energii i zapału jej nie brakuje, już zaczynam się martwić, czy nasze miasto zdąży się przygotować na przyjęcie wszystkich potomków doktora Rostka.

Katarzyna Gruchot