Nasi na morderczym rajdzie Red Bulla

Mieszkańcy Łęgu koło Raciborza, miłośnicy motocykli i rajdów terenowych wybrali się na II edycję największego w Europie Środkowo-Wschodniej masowego wyścigu motocyklowego enduro.


DSC_0053

Rajd Red Bull 111 MegaWatt odbył się na terenie Kopalni Węgla Brunatnego Bełchatów. Łącznie nasza grupa zawodników i kibiców liczyła dwanaście osób. Założycielem wyścigu jest Polak, mistrz świata. Tadeusz Błażusiak, który w zeszłym roku zwyciężył, a w tym nie wystartował z powodu kontuzji. Było dużo gwiazd światowego formatu m.in. Jonny Walker, Graham Jarvis i Andreas Lettenbichler. Można było zauważyć, że w tym roku impreza nabrała większego rozpędu, chociażby po większym udziale gwiazd.

– Przed rokiem byliśmy jako widzowie. W tym roku postanowiliśmy wziąć udział. Sześć osób od nas miało zamiar wystartować, ostatecznie do boju wyruszyły cztery osoby, z czego trzy awansowały do finału, a dwie dotarły na metę – wyjaśnił Robert Zagolla, jeden z uczestników.

Do eliminacji przystąpiło blisko 800 uczestników, z czego po eliminacjach zostało 500. – Jeżdżę w terenie już od pięciu lat – zauważył Robert i dodał: Reszta zobaczyła, że jeżdżę i dołączyła. Zawsze byliśmy zafascynowani imprezami tego typu na świecie. Jak dowiedzieliśmy się, że jest coś takiego organizowane w Polsce i tak naprawdę niedaleko nas (ok. 200 km), to ani chwili się nie zastanawialiśmy. Będąc tam na miejscu i widząc te emocje chciało się wsiąść na motor i jechać z nimi. Niestety, musieliśmy czekać cały rok, aby wziąć udział w zawodach. Czekaliśmy z niecierpliwością na możliwość rejestracji, a wszystkie miejscówki praktycznie w jeden dzień się rozeszły. To są zawody dla profesjonalistów z licencją, ale także dla amatorów – powiedział Robert.

DSC_0259

Jak mówią, w tym roku była lepsza pogoda niż przed rokiem. Wówczas był upał ponad 30 stopni, więc wszyscy tam umierali z gorąca. Teraz było wietrznie, pochmurno, więc warunki dobre do jazdy. Dla nich to jest pasja, to jest ich życie. – Najtrudniejsze w wyścigu jest pokonywanie przeszkód… Pionowo ustawione opony traktorów, wielkie skały, belki drzewa, metalowe rury. Właśnie te metalowe rury były punktem krytycznym na trasie. Tam było najwięcej widzów, którzy patrzyli jak motocykliści się z tym męczą – mówią rajdowcy.

Finał składał się z trzech okrążeń po 21 km jedno. W każdym okrążeniu można było policzyć dwieście zjazdów. Zawodnik musiał się wykazać bardzo dobrą kondycją, żeby ukończyć wyścig.

O tym jak trudny to jest wyścig świadczy fakt, że na 500 uczestników do mety dotarło 274 rajdowców w tym dwóch naszych bohaterów – Jürgen Sagolla z Dülmen w Niemczech (139. miejsce; 2:46:50) i Tomasz Kolodziej z Łęgu (173. miejsce 2:56:14). Po pierwszym finałowym okrążeniu z uwagi na usterkę w motorze zrezygnować musiał Damian Waiser. W eliminacjach odpadł Robert Zagolla, z kolei Paweł Riemel i Denis Kostka nabawili się kontuzji przed startem. W związku z tym, że Robertowi nie udało się awansować do finału to pełnił rolę mechanika. – Godzinę przed startem Tomek złapał kapcia, więc trzeba było szybko działać, żeby zdążyć wymienić kółko – powiedział Robert. Co ciekawe, z naszej ekipy do finału dostali się tylko ci, którzy przyjechali do Bełchatowa ze swoimi drugimi połówkami. Jako kibice i dobry duch zespołu ekipę wspierali: Martyna Kolodziej, Katarzyna Riemel, Adam Bluszcz, Lisa Möllers, Weronika Stanek, Aneta Bluszcz.

Maciej Kozina